[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego słuchaczki głośno zastanawiały się nad losem latarników,
Elizabeth pojawiła się w bluzce, spódnicy do jazdy na rowerze,
wysokich butach i słomkowym kapeluszu.
- Stajenny wprowadzi powóz - powiedziała lekko drżącym
głosem.
Rozdział trzynasty
Stajenny pomógł Elizabeth wsiąść na kozła, a jeden z uniformów z
gofry podbiegł z naręczem ziół. Siedziała sztywno wyprostowana,
ściągając łokcie. Lejce trzymała między palcami lewej ręki. W prawą
ujęła bat. Kiedy ruszyli, była doskonale opanowana.
Qwilleran pomyślał, że w tej wymownej scenie brakuje
melodramatycznego tła muzycznego. Orkiestra gra, a oni odjeżdżają
w kierunku zachodzącego słońca. I co za plejada postaci!
Autokratyczna matka, nieśmiała córka, dwóch posłusznych synów
plus jeden, który idealnie pasował do roli zbuntowanej czarnej owcy
w rodzinie.
Siedząc obok kruchej postaci dzierżącej wodze, spytał;
- Czy pani chory nadgarstek pozwala posługiwać się batem?
- Trzymam go dla formy - odparła. - Skip reaguje na wodze i
głos woznicy. Nasz stajenny wspaniale wyćwiczył konie - zatrzymali
się przed bramą, a potem skręcili w procesję niedzielnych
spacerowiczów. - Dalej, Skip! - koń kiwnął łbem, jakby
potwierdzając, że rozumie, i skierował się w lewą stronę.
- Matka mówi, że pan pisuje do gazety. Do której? - spytała
Elizabeth.
- Moose County coś tam na lądzie.
- Naprawdę tak się nazywa? Nie czytam gazet. Zamieszczają
tyle złych wiadomości. O czym pan pisze?
- Prowadzę kolumnę o tym i owym... Jeśli mogę spytać, gdzie
były dzisiaj pawie? Słyszałem, że je hodujecie.
- Matka sprzedała je do zoo po śmierci ojca. Denerwowały ją ich
krzyki. Pawie były ulubieńcami ojca. Matka sprzedała również jego
teleskopy i książki astronomiczne. To było jego hobby. Widział pan
kiedyś UFO? Ojciec mówił, że zatrzymują się nad dużymi
zbiornikami wodnymi. Kiedy się pojawiali, budził nas w środku nocy
i zabierał na dach, skąd obserwowaliśmy ich przez lornetkę. Tylko
matka i Jack nigdy z nami nie chodzili. Ona twierdziła, że to głupie, a
zdaniem Jacka to były nudy. Jack szybko się nudzi.
Elizabeth okazała się bardziej rozmowna, niż się spodziewał.
Ciągnęła swoją opowieść, a Qwilleran oceniał w duchu poznaną
rodzinę. Jack i matka mieli ten sam pewny siebie sposób bycia,
atrakcyjny wygląd i odwrócony uśmiech. To jasne, że był jej
pupilkiem. Przysparzał jej kłopotów, żeniąc się nałogowo, ale opłacała
jego rozwody. Pozostała trójka była zapewne bliżej związana z ojcem.
Mieli szerokie brwi, delikatne rysy i łagodniejsze cechy osobowości.
Elizabeth nadal mówiła o ojcu.
- Nauczył mnie powozić, kiedy byłam mała. To przyjemniejsze
niż jazda samochodem - rozpoznała dwa powozy wracające z Grand
Island Club : brewstera i pająkowaty pojazd, oba odrestaurowane
przez Williama. Kiedy mijali pas publiczny, wyraziła zaskoczenie i
smutek z powodu zmiany charakteru dawnych prywatnych domów.
- Zapewne pamięta pani dom pokryty korą brzozową -
powiedział Qwilleran. - Obecnie mieści się w nim Zajazd Domino .
Zatrzymałem się w tamtejszym domku letniskowym. Jest mały i
ciasny, ale powtarzam kotom, żeby były wyrozumiałe. Zawsze to
lepsze niż mieszkanie w namiocie.
- Naprawdę pan z nimi rozmawia?
- Bez przerwy. Im częściej rozmawiamy z kotami, tym
mądrzejsze się stają, pod warunkiem że prowadzimy z nimi
inteligentne rozmowy.
Przed Czterema Oczkami pomógł jej wysiąść.
- Piękna muzyka! Flet i harfa! - jej twarz nagle się rozjaśniła.
- Moja sąsiadka jest muzykiem. Kiedy nie gra na pianinie, słucha
płyt.
- Marzyłam o tym, żeby grać na flecie. Wyobrażałam sobie, że
chodzę po ścieżce przyrodniczej, a moja muzyka wywołuje z lasu
małe zwierzęta. Ale matka nalegała, żebym brała lekcje gry na
pianinie. Nie byłam zbyt... - przystanęła, piszcząc z zachwytu na
widok dwóch par niebieskich oczu przyglądających się im przez
szybę. Koko i Yum Yum siedziały wyprostowane na stoliku do gry.
Nastroszyły uszy i wpatrywały się w bestię stojącą przed domkiem.
Elizabeth weszła do środka i wyciągnęła do nich lewą rękę, w której
trzymała wodze, a koty ostrożnie ją obwąchały.
Qwilleran przedstawił wszystkich, wspominając o niezwykłej
bystrości Koko, który ostatnimi czasy zainteresował się grą w domino.
- Czuje potęgę cyfr - powiedziała Elizabeth z powagą. - Koty
wyczuwają pierwiastek mistyczny, a w cyfrach jest magia. Pitagoras
odkrył to przed tysiącami lat. Słyszał pan o numerologii? Uczyłam się
tej metody. Jeśli poda mi pan pełne imię i nazwisko, będę mogła coś o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]