[ Pobierz całość w formacie PDF ]

własnymi rękami! - nie wytrzymał Michael.
- Musiałem. Czy ty nic nie rozumiesz? Po prostu musiałem. - Zniżył
głos do szeptu. - Była taka jak inne baby. I to był jej błąd. Spotkałem ją
w sklepie za miastem... i spojrzała na mnie tak... - Obleśnie przesunął
językiem po spękanych wargach. - Wiesz, jak kobiety patrzą na facetów,
nie?
- O tak... - przytaknął Michael.
Kathy zauważyła, jak wymienili z Gabrielem porozumiewawcze
spojrzenia. Gabe lekko ruszył głową, jakby mówił:  Zajmij go rozmową,
a ja skoczę, gdy najmniej będzie się spodziewał". Zrozumieli się bez
słów.
- Pragnęła mnie - kontynuował Art. - Nie minął dzień czy dwa,
spotkałem ją i znów tak spojrzała... Poszedłem za nią. Wiedziałem, czego
RS
100
chce...- urwał, przymknął oczy, a przez jego twarz przemknął cień bólu.
Gabe sprężył się do skoku, lecz Art, jakby coś przeczuwając,
przygwozdził go spojrzeniem.
- I co dalej? - Mike odwracał jego uwagę po nieudanej próbie.
- Zaczęła się wyrywać i krzyczeć, że nie chce. One tak robią.
Kobiety...
- I zabiłeś ją? - ton Michaela był bezbarwny, pozbawiony emocji.
- Musiałem! Zrozum to! Ona była zła! Nie chciała zrobić tego z
mężczyzną. Nie przestawała krzyczeć - w głosie Arta zabrzmiała
histeryczna nuta. - Dlaczego kobiety są takie? Dlaczego nam to robią?
- Twoja matka jest inna, Art. Grace tak nie robiła...
- Grace... Nie... - uśmiechnął się jak małe, zagubione dziecko,
spragnione matczynego ciepła. - Ona nie robiła tych rzeczy. Gdzie ona
jest? Tutaj, prawda? Mamo? Gdzie jesteś? Schowałeś ją! Dlaczego ją
schowałeś? Ja ją kochałem i ona mnie, zanim nie urodziły się te dzieci. I
potem już mnie nie kochała... Chcę zobaczyć mamę. Tak jej potrzebuję.
Azy popłynęły po szorstkich, ciemnych policzkach Artura. Wciąż
patrzył na Mike'a, nie wypuszczając pistoletu, ale uwolnił ramię
Ricky'ego, gdy uniósł dłoń, by obetrzeć twarz.
Gabe bał się zaatakować, dopóki chłopiec był w mocy brata. Kathy w
lot pojęła, co robić. Dała małemu znak i ten natychmiast pacnął na
ziemię i wbiegł na czworakach pod stół, aż dotarł do niej. Pochwyciła
chłopca, podbiegła do parterowego okna i jednym ruchem przerzuciła go
na drugą stronę. Stało się to w zupełnej ciszy. Gdy Art podniósł
załzawione oczy, nic nie zauważył. Z zewnątrz dobiegło popłakiwanie
Ricky'ego i ciepły, kobiecy szept:
- Nie płacz, ciii... Chodz do babci.
- Kathy wyrzuciła mnie rzez okno! - żalił się mały.
- Tak. Niegrzeczna Kathy. A teraz idziemy. Lufa wycelowana w
Mike'a nawet nie drgnęła.
Szaleniec rozejrzał się po pokoju jak człowiek zbudzony z głębokiego
snu.
RS
101
- Gdzie chłopiec? - warknął.
- Jaki chłopiec? - Gabriel zrobił niewinną minę. - Tu nie ma żadnych
chłopców. Art potrząsnął głową.
- Andrea... Andrea, ta łajdaczka, wiesz... Była moja, a poślubiła
innego... - potarł czoło wierzchem dłoni, coś sobie przypominając. -
Ciebie. Ona poślubiła ciebie! I był też chłopiec! Był mój, a ty go
zabrałeś!
Skierował broń w brzuch Gabriela, lecz on był szybszy. Chwycił rękę
mordercy w przegubie i uniósł. Przez chwilę mocowali się w mrożącej
krew w żyłach ciszy. Dla Kath sekunda ta wydawała się wiecznością.
Zmiercionośna lufa zmieniła kierunek; mogła teraz przynieść śmierć
każdemu z braci.
Jeden walczył z rozpaczliwą desperacją, drugi - z pasją furiata.
Rozległ się huk, obydwaj mężczyzni padli na podłogę. Krew... Pełno
krwi... Lśniącej, wilgotnej, gorącej...
Jakiś cień pojawił się w drzwiach. Człowiek wymierzył z pistoletu,
lecz było po wszystkim. Opuścił rękę.
- Sprawiedliwość została wymierzona - rzekł.
- Mike! - Kobieta z rozwianymi włosami odepchnęła mężczyznę i
wpadła do środka, rzucając się w ramiona ojca Kathy. To była Grace...
Gabe podniósł się powoli, z niedowierzaniem uniósł do oczu
powalane krwią ręce, po czym zachwiał się, oparł o ścianę i objąwszy
głowę rękami, jęknął rozdzierająco:
- Zabiłem! O Boże, przebacz mi! Zabiłem mojego brata!
Dochodzenie ciągnięto się godzinami. Każdy z osobna i wszyscy
razem przesłuchani zostali przez śledcze oddziały specjalne.
Andrea przyznała się do udziału w ucieczce Arta Fowlera z więzienia.
Jej winę łagodziło to, że ostrzegła przed zbrodniarzem rodzinę, gdy tylko
zorientowała się w jego zamiarach.
Grace, rozdygotana i niezdolna zasnąć, spędziła noc, czuwając przy
telefonie, dopóki nie zadzwoniła Rachela. Jako dobra matka oszczędziła
RS
102
jej szczegółów zdarzenia, świadoma niebezpieczeństwa, jakie groziło
córce i młodemu zięciowi Grahamowi. Nie chciała też budzić Michaela.
Dawno nie spał tak cicho i spokojnie - i nikt nie mógł tego wiedzieć
lepiej niż ona, gdy z uśmiechem tuliła go do piersi jak małe dziecko.
Ocknął się na chwilę.
- To moja pierwsza spokojna noc, bo jesteś przy mnie, moja
panienko...
- Panienko? - powtórzyła z rozbawieniem.
- Tak, moja ukochana panienko... - zasnął.
- Pani Fowler - rzekł po cichu oficer. - Proszę mówić, co było dalej.
- Potem zadzwoniłam do Kathy. - uśmiechnęła się do siebie. - Nie
wiedziałam, że to ona, byłam zazdrosna. Wsiadłam w samochód i
pojechałam do Michaela. A wy gdzie się podziewaliście, ludzie? -
spojrzała z wyrzutem na kobietę w mundurze. - Pędziłam, jakby mnie
gnało stado szatanów, a nie było żywej duszy, która wlepiłaby mi
mandat!
- Trzeba było zadzwonić na policję, pani Fowler.
- Ani mi to było w głowie. Chciałam być u boku Mike'a, nie było
czasu do stracenia. Tylko ja mogłam powstrzymać Arta... - zakryła oczy,
lecz łzy popłynęły nieprzerwaną strugą między palcami jej drżących
dłoni. - Było już za pózno... Mój biedny chłopiec... On nie był do gruntu
zły. Po prostu był chory... Boże! Dlaczego nie udało mi się go ocalić?
Pogrzeb odbył się cicho, bez rozgłosu. Uczestniczyli w nim tylko
członkowie rodziny, z których nikt nie był obwiniany o spowodowanie
śmierci Artura Fowlera - notorycznego mordercy, szaleńca zbiegłego z
więziennego szpitala. Na rewolwerze widniały wyłącznie jego odciski
palców, więc całe zajście uznano za wypadek.
Tylko Gabe szedł pobladły i milczący.
- Dajmy mu chwilę samotności, Kathy - rzekła Grace do córki Mike'a.
- Sam musi się uporać z własnym sumieniem. To najtrudniejsza walka...
- Ale on mnie odrzuca - głos Kathy nabrzmiał smutkiem i rozpaczą.
- Mnie również odrzucił, dziecko - Grace objęła ją ramieniem. -
RS
103
Podobnie zachowywał się po śmierci mojego męża. Wszystko, co
możesz zrobić, to czekać. Może będzie cię potrzebował, musisz być
cierpliwa.
Lecz Gabriel nie potrzebował ani jej, ani nikogo. Obowiązki na farmie
wykonywał sumiennie, gospodarstwo utrzymywał we wzorowym
porządku. Poza tym nie odzywał się ani słowem, jego ruchy były
mechaniczne, a myślami błądził gdzieś daleko. Nawet Ricky wolał teraz
towarzystwo babci i Mike'a lub Kathy niż smutnego tatusia. Wspinał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl