[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostry rozkaz Ransoma.
Ale\ tato jęknął moi koledzy płyną!
Oni wychowali się na morzu, a ty nie. Zresztą nie mamy o czym dyskutować.
Tag, nie popłyniesz
stwierdził kategorycznie i wskoczył na odbijającą ju\ łódz.
Sara patrzyła ze smutkiem na drgające rozpaczliwie ramiona chłopaka. Zasłaniał
twarz rękami, nie mogąc znieść hańby publicznego zlekcewa\enia przez ojca.
Na domiar złego zaczął padać gęsty deszcz. Sara dowiedziała się od ludzi w
porcie, \e dwie stare, bezkabinowe łodzie, które tego dnia wypłynęły na połów,
wywróciły się, gdy zerwał się nagle sztorm. Trzech ludzi wpadło do wody.
Jednego wyratowali rybacy z innej łodzi, ale dwóch zostało na łasce
wzburzonego morza. Zimny deszcz pogarszał jeszcze sytuację.
Sara kuliła się pod daszkiem z plandeką razem z przera\oną Lilly, której mą\,
Dan, był jednym z zaginionych. Zmartwiała kobieta bez ustanku wpatrywała się
w szary horyzont, tuląc do siebie popłakującego chłopczyka. Wreszcie, po
nieskończenie długim oczekiwaniu, zza zasłony deszczu wyłonił się kontur
nadpływającej łodzi. Patrzyły w napięciu, jak cumowała przy nabrze\u. Dwóch
ludzi ostro\nie przestąpiło burtę, uginając się pod cię\arem noszy.
To nie jest Dan szepnęła Lilly.
Rzeczywiście, był to miody rybak o imieniu Gabriel, kompletnie przemarznięty,
ranny w głowę. Kiedy tylko wyniesiono go na brzeg, łódz natychmiast odbiła.
Sara pocieszająco objęła Lilly ramieniem, choć jej samej zbierało się na płacz.
Nagle zobaczyła nadbiegającą pędem Lynn. Mokre kosmyki oblepiały jej twarz.
Nie wiesz, gdzie Tag? wykrztusiła, łapiąc z trudem oddech. Wszędzie
go szukałam.
Sara poczuła lodowaty dreszcz.
Myślałam, \e jest z tobą.
Nie. Powiedział, \e ma coś pilnego do zrobienia i zniknął. Z rozpaczą
spojrzała na siostrę, a jej ramiona zaczęły drgać. Boję się, \e... \e on...
rozpłakała się nagie.
Co? Co mógł zrobić? Sara złapała ją za ramiona i potrząsnęła mocno.
Ojciec mu zabronił, ale on mówił, \e musi pomóc... i była taka wiosłówka w
porcie, a teraz... zniknęła!
ROZDZIAA DZIESITY
Morze Beringa szalało. Sara i Lilly tkwiły bezradne w porcie, na pró\no
czekając na wieści o Danie i Ransomie. Wreszcie Pat, jedna z sąsiadek, zdołała
namówić Lilly, by oddała jej małego Danny ego, który zziębnięty płakał
rozpaczliwie na kolanach matki. Roztrzęsiona Lynn znalazła schronienie u innej
rodziny.
Tymczasem rybacy w porcie usiłowali porozumieć się przez radio z łodzią
ratunkową, by zawiadomić o zniknięciu Taga, lecz baterie okazały się za słabe.
Sara i Lilly wytrwale czekały, okutane w koce i owinięte plandeką, wpatrując
się w fale. Obie zdawały sobie sprawę, \e szanse na uratowanie Dana maleją z
ka\dą chwilą. Minęła ju\ godzina i trudno było sobie wyobrazić, by człowiek
wytrzymał tak długo w lodowatej wodzie. Chyba \e udało mu się coś złapać, co
unosiłoby go na powierzchni. Sara przymknęła oczy i modliła się bezgłośnie za
tego szorstkiego rybaka o złotym sercu, kochającego rodzinę i dumnego ze
swego aleuckiego dziedzictwa. Coraz bardziej niepokoiła się te\ o Taga,
miotanego falami w wątlej łódeczce. Biedny osamotniony chłopak, rozpaczliwie
spragniony miłości i aprobaty ojca... Westchnęła cię\ko.
Nagle Lilly skoczyła na równe nogi, odrzucając okrycia.
Aódz! Widzę łódz! wrzasnęła biegnąc na keję.
Rzeczywiście zza szarej zasłony rozpylonych bryzgów wody błyskały
światła pozycyjne ratunkowej szalupy.
Pierwszy na brzeg wyskoczył Ransom. Podbiegł do Lilly i chwycił ją za ręce.
Stali tak przez dłu\szą chwilę.
Lilly, robiliśmy co w naszej mocy. I będziemy dalej próbować. Obiecuję
odezwał się cicho.
Sara stała z tyłu, ze ściśniętym gardłem przypatrując się całej scenie. Shepard
wyglądał strasznie
mokry, przemarznięty, wyczerpany, z krwawą raną na policzku.
Teraz uzupełnimy paliwo i wypłynie nowa zmiana dodał. Idz do domu
i czekaj spokojnie
pocieszająco poklepał po plecach zrozpaczoną kobietę. Nieoceniona Pat
zabrała Lilly do swojego domu, skąd swobodnie mo\na było śledzić, co się
dzieje w porcie.
Sara została z Rance em. Musiała jakoś powiedzieć mu o synu.
Ransom, wiesz, Tag... zająknęła się.
No, o co chodzi? zapytał. Choć usiłował przekrzyczeć wycie wiatru, ton
jego głosu był zbyt spokojny.
On chciał pomóc w akcji i nabrała głęboko powietrza wziął wiosłówkę.
Mniej więcej godzinę temu.
Teraz dopiero zmienił się wyraz jego twarzy.
0, Bo\e, tylko nie to! bezsilnie zacisnął pięści.
Muszę wracać na łódz. On jest moim... Rance chciał biec na keję, lecz
nagle się zachwiał. Najwyrazniej był ju\ bliski wyczerpania.
Sara mocno chwyciła go za rękę.
Błagam, zostań. Musisz iść do domu i przebrać się w suche rzeczy. Opatrzę
ci tę ranę. Popłyną inni, na pewno znajdą Dana i Taga... starała się mówić z
przekonaniem, patrząc mu w oczy. Chodz wzięła go za ramię. Ruszył za nią
posłusznie, chwiejąc się na nogach i dr\ąc z zimna.
W domu szybko wytarła mokre włosy ręcznikiem i zaczęła szukać w apteczce
opatrunków. Ransom przebrał się w suche rzeczy i poszedł do kuchni. Kiedy
tam weszła, zobaczyła, \e napełnia termos potę\ną porcją kawy.
Mo\e przed wyjściem sam byś się napił, \eby się rozgrzać?
zaproponowała.
Skończył wlewanie parującego płynu i starannie zakręcił korek. Rysy miał
ściągnięte, a wzrok nie przytomny.
Jeśli Tag zginie, nic ju\ mnie nie rozgrzeje mruknął. A teraz pospiesz
się i opatrz mi tę ranę ponaglił niecierpliwie.
Jak to się stało? spytała, tnąc gazę.
Jednego z chłopaków woda zmyła z wie\yczki obserwacyjnej. Kiedy
skoczyłem za nim do wody, uderzyłem twarzą o reling.
A ten chłopak?
Chyba będzie mądrzejszy.
Sara szybko i sprawnie oczyściła ranę i przylepiła opatrunek.
Nawet nie trzeba będzie szyć stwierdziła z zadowoleniem.
Masz takie delikatne ręce powiedział kamiennym głosem.
Ja... zawsze chciałam być pielęgniarką wyznała. Nawet zaliczyłam
dwa lata szkoły pielęgniarskiej.
Ransom zacisnął wargi i wciągnął powietrze, a\ zadrgały mu nozdrza.
Kochana słodka Sara, która chce opiekować się wszystkimi... To, do cholery,
bądz pielęgniarką, jeśli chcesz. śycie jest krótkie mruknął agresywnie.
Nagle grzmotnął pięściami w blat stołu i zerwał się na równe nogi.
Szlag by to trafił! Co ja narobiłem? W rozpaczy objął rękami skronie i
wypadł z kuchni.
Sara pobiegła za nim przera\ona, przypuszczając, \e w tej samej sekundzie
pogna do przystani. Kiedy jednak wpadła do salonu, zobaczyła, \e stoi bezsilnie
oparty o gzyms kominka.
To nie twoja wina, Rance powiedziała cicho, kładąc mu rękę na ramieniu.
Chciałbym, \eby tak było westchnął.
Wiem, \e ty i Tag pokłóciliście się w porcie i pewnie myślisz, \e gdybyś nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]