[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to z szaleńczą odwagą. Wykonał pan taki zabieg nie po raz pierwszy. Udało się to panu raz w
Dayton i drugi w Oncmnati. To pański ulubiony numer. Kupić upadającą firmę, podnieść ją,
pozostawić w dobrych rękach i zabrać się do następnej akcji ratunkowej. Wiem, \e rozgląda
się pan bez większych rezultatów za kimś, komu mógłby pan powierzyć to pańskie najnowsze
odratowane dziecko.
Widząc, \e Saxton zaczyna się niecierpliwić, Mike dodał jeszcze kilka prywatnych
informacji.
52
- Wiem, \e ma pan trzy córki - powiedział szybko. -1 lubi pan podró\ować. Urodził się
pan w Bostonie, skończył Uniwersytet Browna i mieszkał w domu studenckim z niejakim
Jasonem Stuartem.
Po chwili milczenia Mike wyciągnął z rękawa ostatni atut.
- Je\eli zechce pan zajrzeć do tej teczki, stwierdzi pan, \e pracowałem dla firmy Stuart-
Spencer w San Francisco. Jason Stuart był moim szefem. Ten sam, z którym mieszkał pan za
studenckich czasów.
Jedynie lekka bladość pod opalenizną twarzy Mike'a zdradzała jego zdenerwowanie.
- Przyszedłem do pana - powiedział wreszcie - poniewa\ jest pan dokładnie takim
mened\erem, z jakim chciałbym pracować. I tak\e dlatego, \e pan dobrze wie, jakim
człowiekiem był i jest Jason Stuart.
Zapanowała cisza. Saxton siedział nieruchomo w swoim fotelu. Teczki nie otworzył.
Mijały sekundy, jedna dłu\sza od drugiej.
Nagle wielka, twarda dłoń wyciągnęła się do Mike'a.
- Niech się panu nie zdaje, \e będzie panu lekko - mruknął Saxton. - Je\eli rzeczywiście
chce pan dla mnie pracować, Ianelli, to niech pan zacznie od zaraz.
W dziewięć godzin pózniej Mike wsiadł z powrotem do swojego samochodu. Szalała
marcowa wichura. Zbli\ała się północ. Wóz Mike'a był jedynym autem na parkingu.
Mike odchylił się, ziewnął szeroko i z wielkim wysiłkiem powstrzymał się od triumfalnego
okrzyku. Jak\e pragnął, by u jego boku siedziała teraz Maggie.
Rozstał się z nią sześć tygodni temu. Przez ten czas szukał, jak szalony, pracy. Nie robił
tego dla Maggie, ale dla samego siebie. Ale gdyby jej nie było, nie zdobyłby się chyba na
dzisiejszy wyczyn. To ona, zielonooka czarodziejka z Filadelfii, skłoniła go, nawet o tym nie
wiedząc, do podjęcia takiego ryzyka. Ona, obca dziewczyna, która mu zaufała, wzięła go w
ramiona i oddała mu się, ślepo wierząc w jego uczucia.
Kilkanaście razy chwytał za słuchawkę, by zadzwonić do niej, ale nigdy nie mógł się na to
zdobyć. Czuł, \e nie powinna wiązać się z człowiekiem bez pracy, z człowiekiem załamanym
i zgorzkniałym.
Napisał do niej jeden starannie wywa\ony liścik i zamierzał napisać drugi, potwierdzający
spotkanie na początku kwietnia - i tyle.
Był jej bezgranicznie wdzięczny za to, co mu dała, ale właśnie dlatego nie chciał się z nią
wiązać. Wcią\ powtarzał sobie: Ianelli, nie nalegaj, nie naciskaj, mo\e ona cię wcale nie chce,
mo\e był to chwilowy kaprys, mo\e potrzebny jej był obcy człowiek, do którego mo\na się
53
było na chwilę przytulić, no i trafiło na ciebie. Prze\yli dwa wspaniałe dni, o których być
mo\e pragnęła zapomnieć.
Pierwszy weekend kwietnia wydawał mu się oddalony o całe wieki.
Twarz, patrząca na nią z lusterka, była obojętna i spokojna. Maggie zamknęła puderniczkę
i zapięła pasy. Samolot wylądował gładko, bez przykrych podskoków. Tote\ uczucie strachu,
które ściskało jej gardło, nie mogło być wynikiem twardego lądowania.
Ludzie wstawali, wyjmowali baga\e ze schowków. Maggie nie mogła się zdobyć na to, by
wstać z fotela. Dopóki była w samolocie, czuła się stosunkowo spokojnie i bezpiecznie. Było
ciepło. Jedzenie niezłe. Kietły dwie godziny wcześniej opuszczała dom, myślała, \e cieszy się
na spotkanie z Mikiem, \e jest ono wa\ne i potrzebne. Chciała mu pokazać swoją
niezale\ność i samej sobie dowieść, \e to, co uwa\ała za miłość, było tylko iluzją.
Mo\e powinna po prostu wrócić do domu? Najlepiej schować się w ubikacji i zostać w niej
do odlotu.
Jednak\e po chwili wstała i wolnym krokiem przeszła do hali przylotów.
Mike obserwował uwa\nie kłębiący się tłum. Wzrok jego spoczął wreszcie ma bramce,
przez którą przechodzili pasa\erowie z Filadelfii. Ukazywali się w niej najrozmaitsi ludzie,
starzy, młodzi, mę\czyzni, kobiety i dzieci, ale rudej dziewczyny ani śladu.
Przestraszył się. Na pewno nie przyjechała. Musiało jej się coś stać. Bał się takiej sytuacji
od tygodni. śe nie będzie mogła albo nie będzie chciała go zobaczyć. śe znalazła sobie
innego mę\czyznę, \e zapomniała o nim, człowieku bez pracy, który nie miał jej nic do
zaofiarowania.
Serce biło w piersi Mike'a jak młotem.
Wreszcie ukazała mu się sylwetka Maggie. Szła tu\ za jakimś jasnowłosym,
rozczochranym chłopcem. Wyglądała na osobę zrównowa\oną, chłodną, w ka\dym razie nie
na kobietę, która spieszy się, by paść w ramiona kochanka.
Nie spodziewał się, \e będzie taka spokojna, obojętna i pewna siebie. Ze zdumieniem
obserwował jej staranny makija\, elegancki, ale skromny kostium, buty na wysokich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl