[ Pobierz całość w formacie PDF ]

południu. Prosto z lotniska jadę do szpitala.
 Zadzwoń, jak tylko wylądujesz, to podam ci jej nowy numer pokoju.
122
R
L
T
Za parę godzin ją tam przewiozą.
Pożegnał się i rozłączył. Nie mógł się doczekać samolotu. Gwen leży w
szpitalu, a życie jej i dziecka jest potencjalnie zagrożone. Teraz jej stan się
ustabilizował, ale jeśli stanie się coś strasznego i nigdy nie będzie mógł jej
powiedzieć, co czuje?
A gdyby straciła dziecko, a on byłby o tysiące kilometrów dalej, zaszyty
w biurze? Mowy nie ma, by przeżywała ciężkie chwile bez jego wsparcia.
Nie będzie już dusił w sobie tego, co czuje. Wyzna jej wszystko, jak
tylko będzie to możliwe.
Nie znosiła szpitali. To dziwne, bo przecież właśnie w szpitalu
pracowała. Lubiła zawód pielęgniarki, ale być pacjentką  to najgorsze, co
mogłoby ją spotkać.
Przyjmować leki. Nie wstawać z łóżka. Słuchać smarkatych salowych,
gdy sama jest absolwentką szkoły pielęgniarstwa.
Koszmar.
Zrobi wszystko dla zdrowia dziecka, choć nie bardzo jej to odpowiada.
Leżeć w łóżku od dwunastu do czternastu tygodni non stop to coś okropnego.
Chciała wracać do domu, obiecali, że wkrótce ją wypiszą.
Ale marna to pociecha. Przejdzie na zasiłek chorobowy, a niższe
wynagrodzenie zaledwie starczy na opłacenie czynszu. Lekarze na pewno nie
będą zadowoleni, że mieszka sama na czwartym piętrze bez windy.
Oznacza to, że ma do wyboru dwie możliwości: dać się przewiezć
dzwigiem do swojego mieszkania, gdzie leżałaby do końca ciąży, albo
zamieszkać u Willa i Adrienne. Robert i Susan na pewno chcieliby jej pomóc,
ale nie stać by ich było na opłacenie jej czynszu lub umieszczenie w hotelu.
Sami zajmowali mieszkanko równie skromne jak jej.
Przeprowadzka do Adrienne wydawała się równie logicznym, co
123
R
L
T
kłopotliwym rozwiązaniem.
Wzdragała się przed swoją bezradnością tak samo jak i przed
szpitalami.
Chciała przekręcić się, zmienić pozycję na wygodniejszą. Leki
zahamowały skurcze, ale lekarze dmuchali na zimne. Lekarz zalecił, by spała
na lewym boku, co było dla niej mniej wygodne. Poza tym leżała wtedy tyłem
do drzwi i nie widziała, kto wchodzi.
 Gwen?
Drgnęła na dzwięk swego imienia. Raz jeszcze ktoś niepostrzeżenie
wszedł i ją przestraszył. Po chwili zaskoczenia znów opanował ją lęk. Co za
dziwny głos.
To głos Alexa...
Spojrzała przez ramię. Stał o kilka kroków od łóżka z bukiecikiem
stokrotek. Znając go, wyobrażała sobie, że pojawiłby się z najdroższym i
największym bukietem kwiatów. Stokrotki to uroczy i nieoczekiwany akcent.
Lekarz kazał jej unikać sytuacji stresowych, ale cóż robić, gdy stres sam
przychodzi do niej?
Usiadła na łóżku. Początkowo milczała jak zaklęta. Nie mogła jakoś
znalezć słów. Przede wszystkim głupio jej było, że przed wyjazdem się z nim
nie pożegnała. Poza tym jej duma została urażona, gdy przestał o nią
zabiegać.
Nie wyjechała po to, by do niej wrócił, ale serce oszalałoby jej z radości,
gdyby zależało mu na niej na tyle, by chciał odnowić kontakt.
Od wakacji nie odezwał się ani słowem, a teraz wyrasta jak spod ziemi z
kwiatkami w ręku. Czy starałby się z nią zobaczyć, gdyby nie leżała w
szpitalu? Na pewno nie.
Spuściła wzrok i spostrzegła, że jego skórzane mokasyny pokrywa
124
R
L
T
skorupa zaschniętego błota.
 Gdzie ty łaziłeś?
 W Nowym Orleanie kontrolowałem budowę moich domów, ale
właśnie miałem jechać do ciebie, gdy zatelefonowała Adrienne.
Gwen chciała wierzyć, że jego obecność nie ma nic wspólnego z jej
stanem zdrowia, ale to mało prawdopodobne. Adrienne pewnie zadzwoniła
do niego z prośbą, by przyjechał, bo miała nadzieję, że jej przyjaciółka po-
czuje się lepiej, gdy go zobaczy.
 Nie musiałeś się tak spieszyć. Ja się czuję dobrze, dziecko też. Tyle że
przez najbliższe miesiące musimy żyć na wolniejszych obrotach.
Alex przytaknął z dość posępną miną.
 To dla ciebie  powiedział, kładąc stokrotki na nocnej szafce.
Tym razem ani róże, ani drogie lilie, ale bukiecik białych stokrotek o
żółtych środkach. Choć wzbraniała się z przyjęciem tego prezentu,
uśmiechnęła się na ich widok. To jej ulubiony kwiat, o czym Alex rzecz jasna
nie mógł wiedzieć.
Gdy była dzieckiem, stokrotki rosły w gospodarstwie babci. Zrywała je
garściami, a babcia wkładała je do wazonu, który stał na stole w kuchni.
 Dziękuję.
Zatrzymał się w odległości kilku metrów. Nie bardzo wiedział, co z
sobą począć, co było dziwne u mężczyzny, który miał zwyczaj wszystko mieć
pod kontrolą.
 Adrienne wspomniała, że musisz wziąć trochę urlopu. Pomyślałem, że
na parę najbliższych miesięcy potrzebny ci będzie jakiś dach nad głową.
Wiesz, że w moim domu miejsca jest aż nadto. Mam kogoś, kto zawsze by dla
ciebie coś upitrasił. Do czasu, gdy dziecko przyjdzie na świat, nie miałabyś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl