[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W końcu dopiął swego. Powietrze zaświszczało mi w uszach i wewnętrzny luk
otworzył się. Eet przez chwilę walczył z opornym skafandrem, aż w końcu wydobył się
z niego i ze złością odepchnął nogą bezużyteczny ubiór. Potem przyczłapał do mnie
i zaczął majstrować przy zatrzaskach mojego kombinezonu.
Powietrze wypełniające kapsułę otrzezwiło mnie na tyle, że zdołałem ściągnąć
ochronny strój i wpełznąć do kabiny. Eet wyprzedził mnie i natychmiast przykucnął
w hamaku przeznaczonym dla pilota, naciskając odpowiednie guziki, by nas stąd
wyprowadzić.
Wgramoliwszy się do hamaka, wyczerpany ległem na plecach. W tej chwili
zupełnie nie wierzyłem w to, że uda nam się przedrzeć przez zewnętrzne zabezpieczenia
Gwiezdnych Wrót. Przecież nasz statek musi napotkać po drodze jakieś pole siłowe,
które  nie wyrządzając żadnej krzywdy  zatrzyma nas, tak jak życzyli sobie nasi
prześladowcy. Mimo to, przekora nie pozwoliła mi poddać się bez walki. Zcisnąłem
kamień nicości w drżących dłoniach i zmieniłem wygląd  albo raczej spróbowałem
zmienić wygląd, gdyż nie mając lustra, nie mogłem się upewnić co do rezultatu moich
starań.
Była to jedyna rzecz, którą mogłem teraz zrobić. Liczyłem, że w ten sposób uda
mi się przynajmniej oszukać fale zwiadowcze.
 Jedna właśnie nadchodzi  poinformował mnie Eet i od tej chwili ani
razu nie nawiązał ze mną kontaktu, koncentrując się wyłącznie na szukaniu wyjścia
z tunelu.
129
Ile czasu mi pozostało? Zciskałem w rękach kamień, mimo że parzył mnie w palce.
Nie miałem lustra, które pozwoliłoby mi śledzić poszczególne etapy transformacji, ale
włożyłem w tę przemianę resztki woli i energii.
Spojrzałem zamglonymi oczyma na swoje nowe ciało. Na nogach miałem
znajome skórzane spodnie. Kiedy popatrzyłem trochę wyżej, od razu rzucił mi się
w oczy blask admiralskiej tuniki. Obróciłem głowę w lewo, a potem w prawo. Na
obnażonych rękach, poniżej łokci, dostrzegłem opaski wysadzane klejnotami. Dzięki
mocy kamienia nicości stałem się dokładna kopią dostojnika  taką przynajmniej
miałem nadzieję. Jeśli obserwowali nas za pośrednictwem fal, to ta sztuczka mogła dać
nam niewielką przewagę, chociaż na krótką chwilę wprowadzając ich w błąd.
Eet nie patrzył na mnie, ale jego myśl odbiła się echem w mojej głowie.
 Dobra robota. Oho, nadchodzi fala zwiadowcza!
Nie posiadając zdolności mojego towarzysza, mogłem mu tylko uwierzyć na
słowo. Zebrałem wszystkie siły i dość żwawo uniosłem się w hamaku. Eet znienacka
uderzył włochatą pięścią w pulpit sterowniczy. Kapsuła wystartowała gwałtownie,
wciskając mnie z powrotem w hamak. Dostałem zawrotów głowy, zrobiło mi się
niedobrze  a potem zapadłem w ciemność.
Rozdział czternasty
Kiedy wróciła mi przytomność, przez pewien czas leżałem oszołomiony, gapiąc
się w koliste wybrzuszenie nad sobą. Z początku nie byłem w stanie przypomnieć sobie,
gdzie jestem, ani nawet kim jestem. Powoli wracała mi pamięć ostatnich wydarzeń. Co
najmniej udało nam się przeżyć; nie padliśmy ofiarą zabezpieczeń chroniących piracką
twierdzę. Czy jednak zdołaliśmy zachować wolność?! Być może znajdowaliśmy się
w obrębie pola siłowego. Spróbowałem usiąść i hamak kapsuły zakołysał się.
Jedno szybkie spojrzenie upewniło mnie, że nie przypominam już dostojnika,
chociaż za sterami kapsuły wciąż kulił się włochaty karzeł. Moja dłoń powędrowała
do wybrzuszenia w pasie. Chciałem jak najprędzej sprawdzić, czy znowu jestem sobą.
Miałem dziwnej wrażenie, że nie będę w stanie normalnie myśleć czy planować, zanim
również z wyglądu nie stanę się znowu Murdokiem Jernem. Zupełnie jakby stworzona
na poczekaniu iluzja sprawiła, że zmieniłem się w nieudaną kopię ojca. A przecież
przemiana miała dotyczyć tylko powierzchowności. Powoli zaczynałem się w tym
wszystkim gubić.
 Tak, jesteś sobą  dotarła do mnie myśl Eeta.
Mimo to, wciąż czułem jakiś niepokój. Moja dłoń spoczęła na kieszeni, w której
przez wszystkie te dni i miesiące przechowywałem kamień nicości. Nie wyczułem tam
znajomego, twardego kształtu. Kieszeń była pusta!
 Kamień!  wrzasnąłem, mimo zmęczenia unosząc się w hamaku.
 Kamień...
Eet zwrócił się w moją stronę. Twarz kosmity była zupełnie bez wyrazu  takie
przynajmniej miałem wrażenie.
 Jest w bezpiecznym miejscu.  Ponownie użył telepatii.
 Ale gdzie?
 W bezpiecznym miejscu  powtórzył.  A ty znowu także z wyglądu
przypominasz Murdoca Jerna. Przedostaliśmy się przez ich zabezpieczenia. Fala
zwiadowcza dotarła do ciebie, kiedy wyglądałeś jak dostojnik, i dała się oszukać. Dzięki
temu mieliśmy dość czasu na wydostanie się z zasięgu osłon za pomocą kamienia.
131
 A więc do tego był ci potrzebny! Wezmę go teraz z powrotem. Wciąż siedziałem
prosto, chociaż musiałem kurczowo trzymać się hamaka, żeby utrzymać tę pozycję.
Wykorzystując moc kamienia, Eet użył tego samego sposobu, którym posłużyliśmy się
niegdyś, aby zwiększyć szybkość statku zwiadowczego Patrolu. Zły byłem na siebie, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl