[ Pobierz całość w formacie PDF ]
inaczej ryzykowałby zaklinowanie między sno-catem a skałą.
Kudavak spróbował wyprzedzić ich z prawej. Tym razem udało mu się z nimi zrównać i
opuścił szybę w oknie. Byli blisko lodowca, brakowało im niecałe siedemdziesiąt metrów, a
podłoŜe zrobiło się tak nierówne, Ŝe explorer podskakiwał jak dziecięcy wózek na wybojach.
— Stójcie! — wrzeszczał Kudavak. — Dom Martwego Człowieka to teren zamknięty! Jeśli
się nie zatrzymacie, jestem upowaŜniony do wezwania policji stanowej!
Jim odsunął okienko i odkrzyknął:
— Chcemy tylko rzucić okiem, to wszystko! Nie moŜe nam pan zabronić oglądać!
— Co to znaczy: oglądać?! Po jaką cholerę?!
Jim popatrzył na Jacka, ten jednak tylko się skrzywił. Jim ponownie odwrócił się do
Kudavaka i krzyknął:
— No estoy en casa a Senor Fisgando!
Dotarli do skraju lodowca. Choć niebo gwałtownie ciemniało, w dalszym ciągu w porannym
słońcu jaskrawo świeciła szeroka na półtora kilometra rzeka lodu, powoli pełznąca przez
Góry Smutnego Konia ku odległemu morzu. Sno-cat wspinał się na kawały lodu, leŜące przy
brzegu pasma ruchomego jęzora lodowego. Silnik wył, gąsienice wychylały się na boki,
kabina bujała się na wszelkie moŜliwe strony. Ford Johna Kudavaka wjechał na zbocze
pokryte pokruszonymi lodowymi blokami i niemal przekoziołkował, na szczęście stanął. John
Kudavak wysiadł i zaczął się wściekle wydzierać.
— Wydaje się wam, Ŝe wszystko wam wolno! Myślicie, Ŝe moŜecie zanieczyszczać nasze
morza, wyrzynać nasze zwierzęta i robić z naszych ludzi pijaków i wykolejeńców! Wydaje
się wam, Ŝe moŜecie kwestionować naszą wiarę! Nie moŜecie! To nasz kraj! Nasz!
Więcej Jim nie usłyszał, bo straŜnika przyrody zagłuszył
184
silnik traktora. Sno-cat dotarł do nieco równiejszego terenu i zaczął przyspieszać. Gąsienice
wyrzucały do tyłu chmurę lodowych igieł.
Henry Hubbard opadł na oparcie.
— Jeśli utrzymamy tempo, dotrzemy do Domu Martwego Człowieka jutro w okolicy
południa.
— Jeśli istnieje.
— Istnieje, Jim, istnieje. Wiem, Ŝe istnieje. Im bliŜej jestem, tym bardziej jestem o tym
przekonany.
Zapadła cisza. Pojazd wytrwale pokonywał lodowiec. Waliło nimi i rzucało o ściany, byli
jednak tak grubo ubrani, Ŝe ledwie to zauwaŜali. TD zaczęła miauczeć, więc Jim wypuścił ją z
pudła. Kotka usiadła mu na kolanach tak, by móc wyglądać przez okno. Nie prosiła o nic do
jedzenia ani do picia — siedziała wyprostowana i wpatrywała się w niebo na północy. Stuliła
uszy, a Jim miał dziwne wraŜenie, Ŝe zwierzę wraca do domu.
Po dłuŜszym czasie Jack, pokręciwszy się na swoim miejscu, dotknął ramienia ojca.
— Tato... chciałem powiedzieć, Ŝe to, co robisz... no wiesz... doceniam to.
— Robię, co naleŜy, to wszystko.
— Nieprawda. Wiem, Ŝe nie sprzedałeś mojej duszy złośliwie. Wierzę, Ŝe myślałeś, iŜ
Demon Zimna był halucynacją. TeŜ bym tak myślał.
— Mimo to nie powinienem był tego zrobić.
— To teraz niewaŜne. Wiem, Ŝe nie chciałeś tu za Ŝadne skarby wracać, i wiem, co tamta
przygoda z tobą zrobiła. Odebrała ci dumę, odwagę i wszystko. Wrócić tam, gdzie człowiek
się boi, wymaga znacznie większej odwagi niŜ w bezpieczne miejsce, prawda? A kto
potrzebuje być dumnym, jeśli inni są z niego dumni?
Henry Hubbard szybko spojrzał na Jima i Jim dostrzegł w jego oku łzę.
— Próbuję uzmysłowić ci, Ŝe wybaczam to, co zrobiłeś. Bez względu na to, co się stanie
tutaj, nawet jeśli... nie znajdziemy Domu Martwego Człowieka. Wiem, Ŝe nigdy nie
zamierzałeś mnie skrzywdzić.
Henry Hubbard ujął syna za rękę.
— Dziękuję, Jack — powiedział cichym, ochrypłym głosem. Potem przez jakiś czas jechali
w ciszy. Ciemne chmury
zaczęły zasłaniać niebo od zachodu, a wiatr zwiewał przez lodowiec drobny śnieg. Słońce
jeszcze świeciło, Jim był jednak pewien, Ŝe zaraz zniknie. Miał nadzieję, Ŝe zdąŜą pokonać
przed burzą odsłoniętą część lodowca.
— A tak poza tym — spytał Jack — co powiedział pan do Kudavaka? To było po
hiszpańsku?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]