[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domu.
- Proszę, może państwo wygodnie usiądą, gdzie kto woli.
Czy pan - zwróciłem się do Zenobiusza - naprawdę nie ma nic do powiedzenia?
Zenobiusz milczał.
- A jednak trzeba będzie porozmawiać - dodałem. Na to Laura:
- Co tu dużo gadać, jak nie ma o czym mówić. Pocieszyłem Laurę, że na pewno
znajdzie się coś takiego, o czym warto pogadać. I to dużo. Zapytałem, kto jeszcze mieszka w
tym domu i w zabudowaniach, na wzgórzu już od godziny odciętym powodzią od reszty lądu.
- Jest jeszcze Eligiusz, syn Filomeny - wyjaśniła Amelia. - Na piętrze mieszka. Nie
może zejść na dół, bo ma całą nogę w gipsie. A w oficynie mieszka felczer weterynarii i stary
dozorca Filip. Gienię pan już poznał.
Tak, poznałem. Ona nazywała to  poznaniem ! Tak samo znałem ich wszystkich. A
więc nikogo, bo nic o nich nie wiedziałem.
- Musimy sobie zaufać - powiedziałem. - Jestem w trudnej sytuacji, przyznaję
szczerze, pozbawiony pomocy z zewnątrz. I skazany tylko na waszą pomoc i waszą dobrą
wolę.
Zapaliłem papierosa;
- Otóż to - dodałem. - Skazany. Właściwe określenie. Stanąłem pod oknem i oparłem
się o futrynę. Mówiłem:
- Nie wiem, co myślicie o naszej pracy. Ale chyba najważniejsze jest, co człowiek sam
myśli o swojej pracy i jak rozumie jej sens. Moja praca polegała głównie na tym, i to
uważałem za swój pierwszy obowiązek, by nie dopuścić do szerzenia się zła. Przeszkodzić
przestępcy, nim zdąży popełnić zbrodnię lub nadużycie. I tym samym spowodować, by ten
człowiek jednak nie stał się przestępcą? Niestety, nie zawsze udaje się zapobiec zbrodni. W
takim wypadku muszę odnalezć winnego i udowodnić mu, że jest winien. W obu wypadkach
muszę liczyć na pomoc uczciwych ludzi. Rozumiemy się, panie Zenobiuszu? Liczę na pana.
- Zawsze mówiłem - odparł Zenobiusz - że życie jest brutalne, i pełne zasadzek.
- A dla mnie życie jest jak taksa. - wtrąciła Laura. - Szybko jedzie i dużo kosztuje,
więc kiedyś trzeba wysiąść. Bo kto to wytrzyma?
Spojrzałem na nią. Skąd tak dobry nastrój u młodej dziewczyny, w takiej sytuacji?
Powiedziałem nieco brutalniej, niż zamierzałem:
- Tak, trzeba wysiąść. Ale nie tak, jak wysiadła Filomena!
Dodałem ciszej i łagodniej:
- Przy takim  wysiadaniu z życia nikomu nie wolno pomagać. Co do tego koniecznie
musimy się porozumieć. Przecież wiecie, że ludzie, przeceniając wartość własnego życia i
zdrowia, na ogół nie szanują cudzego zdrowia ani życia. Nawet godzą w życie innych. Jeśli
ktoś rozmyślnie lub w uniesieniu zabija, staje się z kolei moją ofiarą. Muszę szukać takich
ludzi, ścigać ich i osaczyć dowodami bezspornymi. %7łeby ich ukarać. Nie sam, to zrozumiałe.
Bo takiej władzy nie może mieć żaden człowiek. Ale przy pomocy prawa, przy pomocy
prokuratora i sądu, który wnikliwie i obiektywnie całą rzecz rozpatrzy. Właśnie przy pomocy
prawa musimy korygować pewne ujemne właściwości natury ludzkiej.
W drzwiach salonu ukazała się Gienia.
- No więc? - zapytałem. - Czy ktoś przyznaje się do popełnienia tego czynu?
Odpowiedzieli zgodnym chórem:
- Nie!
- Proszę się zastanowić - powiedziałem. - Jeszcze jest czas. Im prędzej, tym lepiej. No
więc? Kto?
Milczeli.
Przeszedłem przez salon i zatrzymałem się przed Zenobiuszem. Popatrzyłem na niego.
Domyślił się, o co mi idzie.
- Ja nie - mruknął niechętnie.
Zatrzymałem się przed Amelią.
- A pani?
- Nie zrobiłam tego, panie sierżancie.
- Mam nadzieję - odparłem. Zbliżyłem się do Barnaby..
- A ty, synku?
- Kochałem ciocię, słowo honoru. Ja jeden ją kochałem i ciocia mnie także.
Spojrzałem na Laurę i podszedłem do niej. Mini-spódniczka była wysoko
podciągnięta, odsłaniała całe uda. Laura nie obciągała spódniczki. Nie robiła tego rozmyślnie,
wynikało to raczej z jej swobodnego sposobu zachowania się. Dla Laury szczegół bez
znaczenia, a efekt niezamierzony.
- Zastanowiła się pani?
- Poszłam po rozum do głowy - odparła - i wróciłam z niczym.
Pomyślałem: jeżeli w tym rozumie nie ma się niczego, zawsze wraca się z takich
wypraw z niczym. Ale nie powiedziałem tego.
Zbliżyłem się do Gieni stojącej obok drzwi.
- Pani także nic nie wie? Pani także jest niewinna?
- Tak, proszę pana - powiedziała. - Ale ja...
- Jeżeli w tej sprawie nie mą pani niczego do powie dzenia, może pani odejść do
swoich zajęć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl