[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie.
 A co słychać w stolicy?  spytał Kortejo.
 Pełno w niej Francuzów.
 To zapewne przebywanie w niej nie należy do czynności bezpiecznych.
 Aż tak zle nie jest, ale nie możecie mówić kim naprawdę jesteście.
 Ani mi to w głowie. Nazywam się Antonio Veridante i jestem adwokatem hrabiego
Alfonso de Rodriganda. Kapitan jest moim sekretarzem. Proszę to sobie zapamiętać, na
wszelki wypadek.
Agent natychmiast zanotował dane, po czym powiedział:
39
 Wybaczcie panowie, że się przeraziłem słysząc nazwisko kapitana. Już od kilku tygodni,
codziennie przychodzi do mnie jakiś człowiek i pyta, czy kapitan Landola przypadkiem nie
przybył.
 Kto to taki?  spytał Landola.
 Nie mam pojęcia.
 Nie wiesz jak się nazywa?
 Nie powiedział.
 Czego chce ode mnie?
 Nie chciał mi tego powiedzieć.
 Hm, pyta codziennie. Widocznie musi mieć jakiś powód. Kiedy zazwyczaj przychodzi?
 Mniej więcej o tym czasie. Pewnie niedługo zapuka.
 Muszę powiedzieć, że bardzo mnie to interesuje. Rzeczywiście nie upłynęło nawet pięć
minut, gdy usłyszeli pukanie.
 Mam go wpuścić?  zapytał agent.
 Naturalnie  odparł Landola.
 Co mam mu powiedzieć?
 Ja sam z nim pomówię.
W drzwiach stanęła jakaś wysoka, chuda postać.
 Chciałem spytać, czy senior Landola przypadkiem nie przypłynął?  brzmiało pytanie.
Landola mimo woli zacisnął pięści. Na pierwszy rzut oka poznał swego przyrodniego
brata. Przeczuł, że to pragnienie zemsty przygnało go aż tutaj. Zmienionym głosem zapytał:
 Czego pan chce od niego, senior?
 To już moja sprawa.
 A dlaczego szukacie właśnie tutaj?
 To też moja sprawa.
 Dziwny z was człowiek. A wolno mi wiedzieć, jak pan się nazywa?
 Nie.
 Do diabła, to grubiaństwo. W ten sposób niczego się nie dowiecie. Nic wam nie powiem,
dopóki nie odpowiecie mi na chociaż jedno pytanie.
 Na jakie?
 Kto was skierował aż tutaj?
 A gdy odpowiem, dowiem się gdzie on jest?
 Tak.
 Wiecie to?
 Sam chcę go odszukać.
 Tak, ale czy się wam to uda.
 Naturalnie, a nawet na pewno.
 No dobrze, powiem wam. Przysłał mnie tu ojciec Hilario z klasztoru della Barbara w
Santa Jaga.
 Nie znam go, kto mu powiedział o tym miejscu?
 Gdybym był pewny, że spotkam Landolę, to powiedziałbym i to  odparł myśliwy.
 Daję wam na to moje słowo  powiedział Landola.
 Zgoda. Ten zakonnik dowiedział się o tym adresie od seniora Kortejo.
Na twarzach słuchaczy odmalowało się zdziwienie.
 Od Pabla Kortejo?  spytali wszyscy trzej równocześnie.
 Tak, od niego.
 Znacie go może?
 Znam.
 Jesteście może jego zwolennikiem?
40
POGOC
Prawie w tym samym czasie, kiedy parowiec kapitana Wagnera przybił do portu, niedaleko
stanął na redzie inny statek.
Wagner załatwił formalności i wyszedł na pokład, chcąc zejść na ląd by poznać choć
trochę miasto i jego mieszkańców. Właśnie przechodził koło Petersa, więc zapytał go:
 No i co, prawda, że co tych dwóch pasażerów to się grubo pomyliłeś?
 O nie, panie kapitanie  brzmiała odważna odpowiedz.
 Nie?  spytał zaciekawiony i nie mniej zdziwiony.
 Tak jest. Jeden z nich był żeglarzem, ale obaj to oszuści.
 Co ty wygadujesz, mieli przecież dokumenty.
 Tak, a w nich fałszywe nazwiska.
 Niemożliwe dokumenty były w porządku.
 Nie przeczę, ale jak byli sami ze sobą, to rozmawiali całkiem inaczej.
 Dobrze słyszałeś?
 Kilka razy i bardzo dokładnie.
 Jak się nazywali?
 Ten żeglarz mówił do adwokata, Kortejo, a adwokat do niego kapitanie lub senior
Landola.
Wagner aż podskoczył, raczej krzycząc niż pytając zawołał:
 To prawda?
 Zwięta prawda.
 Może się mylisz?
 Nie, dobrze słyszałem.
 To dlaczego łajdaku zaraz mi o tym nie powiedziałeś?
 Bo mi pan kapitan zabronił interesować się nimi.
 Do stu diabłów! Nieszczęście!
Zaczął gwałtownie chodzić po pokładzie mrucząc do siebie:
 Hm, teraz wszystko wydaje mi się jasne. To dlatego tak dobrze znali całą historię. Aadnie
się spisałem, nie ma co. Dałem im się podejść jak jakiś uczniak, wszystko wypaplałem.
Muszę to naprawić. Peters!
Majtek zjawił się natychmiast.
 Na rozkaz!
 Ubierz się natychmiast przyzwoicie i po cywilnemu, pójdziesz razem ze mną do miasta.
Poznasz tych łotrów?
 Naturalnie.
 To spiesz się. Musimy ich złapać choćby za cenę własnego życia.
Na brzegu najpierw udali się do urzędu celnego, gdzie otrzymali potwierdzenie, że nijaki
Antonio Veridante był tam, nie pozostało im więc nic więcej, jak rozpocząć poszukiwania w
mieście. W wędrówce swej trafili do restauracji. Wagner zmęczony i zziajany musiał nieco
odpocząć, podszedł do stolika, przy którym siedziało tylko dwóch jegomościów. Szczególną
uwagę zwracał jeden z nich, o ogromnym nosie. Aż cofnął się na widok tego nochala.
41
Obcy mężczyzna zauważył to i splunąwszy potężnie powiedział:
 Proszę bliżej, proszę się nie obawiać, mój nos nie gryzie.
Wagner uśmiechnął się lekko i rzekł:
 W to nie wątpię.
Skłonił się grzecznie młodemu towarzyszowi nochala i przedstawił krótko:
 Kapitan Wagner.
Młody człowiek podniósł się nieco i odpowiedział:
 Kapitan Helmer.
Jego towarzysz uczynił to samo mówiąc: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl