[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Amanda i Jane, chodzcie no tu.
Amanda przysiadła w nogach jego łó\ka, patrzyła na Harry'ego
jak mała dziewczynka, czekająca na bajkę na dobranoc. Dwa dni temu
nie przyszłoby jej do głowy, \e będą rozmawiać jak równy z równym.
Teraz wydawało się to oczywiste: wszyscy byli ofiarami, wszystkim
udało się ujść cało z opresji.
- Zaczynaj, Harry.
- No więc tak. Siedziałem w pokoju, gapiłem się w monitory, a\
tu nagle wszedł facet w czarnej czapce. Pomyślałem, \e to trochę
dziwne nakrycie głowy jak na taki upał. Wtedy naciągnął na twarz
maskę i wymierzył we mnie broń.
- śeby się do ciebie dostać, ten gość musiał przejść przez cały
bank. Muszą być jakieś jego zdjęcia z kamer wideo.
- To nie ma znaczenia - zauwa\ył Harry. - Policja aresztowała
jednego, drugi, ranny, jest w tym szpitalu. Trzeci uciekł, nadal się
ukrywa, ale akurat jego zdjęć mają pod dostatkiem.
- Uciekł z Carrie. Ona wcią\ jest zakładniczką - powiedziała
Amanda. Wymieniły spojrzenia z Jane i obie wzdrygnęły się na myśl
o tym, przez co musi przechodzić Carrie.
- Tak czy inaczej - ciągnął dalej Harry - ten facet w masce kazał
mi się odwrócić, potem wystukał na klawiaturze komputera kod
wyłączający system monitorowania banku. Kiedy polecił mi iść do
drzwi, sięgnąłem po broń i dostałem w łeb.
- Zaraz, zaraz - wtrąciła się Amanda. - Powiadasz, \e dokładnie
wiedział, co robić? Jak to mo\liwe?
- Zastanawiałem się nad tym. Z tego, co wiem, tylko ty i ludzie z
Summit Security znali kody.
Nie musiał jej tego przypominać.
- Mo\e to jakiÅ› haker komputerowy? Czy to mo\liwe, Harry?
- Mnie chyba nie podejrzewasz? - zaniepokoił się Harry.
- Oczywiście, \e nie - obruszyła się Amanda. Jesteś najlepszym
pracownikiem ochrony, jakiego kiedykolwiek mieliśmy.
- Widzisz? - powiedziała jego \ona. - Powtarzałam ci to samo.
Nie stracisz pracy.
- Oczywiście, \e nie, o ile ja będę miała coś jeszcze do
powiedzenia.
Amanda zwróciła się do Jane:
- Kiedy zrozumiałaś, \e to napad?
- Trudno określić - przyznała kasjerka.. - Było ich trzech,
wszyscy w czarnych maskach. Wszyscy mieli broń maszynową.
Kazali nam poło\yć się na podłodze, twarzą do ziemi.
Zająknęła się i Amanda zrozumiała, \e Jane znów prze\ywa
tamten koszmar.
- Ju\ dobrze. Opowiadaj dalej.
- Byłam zbyt daleko, \eby włączyć cichy alarm. Le\ałam na
podłodze i modliłam się, \eby nikomu nic się nie stało.
Amanda po raz kolejny przytuliła Jane.
- Przykro mi, \e musiałaś przez to przejść.
- Przecie\ to nie twoja wina.
To była jednak jej wina. Przecie\ bandyci wybrali właśnie ten
oddział Empire Bank nie przez przypadek. Wyglądali na
zawodowców, wiedzieli, co robią. Przyszli do jej oddziału.
- Co było dalej? - spytała po chwili milczenia.
- Byłam jak sparali\owana. Nie mogłam się ruszyć. Jeden z
napastników chciał klucz do sejfu, ale nie mogłam mu go dać, bo
wzięła go Carrie.
- Carrie zabrała klucz? - To brzmiało podejrzanie.
- Musiała. Jeden z tych bandziorów chciał mnie uderzyć, nie
miała wyjścia. Wiem, co mówią o Carrie, \e była zamieszana w ten
napad i takie tam głupoty. Ale ja ani przez chwilę w to nie wierzyłam.
Ona po prostu chciała mi pomóc.
- Zgadzam się z tobą, Carrie nie jest kryminalistką. Jane ciągnęła
swoją opowieść:
- Aadowali właśnie pieniądze, kiedy pojawiła się policja i
brygada specjalna. Wtedy dostał kulkę jeden z klientów. Nie
widziałam tego, ale ogłuszył mnie huk wystrzału. Potem bandyci
zwolnili wszystkich zakładników, z wyjątkiem ciebie i tej kobiety,
która do ciebie przyszła.
- Tracy Meyer - przypomniała sobie Amanda. Biedna Tracy!
Powinna była do niej zadzwonić!
- To straszne! Okazałam się takim tchórzem! - rozpaczała Jane.
- Nieprawda. To ja powinienem był cię bronić - protestował
Harry.
Mogli się przekrzykiwać do upadłego, ale to i tak nie
rozwiązywało zagadki napadu. Amanda musiała oczyścić się z
zarzutów, a Harry Hoffman mógł znać odpowiedzi na dręczące ją
pytania.
Poprosiła, \eby Jane i Muriel poczekały na korytarzu, zostawiły ją
samÄ… z Hoffmanem.
- Harry, opowiedz mi o naszym wspólnym sekrecie.
- Nikomu nic nie powiedziałem o ukrytej kamerze. Ani glinom,
ani nikomu innemu.
Coś jej zaświtało w głowie, lecz nie potrafiła przypomnieć sobie,
o co dokładnie chodzi.
- Kamera? Po co?
- Rzeczywiście masz amnezję - zdenerwował się Harry.
- To ju\ powoli mija. - Przypomniała sobie prywatną rozmowę z
Harrym kilka dni wcześniej. - Podejrzewałam, \e ktoś z personelu
dobiera się do mojego biurka. Wtedy poprosiłam cię o zainstalowanie
kamery w gabinecie.
- A ja kupiłem ją w Summit Security. Miała się uruchamiać
jedynie po otwarciu jednej \ szuflad twojego biurka.
Takie nagranie mogło stanowić bardzo wa\ny dowód. Przecie\
ktoś mógł wykraść tajne kody i przekazać je bandytom. Ale kto?
- Dzięki, Harry, muszę jechać do banku.
- Nie ma za co.
Odwróciła się. W drzwiach pokoju stał David. Był tak wściekły,
\e a\ się wzdrygnęła.
- Miałaś siedzieć w domu i odpoczywać. Co tu robisz?
- Jest od cholery rzeczy do zrobienia. A ty nie powinieneś być w
ambulatorium?
- Powinienem, ale mam na głowie wa\niejsze sprawy. - Uchylił
szerzej drzwi i do środka weszły Muriel i Jane w towarzystwie dwóch
policjantów.
- Co się dzieje? - zaniepokoił się Harry.
- Morderstwo - wyjaśnił David. - Ten bandyta, Tempie, został
zastrzelony w szpitalu.
ROZDZIAA SIÓDMY
W szpitalnym pokoju Harry'ego Hoffmana powiało chłodem.
Amanda zadr\ała, poczuła na ciele dotyk lodowatych palców. Nie
była bezpieczna. Zmierć czaiła się wszędzie. Jeden z bandytów został
zamordowany.
Będzie się broniła. Musi się bronić. Wstała, wyprostowała się,
gotowa do działania.
- Mogę wiedzieć, jak to się stało? Czy nikt go nie pilnował? -
zwróciła się do dwóch policjantów stojących w milczeniu za
Davidem.
Policjanci wymienili niepewne spojrzenia.
- My... nie wolno nam o tym rozmawiać... - zaczął bąkać starszy.
- Mo\ecie jej spokojnie powiedzieć - wtrącił David. - Jak ją
znam, nie odpuści, dopóki nie dojdzie prawdy. Poza tym w
wiadomościach o piątej będzie na pewno obszerna relacja na ten
temat.
Policjant przestąpił z nogi na nogę, poprawił kaburę przytroczoną
do paska.
- Policjant pilnujący Tempie' a odszedł gdzieś na moment -
zaczął rzeczowym, bezbarwnym tonem. - Wtedy zabójca wszedł do
pokoju, oddał jeden strzał, prosto w twarz ofiary. Kiedy policjant
wrócił, nie zajrzał do wnętrza, nie sprawdził, co z więzniem. Dopiero
jego zmiennik, który przyszedł dziesięć minut temu, odkrył zbrodnię.
Amanda osłupiała w obliczu takiej niekompetencji, takiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]