[ Pobierz całość w formacie PDF ]

festiwalu młodzieży w Warszawie; wrócili do Afryki oczarowani urokiem młodych Polek.
Zliczne dziewczyny nie tylko nie miały jakichkolwiek uprzedzeń, lecz przeciwnie,
afrykańskim chłopcom okazywały więcej względów i ciepła niż na przykład Szkotom czy
Amerykanom.
Konde Alseny przez długi czas przypuszczał, że serdeczność, okazywana gościom w
Warszawie, wynikała głównie z nastrojów festiwalu, ale niedawno zmienił zdanie. Czarowne
Polki pozostały nadal przychylne dla cudzoziemców. Spotkał pewnego Francuza, jeżdżącego
co roku na międzynarodowe targi do Polski, i ów doświadczony bywalec zapewniał, że wiele
urodziwych Polek, zaprzyjazniwszy się z cudzoziemcami, wyjeżdżało za granicę jako żony,
narzeczone, nawet jako przyjaciółki cudzoziemców, a polskie władze im tego nie utrudniały.
 Marzę o żonie Polce!  zakończył Konde z błyskiem w oku.
Naczelnik może wyczuł u nas niejakie wątpliwości, bo zaczął wywodzić, że on również ma
żonę jasnoskórą, mianowicie Mulatkę z Konakri, i jest z nią szczęśliwy, a w bratniej Ghanie
"córka angielskiego lorda, Sir Crippsa, poślubiła Murzyna, ma z nim dzieci i wcale nie tęskni
za ojcowskim środowiskiem.
 Marzę o żonie Polce!  jeszcze raz westchnął rozrzewniony Konde.
Między nami stała na stole zacna butelka, Produce of Poland. Musiałem uśmiechnąć się do
niej: z Polski wychodziła w świat nie tylko dobra wyborowa eksportowa, ale także dobra
opinia o innych wyborowych eksportowych.
Względność czasu
Uszkodzenie samochodu nie mogło spłatać nam gorszego figla. W łeb wzięły nasze plany
dotarcia do siedzib szczepu Koniagi, rozproszonych w brussie z dala od utartych szlaków, i
nawet powrót do okolic bardziej cywilizowanych stawał się już problemem: nie można tu
było wypożyczyć samochodu osobowego, autobusy kursowały tylko rzadko i przygodnie, a
50
wynajęcie małej ciężarówki kosztowałoby majątek, dwieście do dwustu pięćdziesięciu
dolarów. Wpakowaliśmy się w obrzydliwe tarapaty, ale mimo wszystko nie traciliśmy dobrej
myśli. Jedno nie ulegało wątpliwości: co do komunikacji byliśmy zdani na łaskę i pomoc
lokalnych władz.
Po miłym wspólnym obiedzie Konde Alseny podjął się zawiezć towarzystwo swoją
półkamionetką do Jukunkunu, by przedstawić nas swemu szefowi, komendantowi okręgu
administracyjnego. Jechało się przez Kundarę, gdzie przyłączył się do nas Barry Sęku Diallo,
komendant okręgu Gaual, graniczącego z okręgiem Jukunkun od południa.
Barry Sęku Diallo był młodym, przystojnym Fulbejem, ale
0 innym typie urody niż Konde z plemienia Mandingo: podczas gdy twarz Kondego wyrażała
łagodność i skłonność do zadumy, Diallo uderzał sporą pewnością siebie, swobodą
zachowania
1 pańską wyniosłością; minę miał zuchwałą, junacką, a rysy niemal aryjskie, i gdyby nie
czarna skóra, można by go wziąć za jakiegoś Kmicica.
Wybitnie bystry, rozgarnięty, podobno piastował do niedawna stanowisko dyrektora
departamentu w którymś z ministerstw w Konakri, ale będąc niepoprawnym zarozumialcem,
zraził sobie wielu kolegów i przełożonych. Powierzenie mu komendy okręgu Gaual było
rodzajem zesłania na północne kresy państwa.
Diallo miał samochód osobowy, który sam prowadził, więc Eibla i mnie umieścił koło siebie,
podczas gdy Konde jechał swą kamionetką.  Po drodze widać  wpisałem do notesu  na
pół nagich Koniagi, mężczyzn i kobiety, a młode dziew-
Nowa przygoda
97
czyny obnoszą nagie piersi, czego dotychczas w Futa Dżalon nie spotykało się. Dotychczas
widzieliśmy tylko czcigodne matczyne piersi, gdy matrony chodziły rozebrane do pasa. Kraj
jest płaski, góry Futa Dżalon za nami".
W pewnym miejscu cztery starsze kobiety Koniagi siedziały na polu w pobliżu drogi i
oczyszczały orzeszki ziemne, zniesione na kupę. Kazałem Diallowi zatrzymać się i
wyskoczyłem do niewiast z aparatem. Coś tam mruknęły pod nosem na moje przyjazne
bonjour, zresztą zachowywały się z uprzejmą powściągliwością. Poza tym, że były prawie w
negliżu, opięte tylko na biodrach jakimś łachmanem w swoistym stylu bikini, niewiele różniły
się od ubogich kobiet innych szczepów.
Fotografowałem je raz za razem, co przyjmowały biernie i obojętnie jak nieunikniony dopust
boży; mniej biernie natomiast zachował się mój Fulbej Diallo. Zepewne, jego zdaniem,
zagrażało honorowi Gwinei, że uwieczniałem poczciwe naguski.
 Assez! Venez!  Dosyć! Niech pan przyjdzie  usłyszałem nagle z jego samochodu
niecierpliwe wezwanie.
Ton, do tego stopnia rozkazujący, byłby niewłaściwy nawet w Europie, tym dziwniej zaś
brzmiał tu, w byłej kolonii, gdzie jeszcze dwa, trzy lata temu panoszył się biały człowiek,
bogom równy. Teraz doznałem na własnej skórze, jak obecnie tych bogów i szacunek dla nich
diabli wzięli, wróciłem więc do samochodu wybornie rozbawiony. Gdy ruszyliśmy, ulżyłem
sobie drwiącą uwagą:
 Pewnie długo był pan w wojsku?
 Nie, nie byłem wcale. Dlaczego?
 Ma pan głos generała.
 Generała?
 To co najmniej sierżanta...
Zerknąłem na niego. Wydął nieco usta, przymrużył oczy, ale żart przyjął bez urazy.
Podziwiałem go: był to niezrównany okaz pana. Czarne spodnie i czarne trzewiki, biała
51
koszula nylonowa z długimi rękawami, zapięty ^ kołnierzyk i ciemny krawat -- wszystko było
doskonałe, podobnie jak wyraz buty
98
na zuchwałej twarzy. Młody szlachcic fulbejski nie oduczył się mierzyć dumnym wzrokiem
ludzi; tak patrzyli jego wyniośli przodkowie na pokonane szczepy i na niewolników.
Paradna względność czasu: jeszcze trzy lata temu ów Fulbej nie śmiałby odezwać się tak
obcesowo do mnie, białego, ale siedemdziesiąt lat temu biały człowiek nie śmiałby tu tak
pokpić sobie z Fulbeja bez narażenia swego gardła.
Szlagon
Gdy zajechaliśmy do Jukunkunu, była godzina czwarta, ale komendant okręgu, Barry
Mahmadu Ury, odbywał jeszcze drzemkę popołudniową. W pięknie urządzonej rezydencji,
prze1-jętej po francuskim chef de cercle * i nadal starannie utrzymanej, powitała nas zażywna
niewiasta, żona  zapewne główna żona  komendanta Ury.
Z ujmującą prostotą powiedziała, że mąż jeszcze śpi, ale go wkrótce zbudzi, i pełna
towarzyskiej grzeczności prosiła nas o rozgoszczenie się jak u siebie w domu. Każdego
uprzejmie pytała, jakiego  drinka" sobie życzy, po czym czarny jak jego pani boy sprawnie
nas obsłużył. Na niskim inkrustowanym stoliczku obok mnie postawił szklankę z lodem i
nalał do niej whisky jonny walker, ile sobie życzyłem, oraz wody sodowej perrier.
Siedząc w gigantycznych fotelach ze skóry, tonęliśmy w nich jak w głębokim naczyniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl