[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy jednak zaczynała schodzić na inny plan, robiło się znacznie gorzej. Szybko
skończyli kolację i poszli na górę.
Już na korytarzu poczuła, że cała sztywnieje, a przez ciało przebiega jej
dreszcz. Zerknęła na idącego obok mężczyznę: był spokojny i zamyślony. Tak
jakby fakt, że nagle znalezli się sami w hotelu, gdzieś na końcu świata, nie robił
na nim wrażenia. Zatrzymała się pod drzwiami swego pokoju z uczuciem, że
przesadza i histeryzuje.
Dominik jeszcze przez chwilę szedł dalej, jakby nie zauważył, że została z
tyłu, potem nagle zatrzymał się i spojrzał na nią. Zrobił kilka kroków w jej
kierunku, jakby siÄ™ nad czymÅ› zastanawiajÄ…c.
- Dobranoc, do jutra - powiedziała, kładąc rękę na klamce. Uśmiechnął
się, podszedł i lekko pocałował ją w usta.
- Dobranoc, Betsabo - powiedział i odszedł do siebie. Zamknęła drzwi i
oparła się o nie, z trudem łapiąc powietrze.
Było jej bardzo ciężko. Z każdym dniem było jej trudniej zachowywać się
tak, jakby łączyły ich tylko stosunki zawodowe. Miała bardzo małe
doświadczenie w sprawach uczuciowych i zupełnie nie wiedziała, co robić.
- 90 -
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
- Beth! Beth!
Zniło jej się właśnie, że jest przy niej. Słyszała czułe słowa, jakie szeptał
jej do ucha, czuła jego ręce na skórze. Jego głos stawał się coraz głośniejszy,
coraz bardziej naglÄ…cy...
- Beth! Wstawaj!
Dłonie, które jeszcze tak niedawno czule ją obejmowały, szarpnęły ją za
ramiÄ™.
- Wstawaj! Beth!
Otworzyła oczy i zobaczyła, że Dominik stoi przy jej łóżku.
- Co... - zaczęła, rozbudzając się z trudem - się stało...
Jeden rzut oka na jego twarz uświadomił jej, że stało się coś poważnego.
Znalazł się w środku nocy w jej pokoju z powodów nie mających nic wspólnego
z treścią jej snu.
- Ubierz się i zejdz na dół. Czekam na ciebie. Już był przy drzwiach.
- Ale dlaczego?
Nie odwrócił się, nie spojrzał na nią.
- Wszystko ci wytłumaczę w samochodzie - powiedział. - Dzwonił Simon
Barr.
Wyszedł, a Beth nie zwlekając dłużej, wyskoczyła z łóżka.
- Co się stało?
Prowadził szybko, nie zwracając uwagi na ciemności i kręte uliczki
nieznanego miasta. Na niebie świeciło kilka gwiazd, księżyc schował się za
chmury.
- Simon Barr powiedział, że na oddziale doszło do awantury pomiędzy
McGregorem a Patersonem. Podobno się pobili. Dołączyło się do tego kilku
pacjentów.
Widać było, że cała historia bardzo go poruszyła.
- 91 -
S
R
- Takie rzeczy nie powinny się zdarzyć. Zacisnął dłonie na kierownicy. -
Nie przewidziałem tego.
Był wściekły na siebie; nie zrozumiał w porę sytuacji i nic nie zrobił, by
zapobiec konfliktowi. Beth czuła to samo; jako doświadczeni lekarze powinni
byli przewidzieć wybuch. Może niepotrzebnie opuścili szpital...
- Dlaczego Simon Barr zadzwonił właśnie do ciebie?
- Nie bądz naiwna, chyba to oczywiste - odparł ostrym tonem i nie pytała
o nic więcej. Odezwał się znów, dopiero gdy wjeżdżali na szpitalny parking. -
Przepraszam, jestem zdenerwowany i dlatego nie mogłem się opanować.
Przepraszam.
- Zawiadomiono już doktora McCanna? - zapytała niespokojnie i z ulgą
spostrzegła, że Dominik kiwa głową.
- Tak. Dopilnowałem tego.
Simon Barr czekał na nich przy wejściu i od razu zaprowadził ich na
oddział zamknięty. Zamiast krwawej jatki, której się spodziewała, Beth ujrzała
milczących pacjentów stojących w małych grupkach; kilku siedziało z kubkami
herbaty w rękach. Młoda pielęgniarka rozmawiała z jakimś pacjentem i z daleka
widać było, że mimo iż jej rozmówca jest mniej więcej dwa razy większy od
niej, całkowicie panuje nad sytuacją.
W kącie stało trzech mężczyzn, rozmawiających z ożywieniem. Jeden z
nich, najwyższy i najwyrazniej najważniejszy, szybkim krokiem podszedł do
Dominika.
- Nazywam się Donald Gordon, jestem przełożonym pielęgniarzy.
Spojrzenia, jakie wymienili z doktorem Barrem, powiedziały im, kto
wezwał na oddział przełożonego pielęgniarzy.
- Cieszę się, że państwa widzę - ciągnął Donald Gordon, ściskając im
dłonie. Był spokojny, ale napięcie na jego twarzy wskazywało na to, że jeszcze
niedawno było tu groznie. - Sytuacja została opanowana, jak państwo widzą.
- 92 -
S
R
Kątem oka spostrzegli, że drobna pielęgniarka i potężny pacjent nalewają
sobie herbaty i dołączają do siedzących.
- Będą państwo chcieli teraz porozmawiać z pacjentami, którzy byli
obecni przy zajściu?
- Jeśli uważa pan, że to właściwe. - Dominik skinął głową. -
Porozmawiajmy z osobami bezpośrednio zainteresowanymi, a resztę zostawmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]