[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak.
- Z Dunką - powiedział niepewnie brat.
- Tak - powiedział Josef i zamilkł.
Jego milczenie wprawiło brata w zakłopotanie i Josef spytał, żeby coś powiedzieć: - Dom jest te-
raz twój?
Niegdyś mieszkanie stanowiło część trzypiętrowej kamienicy, która należała do ojca; na drugim
piętrze mieszkała rodzina (ojciec, matka, dwóch synów), resztę pięter wynajmowano. Po rewolucji
komunistycznej w 1948 roku dom został wywłaszczony i członkowie rodziny pozostali w nim jako
lokatorzy.
- Tak - odpowiedział brat z wyraznym zażenowaniem. -Próbowaliśmy się z tobą skontaktować,
ale bez skutku.
- Jak to? Znasz przecież mój adres!
Po roku 1989 wszystkie posiadłości i grunty upaństwowione przez rewolucję (fabryki, hotele, ka-
mienice, pola, lasy) wróciły do dawnych właścicieli (a dokładniej rzecz biorąc, do ich dzieci lub
wnuków); procedura ta nosiła miano zwrotu majątku": wystarczyło, by ktoś oświadczył w sądzie,
że jest właścicielem, by po roku - jeśli oświadczenia takiego nikt nie podważył - zwrot majątku sta-
wał się nieodwołalny. To prawne uproszczenie umożliwiło wiele oszustw, lecz pozwoliło uniknąć
procesów spadkowych, odwołań i doprowadziło do powstania w zadziwiająco krótkim czasie spo-
łeczeństwa klasowego z bogatą, przedsiębiorczą burżuazją, zdolną rozruszać gospodarkę kraju.
- Adwokat się tym zajmował - odpowiedział brat, ciągle zakłopotany. - Teraz jest już za pózno,
sprawa jest zamknięta. Ale nie obawiaj się, dogadamy się sami, bez adwokatów.
W tej chwili weszła bratowa. Tym razem nie doszło do zderzenia spojrzeń: postarzała się tak
bardzo, że wszystko było jasne, gdy tylko ukazała się w drzwiach. Josef miał ochotę spuścić głowę,
by spojrzeć na nią pózniej, ukradkiem, i jej nie drażnić. Chwyciła go litość, wstał, podszedł do bra-
towej i ją ucałował.
Usiedli. Nie mogąc otrząsnąć się z wrażenia, Josef przyjrzał się uważniej: na ulicy nie poznałby
jej. To są ludzie mi najbliżsi, myślał, moja rodzina, jedyna, jaką mam, mój brat, mój jedyny brat.
Powtarzał te słowa, jakby chciał przedłużyć wzruszenie, zanim się rozproszy.
Fala rozczulenia kazała mu powiedzieć: - Zapomnij w ogóle o sprawie z domem.
Słuchaj, naprawdę, w kwestii domu: posiadanie czegoś tutaj nie jest moim zmartwieniem. Moje
zmartwienia są gdzie indziej.
Brat z ulgą powtórzył: - Nie, nie. Chcę, żeby było sprawiedliwie. Zresztą słowo twojej żony też
tu się liczy.
- Mówmy o czymś innym - powiedział Josef, kładąc dłoń na dłoni brata i ją ściskając.
17
Oprowadzili go po mieszkaniu, aby pokazać, co się zmieniło po jego wyjezdzie. W jednym z po-
kojów zobaczył obraz, który do niego należał. Kiedy tylko podjął decyzję o wyjezdzie z kraju, mu-
siał się spieszyć. Mieszkał wówczas w innym mieście na prowincji i zmuszony utrzymywać w taj-
emnicy swój zamiar emigracji, nie chciał wzbudzić podejrzeń, rozdając przyjaciołom swoje dobra.
W przeddzień wyjazdu włożył klucze do koperty i wysłał je do brata. Pózniej zatelefonował do ni-
ego z zagranicy i powiedział, by wziął z mieszkania wszystko, co mu się przyda, zanim państwo
skonfiskuje. Pózniej, gdy osiadł już w Danii i zaczął szczęśliwie nowe życie, nie miał najmniejszej
ochoty dowiadywać się, co bratu udało się ocalić i co z tym zrobił.
Wpatrywał się długo w obraz: biedna robotnicza dzielnica, przedstawiona ze śmiałą kolorystycz-
ną fantazją, przypominającą fowistów z początku wieku. Na przykład Deraina. Jednak obraz nie mi-
ał w sobie nic z pastiszu; gdyby został wystawiony w 1905 roku w Paryżu podczas Salonu Jesien-
nego z innymi obrazami fowistów, wszystkich by zdumiała jego obcość, zaintrygował tajemniczy
zapach podróżniczki przybyłej z sinej dali. W istocie obraz pochodził z 1955 roku, okresu, gdy
doktryna sztuki socjalistycznej domagała się surowo realizmu: autor, namiętny modernista, wolał
malować tak, jak malowało się wówczas wszędzie na świecie, to znaczy w manierze abstrakcyjnej,
lecz zarazem chciał być wystawiany; musiał zatem znalezć cudowny punkt, w którym imperatyw
ideologiczny połączy się z jego pragnieniami artystycznymi. Nędzne domki, mówiące o życiu ro-
botników, były daniną spłacaną ideologom, a ostre, gwałtownie nierealistyczne kolory prezentem,
jaki zrobił sobie samemu.
Josef odwiedził jego pracownię w latach sześćdziesiątych, gdy doktryna oficjalna traciła już na
sile i malarzowi wolno było robić mniej więcej to, co chciał.
Naiwnie poważny, Josef wolał tamto stare płótno od nowych i malarz, który do swego robotnic-
zego fowizmu żywił sympatię zmieszaną z pobłażliwością, ofiarował mu je bez żalu; chwycił nawet
pędzel i obok swego podpisu namalował dedykację z imieniem Josefa.
- Dobrze znałeś tego malarza - zauważył brat.
- Tak. Uratowałem jego suczkę.
- Zobaczysz się z nim?
-Nie.
Wkrótce po 1989 Josef otrzymał w Danii paczkę ze zdjęciami nowych obrazów malarza, tym ra-
zem tworzonych już z pełną swobodą: nie różniły się niczym od milionów innych obrazów malo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]