[ Pobierz całość w formacie PDF ]
frontu. Komisarz zszedł na bok, zaczął rozpinać zamek w spodniach. Ale zamek się zaciął i
nie chciał się rozsunąć do końca. Montalbano pochylił się, żeby zobaczyć w czym rzecz, i
wtedy promień odbitego światła przemknął mu po oczach. Kiedy było już po wszystkim,
zamek znowu się zaciął, a pochylającego się komisarza znowu uderzyło w oczy odbite
światło. Poszukał wzrokiem zródła tak mocnego odblasku. W pobliżu, pod kępą niskich
zarośli, leżał jakiś okrągły przedmiot.
Komisarz od razu zorientował się, co to takiego, i pobiegł w tamtą stronę. Zobaczył
kask motocyklowy. Mały, pasujący na kobiecą głowę. Nie mógł tu leżeć dłużej niż parę dni,
bo nie było na nim kurzu. Wyglądał na nowy, nie był porysowany. Montalbano wyjął z
kieszeni chusteczkę, owinął dłoń, pochylił się, podniósł i odwrócił kask. Przykucnął, żeby
obejrzeć z bliska jego wnętrze. Kask był czyściutki, bez śladów krwi. Dwa, trzy długie jasne
włosy, wplątane w zapięcie, rysowały się wyraznie na tle czarnej wkładki. Jakby zobaczył
podpis: był już pewien, że kask należy do Susanny.
Panie komisarzu, gdzie się pan podział?
Wołał na niego Galio. Komisarz położył kask na ziemi w tej samej pozycji, w jakiej
go znalazł, i wyprostował się.
Podejdz tu.
Galio podbiegł zaciekawiony.
Montalbano wskazał mu kask.
Myślę, że to kask dziewczyny.
Ależ nam się powiodło! Mamy kurewskie szczęście! - zawołał spontanicznie
Galio.
Nie my, tylko ty - powiedział komisarz. - Jestem pełen podziwu dla twego
wkładu dochodzeniowego.
Jeśli kask leży tutaj, to być może dziewczynę trzymają gdzieś w pobliżu.
Wezwę kogoś na pomoc.
Chcieli, żebyśmy właśnie w to uwierzyli. Po co rzucili kask tutaj? %7łeby nas
skierować na fałszywy trop.
A znamy prawdziwy? Co zrobimy?
Połącz się z grupą Augella, niech tu przyślą agenta, żeby stał na straży. A ty,
dopóki on się nie pojawi, nie ruszaj się stąd na krok. Nie chcę, żeby kask przywłaszczył sobie
jakiś kutas, który może tędy przechodzić. Przesuń też auto, zostaw wolny przejazd.
A gdzieżby ktoś tędy przejeżdżał!
Montalbano już mu na to odpowiedział. Ruszył przed siebie.
Dokąd pan idzie, komisarzu?
Idę zobaczyć, czy te jajka są naprawdę świeże.
W miarę jak zbliżał się do domu, słychać było coraz głośniejsze kokoko, ale kur nie
było widać, pewnie kurnik stał za domem.
Kiedy doszedł na placyk, w otwartych drzwiach stanęła dziewczyna, może
trzydziestoletnia. Była wysoka, miała czarne włosy, ale jasną karnację, a ciało kształtne i
pełne. Ubrana niemal elegancko, w butach na wysokich obcasach. Przez chwilę Montalbano
wziął ją za panią z miasta, która tu wstąpiła po jajka. Ale dziewczyna, uśmiechając się,
spytała:
Czemu pan zostawił samochód tak daleko? Można podjechać bliżej, tu jest
dość miejsca.
Montalbano odpowiedział jej tylko niezrozumiałym gestem ręki.
Proszę wejść - powiedziała, puszczając go przodem.
Dom składał się z dwóch pokoi przedzielonych poprzeczną ścianką. W pokoju przy
wejściu, służącym z pewnością za jadalnię, stał na środku stół, a wokół niego krzesła
wyplatane słomą. Pod ścianą widać było kredens, na nim telefon, obok lodówkę, a w kącie
kuchenkę gazową. Drugi kąt był odgrodzony plastikową folią. Jedyną rzeczą, która w tym
pomieszczeniu raziła, było rozkładane łóżko polowe, ustawione jak kanapa. Wszystko lśniło
czystością. Kobieta patrzyła na niego, ale już się nie odzywała. Dopiero po chwili z
uśmieszkiem, którego komisarz nie umiał rozszyfrować, zdecydowała się zadać mu pytanie:
Chce pan jajka czy może nie...?
Oco jej chodziło z tym czy może nie ? Należało zaryzykować i sprawdzić.
Może nie - powiedział Montalbano.
Kobieta podeszła pod drzwi do drugiego pokoju i zajrzawszy do środka, cicho je
zamknęła. Komisarz pomyślał, że w drugim pokoju, który z pewnością był sypialnią, jest
jeszcze ktoś, może śpiące dziecko. A ona usiadła na łóżku, zdjęła buty i zaczęła rozpinać na
sobie bluzeczkę.
Zamknij drzwi na zewnątrz. A jeśli chcesz się umyć, idz za zasłonę -
powiedziała.
Wreszcie Montalbano zrozumiał, co znaczyło czy może nie . Podniósł rękę.
Tyle mi wystarczy.
Popatrzyła na niego zmieszana.
Nazywam się Montalbano. Jestem komisarzem.
O Matko Przenajświętsza! - zawołała kobieta, ob - lewając się rumieńcem, i
poderwała się z kanapy jak na sprężynie.
Niczego się nie bój. Masz pozwolenie na sprzedaż jajek?
Mam, mam. Zaraz je panu przyniosę.
Nie trzeba. Mnie nie musisz go pokazywać, ale potem moi koledzy na pewno
cię o nie spytają.
Ale dlaczego? Co się stało?
Najpierw ty odpowiedz na moje pytania. Mieszkasz tu sama?
Nie, proszę pana, mam męża.
Gdzie jest teraz?
A gdzież ma być? Jest tutaj.
Tutaj? W drugim pokoju? Montalbana to zdumiało. Jakże to, mąż siedzi sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]