[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Musicie liczyć się z tym - szybko powiedział Connor - że
te fotografie będą się nadawały tylko do kosza. Przecież tak
naprawdę nie wiecie nawet, kim jesteśmy.
- Bez obaw, nie tak trudno to ustalić.
Fotograf cofnął się i obrzucił ich przenikliwym spojrzeniem.
Zanim Connor zdążył odpowiedzieć, jak spod ziemi wyrosła
ciotka Bea z wielką tacą w dłoniach.
- Może jakiś koktajl? Wódka z martini albo dżin z toni-
kiem?
- Odsuń się, paniusiu! - warknął fotograf.
- Chwileczkę - odezwał się jego młodszy towarzysz - nie
musisz zachowywać się jak cham.
- A dla kogo ty pracujesz? Dla „Idealnej Gospodyni"?
- Może i jestem w tym fachu nowy, ale dobrze mnie wy­
chowano.
- To chyba wybrałeś zły zawód.
Podczas ich kłótni Connor i Krista powoli torowali sobie
drogę wśród tłumu gapiów.
- Jak na pierwszy dzień, wystarczy tego zamieszania - szep­
nął jej do ucha.
Krista miała ochotę zrobić mu awanturę, a pełnię szczę­
ścia osiągnęłaby, gdyby udało się jej ponownie stanąć szpilką
na jego stopie. Uniosła jednak tylko buntowniczo głowę i po­
wiedziała:
- Obiecałeś mi przecież, że dzisiaj świetnie się zabawimy.
- Na to jeszcze trochę za wcześnie. Na pewno nie będziemy
się nudzić.
Krista zatrzymała się gwałtownie.
- Connor, postawmy sprawę jasno. Nie mam zamiaru iść
z tobą do łóżka.
Szybko rozejrzał się dokoła.
- Myślę, że to nie jest najlepsze miejsce na takie dyskusje
- odpowiedział.
Krista zauważyła, że wiele osób przysłuchuje się im z nie
ukrywanym zainteresowaniem.
- No dobrze, chodźmy stąd - zgodziła się potulnie.
Gdy przechodzili obok pary przymierzającej obrączki, pra­
wdziwa Ellen dyskretnie pomachała do nich ręką i cichutko
szepnęła:
- Dziękuję.
Krista natychmiast poczuła się o niebo lepiej. Ta cała maska­
rada naprawdę czemuś służyła.
W duszy Connora szalała burza. Rozum podpowiadał mu, że
powinien uszanować życzenie Kristy i zostawić ją spokoju. Jego
ciało było jednak zupełnie innego zdania.
Odwieczna walka między rozsądkiem i instynktem.
Connor nie był mężczyzną, dla którego seks stanowił proste
zaspokojenie popędu. Z reguły spotykał się z kobietami, które
lubił i szanował. Jednak wszystkie jego dotychczasowe związki,
poza nieudanym małżeństwem, miały niezobowiązujący i luźny
charakter. Zauroczenie Krista bardzo go zaniepokoiło. Ta kobie­
ta obudziła w nim głęboko skryte, pierwotne pożądanie, którego
nawet nie próbował zrozumieć.
Gdy weszli do apartamentu, Connor pomyślał, że to wielkie
łoże jest rozpaczliwie zimne i puste.
Niemal z ulgą powitał trzaśniecie drzwi od łazienki. Niestety,
wyobraźnia natychmiast podsunęła mu wizję Kristy, zmysło­
wym ruchem wyślizgującej się z obcisłej sukienki.
Musiał jakoś zapanować nad sobą. To sprawiło, że wpadł na
pewien pomysł.
Niecierpliwie zastukał do łazienki.
- Masz jakiś strój sportowy? - zapytał.
- Przecież nie mam swojej walizki, zapomniałeś? - Po krót­
kiej pauzie dodała z wahaniem: - Ale mam te czerwone teni­
sówki. A o co chodzi?
- W hotelu można dostać takie rzeczy. Powiem recepcjoni­
stce, żeby ci to załatwiła.
- A co z fotografami?
- Wątpię, byśmy na nich wpadli. Wyglądali na takich, któ­
rzy wolą przesiadywać w barze.
Connor zadzwonił po obsługę. Natychmiast zapewniono go,
że hotel z największą przyjemnością podaruje im parę szortów
i firmowy podkoszulek. Dodatkowo, ponieważ do zamiany ba­
gażu doszło z winy szofera, hotel pokryje wszystkie koszty
związane z czyszczeniem sukni i odnalezieniem właściwej wa­
lizki.
Burczenie w żołądku uświadomiło mu, że od śniadania nic
nie jedli. Po co cierpieć, skoro Myford i tak pokryje wszystkie
wydatki? Nie był pewien, co chciałaby zamówić Krista, dlatego
na wszelki wypadek poprosił o przyniesienie wszystkich zim­
nych zakąsek z bufetu. Gdy kończył rozmowę, z łazienki wysz­
ła Krista, owinięta w hotelowy, biały szlafrok. Była to z pew­
nością kreacja dużo skromniejsza od błyszczącej sukni, lecz
Connor i tak nie mógł oderwać oczu od ubranej w nią dziew­
czyny.
Sięgnęła do podręcznej torby i wyjęła parę czerwonych te­
nisówek.
- Mam do nich duży sentyment, czego to one nie widziały!
- I pewnie jeszcze wiele zobaczą. - Dopiero gdy Connor
zauważył; że Krista się rumieni, zrozumiał, że jego wypowiedź
mogła zabrzmieć dwuznacznie. - Nie miałem niczego złego na
myśli - zastrzegł się natychmiast.
i
- Coś podobnego, zazwyczaj nie jesteś tak miły. - Krista
podeszła do walizki i delikatnie włożyła do niej suknię. - Cie­
kawe, czy kiedykolwiek pozbędę się tego poczucia winy.
- Z jakiego powodu?
Connor nachylił się i wyjął swój sportowy strój.
- To głupio nosić rzeczy zupełnie obcej kobiety.
- Przecież ona i tak się o tym nigdy nie dowie.
- Nie o to chodzi.
Connor postawił nie wdawać się w dalszą dyskusję. Rozu­
miał skrupuły Kristy, a jej uczciwość wzbudzała w nim szacu­
nek. Czasami bywała uparta i zgryźliwa, lecz równocześnie
emanowało z niej pełne ciepła światło. Nawet najbardziej zapra­
wiony w bojach wilk morski czasami z utęsknieniem wypatruje
latarni, która wskaże mu drogę do macierzystego portu.
Dom. Boże Narodzenie przesycone zapachem domowego
ciasta, zamiast naprędce przygotowanej w mikrofalówce prażo­
nej kukurydzy. Connor pogrążył się w marzeniach.
Głośne pukanie do drzwi ściągnęło go z obłoków na ziemię.
W drzwiach stał pracownik hotelu, ubrany w ciemny uniform
przyozdobiony białą szarfą i imponujący turban.
Mężczyzna ustawił na stoliku do kawy olbrzymi półmisek
pełen owoców, warzyw i serów. Na drugim półmisku piętrzyły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl