[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyglądał czarująco. Jego włosy były wilgotne po kąpieli. Miał na sobie szorty i podkoszulek.
Stal boso, więc widać było zabandażowany palec.
Kierując się podobnym uczuciem, jakie Ruby żywiła do swego siostrzeńca. Rana miała ochotę
uszczypnąć Trenta w policzek. Jaki mężczyzna posiada tyle wdzięku? Kusił jak lody orzechowe
podczas kuracji odchudzającej. Posmakuj i wyrzuć przez okno .
- Nie, nie mogę - odparła stanowczo.
- Och, proszę!
Ten przymilny ton rozbawił ją.
- Muszę popracować. Nie masz nic sensownego do roboty?
- Mógłbym pogimnastykować się i poćwiczyć trochę ze sztangą. Albo zrobić Ruby przysługę i
posprzątać w szklarni. Chce posadzić tam kwiaty. - Mrugnął do Rany. - Boję się o moje ramię i
dlatego leniuchuję.
- Cóż, do widzenia.
- A mieliśmy być przyjaciółmi - mruknął i odszedł.
Rana uśmiechnęła się, zamykając drzwi. Próbowała sobie wmówić, że jest po prostu zadowolona
z życia. Ale czy naprawdę Trent Gamblin nie ma z tym nic wspólnego?
W tygodniu, który nastąpił, wszystkie dni upływały podobnie. Zaczęli regularnie spotykać się i
biegać każdego ranka. Ruby zwykle czekała na nich ze śniadaniem. Potem Rana szła na górę
pracować, by wykorzystać przedpołudniowe światło.
Trent zachowywał się nieznośnie, ale nie sposób było się na niego gniewać. W ciągu dnia
naprawiał różne rzeczy w domu. Wieczory spędzali zwykle w saloniku, oglądając telewizję.
Próbowali też gier towarzyskich. Któregoś razu wybrali się na spacer po okolicy. Ruby
opowiedziała gościom wszystko o mieszkających tu rodzinach. Nic w Galveston nie mogło się przed
nią ukryć.
Pewnego razu Trent znalazł starą, ręczną maszynkę do lodów, którą pamiętał z dzieciństwa.
Wyczyścił ją, naoliwił zardzewiałą korbkę i poprosił Ruby, by ukręciła lody waniliowe. Parę godzin
pózniej delektowali się nimi, siedząc pod drzewami za domem.
Rana porównywała ten spokojny wieczór z szalonymi dniami spędzonymi w klubach
nowojorskich. Nie chciałaby znów znalezć się w tym zgiełku.
Trent także nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak odprężony i zadowolony.
W czwartek Rana wybrała się do sklepu po materiały. Wracając nic prawie nie widziała, gdyż
niosła wielką, nieporęczną paczkę. Kiedy wreszcie położyła ją na stole, zdumiała się. W łazience na
podłodze leżał mężczyzna. Nie widziała jego głowy i ramion, zasłoniętych obudową umywalki, ale
muskularne nogi rozpoznała od razu.
- Jeśli jesteś złodziejem, przyjmij do wiadomości, że nie chowam klejnotów w rurach
kanalizacyjnych.
- Mądrala...
- Potrafisz chyba wyjaśnić, dlaczego leżysz na podłodze w mojej łazience, kryjąc głowę pod
umywalką?
- Ruby mówiła mi, że coś tu przecieka.
- Powinna wezwać hydraulika, by uszczelnił rurę.
Wysunął głowę i spojrzał na Ranę z irytacją.
- Jesteś formalistką. Czy nikt ci tego nie mówił? Powinnaś się cieszyć, że naprawiam twoją
umywalkę. Znów zajrzał pod obudowę zlewu.
- W porządku. Nie gniewaj się - powiedziała pojednawczo. - Co tu tak pachnie?
- Schowałaś za umywalkę butelkę ze środkiem dezynfekcyjnym. Była zle zakręcona, więc trochę
się wylało.
Ponieważ teraz nie patrzył na Ranę, mogła podziwiać jego ciało. Znów miał na sobie obcisłe
spodenki, które zdawały się być jego letnim uniformem, oraz spłowiałą koszulę. Jej rękawy zostały
krótko obcięte. Postrzępione nitki kleiły się do opalonej skóry Trenta, Guziki koszuli były rozpięte.
Rana z trudem przełknęła ślinę. Mężczyzna trzymał ramiona wysoko nad głową. Każde poruszenie
rąk uwydatniało mięśnie klatki piersiowej. Miał płaski, lekko wklęśnięty brzuch. Pępek ginął w
gęstwinie ciemnych włosów. Wytarte spodenki przylegały mocno do ciała. Rana nie mogła oderwać
oczu od miejsca, w którym łączyły się uda Trenta. Między uniesionymi kolanami leżał klucz
francuski.
- Ano?
Podskoczyła, jakby Gamblin przyłapał ją na gorącym uczynku i skierowała wzrok na umywalkę.
- Tak?
- Czy coś się stało?
- Nie. Wszystko w porządku.
Czy zauważył, że brakuje jej tchu? Zastanawiała się, dlaczego tak na nią działał. Przywołała w
pamięci sesję zdjęciową na Jamajce, gdzie pozowała z prawie nagimi, śniadymi modelami. %7ładen z
nich tak nie pobudzał zmysłów Rany.
- Podaj mi ten klucz, dobrze?
- Klucz?
- Mam zajęte obie ręce. Widzisz go?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]