[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaraz modyfikować, uwarunkowywać, odejmować i dodawać, aż wreszcie z całego wyrażo-
nego zapatrywania nie zostanie i śladu. Tym razem zatopił się tak w analizowaniu tematu, że
przestałem go słuchać, uczułem smutek i nagle szybkim ruchem przyłożyłem lufę pistoletu do
czoła tuż ponad prawym okiem30. - Dajże spokój! - zawołał Albert, odciągając broń od mojej
głowy. - Cóż to ma znaczyć? - Przecież nie nabity! - odparłem.-A choćby nawet i tak było -
28
Komisarz ojciec Loty.
29
Rzucony na falę bukiet kwiatów jest symbolem beznadziejnej miłości Wertera. Jak kwiaty te zrywane
z myślą o Locie, nie dostaną się do jej rąk, tak i miłość Wertera musi pozostać nieodwzajemniona.
30
W ten sposób właśnie Werter pozbawił się potem życia.
25
powtórzył niecierpliwie - cóż to ma za sens? Pojąć nie mogę, by ktoś mógł być do tego stop-
nia nierozsądnym, by popełniać samobójstwo! Sama myśl o tym napełnia mnie obrzydze-
niem.
- Dziwne to - zawołałem - że wy, ludzie, rozważając coś, zaraz macie na pogotowiu sło-
wa: to jest głupie... to mądre... to dobre... a to złe! Cóż to wszystko razem znaczy? Czyż zba-
daliście wewnętrzne pobudki czynu? Czyż z całą pewnością wyjaśnić możecie przyczyny, dla
których coś się stało, i udowodnić, że się stać musiało? Gdybyście to uczynili, nie bylibyście
tak pochopni w ferowaniu wyroków.
- Przyznasz mi chyba - rzekł Albert - że pewne czyny są występne, bez względu na po-
budki, jakie je wywołały.
Wzruszyłem ramionami i przyznałem mu słuszność. - Ale, mój drogi - ciągnąłem dalej - i
tutaj są wyjątki. Kradzież jest bez kwestii zbrodnią, ale powiedz, czy człowiek, dopuszczający
się rozboju, by uchronić siebie samego i swoją rodzinę od nieuniknionej śmierci głodowej,
zasługuje na karę czy na litość? Któż rzuci pierwszy kamień na małżonka, który, uniesiony
słusznym gniewem, poświęca mu swą niewierną żonę i jej nikczemnego kochanka? Któż po-
tępi dziewczynę, która poddała się w chwili upojenia nieodpornemu przymusowi miłości?
Nawet prawa nasze, tak bezduszne i pedantyczne, dają się wzruszyć i nie ośmielają się karać.
- To rzecz zgoła inna! - odparł Albert. - Człowiek, ulegający swym namiętnościom, traci
całą siłę rozumowania i uważany jest za pijanego, za szalonego.
- Ach, wy, ludzie mądrzy! - zawołałem ze śmiechem. - Namiętność! Pijaństwo! Szał! Z
jakąże obojętnością i spokojem wygłaszacie te słowa? Przyganiacie pijakowi, czujecie wstręt
do szaleńca, mijacie obu, jak kapłan z przypowieści31 i jak faryzeusz dziękujecie Bogu, że nie
uczynił was takimi, jak oni32. Ja byłem nieraz pijany, a namiętności moje unosiły mnie zaw-
sze na samo pogranicze szału, ale nie żałuję tego wcale, bowiem na samym sobie nauczyłem
się rozumieć, dlaczego okrzykiwano zawsze szaleńcami i pijakami ludzi niezwykłych, którzy
dokonywali czegoś ogromnego, czegoś niepojętego.
- Ale nawet w codziennym życiu ze wstrętem słuchać musimy, jak o człowieku, spełniają-
cym jakikolwiek śmiały, szlachetny, nieoczekiwany czyn, gawiedz powiada: to pijanica, to
szaleniec! O, hańba wam, ludzie trzezwi! Wstydzcie się, mędrcy!
- Znowu napadły cię zwykłe urojenia i fantazje - odrzekł Albert - i przesadzasz jak za-
zwyczaj. Ale w tym co najmniej mylisz się najzupełniej, że samobójstwo, o którym mowa,
przyrównujesz do czynów wielkich, a tymczasem jest ono jedynie dowodem słabości. O
wiele łatwiej umrzeć niż znosić mężnie i wytrwale życie pełne męczarni.
Chciałem przerwać rozmowę, gdyż nic mnie tak nie wytrąca z równowagi, Jak komunał
wytoczony jako argument w chwili, kiedy mówię z głębi duszy. Ale ponieważ słyszałem to
już nieraz i często się złościłem, przeto zapanowałem nad sobą i odparłem żywo: - Zwiesz to
słabością? Nie daj się, proszę cię, łudzić pozorom. Czyż nazwiesz słabym lud, który cierpiąc i
jęcząc długo pod jarzmem tyrana, zerwie się nagle do buntu i strzaska okowy? Czyż powiesz
to samo o człowieku, który pod grozą pożaru, ogarniającego jego dom, w wielkim napięciu sił
przenosi ciężary, których by ruszyć niemal nie był w stanie w zwykłym, spokojnym czasie?
Albo, czyż takim nazwiesz oszalałego wściekłością po doznanej obrazie, który rzuca się na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]