[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Artur wpatrywał się w drzwi.
Albo gdzie indziej.
* * *
290
Eleonora poczuła charakterystyczny zapach wilgoci i
zorientowała się, że znajdują się pod ziemią, zanim jeszcze
Parker zdjął jej opaskę z oczu. Byli w wielkiej, pozbawionej
okien sali o kamiennych ścianach, oświetlonej tylko kinkietami.
Zjechali na dół w czymś, co przypominało żelazną klatkę.
Ponieważ Eleonorze zawiązano oczy, nie mogła obejrzeć tego
urządzenia, ale czuła, że klatka się porusza, i słyszała szczęk
grubego łańcucha, którym Parker manewrował. Wyjaśnił jej z
dumą, że tylko on potrafi otworzyć klatkę.
U góry i u dołu jest specjalny zamek zabezpieczający
chełpił się. Trzeba znać szyfr, żeby go otworzyć.
Niskie sklepienie zdradzało, że komnata jest stara. Z dala
dochodził szum ściekającej wody& a może plusk fal?
Wokół sali ustawiono stoły laboratoryjne. Na każdym z nich
było mnóstwo różnych aparatur i przyrządów. Eleonora
dostrzegła wagi, mikroskopy i lupy. Innych instrumentów nie
znała.
Oto laboratorium mojego dziadka, panno Lodge Parker
zatoczył ręką szeroki hak. Używał sprzętu i aparatury
pierwszorzędnej jakości. Ale w chwili gdy się tu zjawiłem,
wszystko było nieco przestarzałe i nieużywane od lat. Część
wyposażenia nadawała się do użytku, lecz pozwoliłem sobie
większość zastąpić nowoczesnymi odpowiednikami.
Ręce Eleonory nadal były związane z przodu, ale Parker
przeciął sznury, którymi na czas podróży spętał jej nogi w
kostkach.
W pewnej chwili w trakcie tej przerażającej jazdy usiłowała
wyskoczyć z powozu. Przekonała się jednak, że drzwi są
zamknięte. Kiedy zaś Parker wydał jakiś rozkaz dwóm drabom
siedzącym na kozle, pojęła, że z tej strony nie może oczekiwać
pomocy. Zbiry były niewątpliwie na usługach Parkera.
Podróż nie trwała zbyt długo odezwała się Eleonora,
umyślnie pomijając milczeniem wszelkie jego wyjaśnienia
291
dotyczące laboratorium. Z pewnością znajdujemy się nadal na
terenie Londynu. Gdzie dokładnie?
Mówiła spokojnym, pewnym siebie głosem, jakby to ona
była panią sytuacji. Cokolwiek się stanie, nie okaże strachu. Nie
da tej satysfakcji szaleńcowi, który ją porwał!
Bardzo sprytnie, panno Lodge! Rzeczywiście, jesteśmy
nadal w Londynie. Laboratorium znajduje się w odległej
dzielnicy. Pod ruinami dawnego klasztoru. W pobliżu nie ma
wielu mieszkańców, a w dodatku panicznie się boją
nawiedzonego opactwa.
Ach tak?&
Rozejrzała się po mrocznych kątach. Nietrudno było
wyobrazić sobie buszujące po tej komnacie duchy i upiory.
Parker odłożył pistolet na jeden ze stołów laboratoryjnych i
zdjął doskonale skrojony surdut. Miał pod nim śnieżnobiałą
koszulą z cienkiego lnu i elegancką kamizelką w niebiesko
białe wzorki.
Mój dziadek umyślnie rozpowszechniał wieści o
nawiedzonym opactwie, a ja robią to samo kontynuował.
Dzięki temu wścibskie osoby trzymają się z daleka od tego
miejsca.
Czemu więc przywiózł mnie pan tutaj?
To dość skomplikowana historia, panno Lodge. Zerknął
na zegarek. Ale zdążą ją pani opowiedzieć. Podszedł do
jednego ze stołów i dotknął stojącej na nim wielkiej machiny o
złowrogim wyglądzie. Głaskał to urządzenie tak, jak mężczyzna
mógłby głaskać kochankę. Jego oczy błyszczały przerażającą
tkliwością i czcią. To historia mego wielkiego przeznaczenia.
Bzdury! Nikt, kto poważnie interesuje się nauką, nie
wierzy w przeznaczenie!
Ale ja jestem kimś więcej niż przeciętnym studentem nauk
ścisłych, moja droga! Urodziłem się po to, by rządzić światem.
Pańska babka miała racją. Jest pan szalony!
Parsknął szyderczym śmiechem.
Ona naprawdę w to wierzy!
292
I mordercą!
To dopiero początek, panno Lodge! Przesunął ręką
powoli, z czułością po tej części złowrogiej machiny, która
przypominała nieco lufę karabinu. Tylko początek! Mam
jeszcze wiele, bardzo wiele do zrobienia!
Sposób, w jaki głaskał machinę, budził w Eleonorze
niepokój. Odwróciła się, by nie patrzeć na te długie, kształtne
palce.
Więc niech mi pan opowie o tym swoim& wielkim
przeznaczeniu!
Będzie wielkie, nie ulega wątpliwości. Był wyraznie
zafascynowany machiną. Aączy nas z St. Merrynem nić
przeznaczenia. Ani on, ani ja nie unikniemy swego losu.
O czym pan mówi?
Parker wciągnął z kieszeni mały woreczek z czerwonego
aksamitu, związany rzemykiem. Rozsupłał go.
Każdy z nas odziedziczył duchowy legat gwałtownej
śmierci i niespełnionego przeznaczenia. Ale tym razem
wszystko zakończy się inaczej niż poprzednio!
Bardzo ostrożnie wyjął z woreczka wielki czerwony kamień
i wsunął klejnot do otworu w bocznej ściance dziwnej machiny.
O czym pan mówi? zagadnęła Eleonora, starając się
rozpaczliwie zająć go rozmową i dowiedzieć się jak najwięcej.
Mój dziadek i stryjeczny dziadek St. Merryna byli
najpierw przyjaciółmi, ale potem stali się zaciekłymi
współzawodnikami. W końcu ich rywalizacja przerodziła się w
otwartą wrogość. George Lancaster nie mógł się pogodzić z
tym, że mój dziadek dorównywał geniuszem Newtonowi.
Nazywał go szaleńcem! Drwił z niego!
A pan pomścił tę zniewagę? Więc dlatego zamordował pan
stryjecznego dziadka Artura!
Ależ nie, śmierć Lancastera była przypadkowa. A
przynajmniej tak mi się wówczas zdawało. Nie chciałem go
zabijać. Miał być świadkiem mego triumfu. Chciałem, by się
przekonał, jak bardzo się mylił, szydząc z mego dziadka i
293
nazywając go pomylonym alchemikiem. Ale ten stary przyłapał
mnie w nocy, gdy przeszukiwałem jego laboratorium.
Szukał pan tabakierki?
Tak. Do uruchomienia Gromu Jowisza potrzeba
wszystkich trzech kamieni. Wetknął drugi ciemnoczerwony
klejnot do wnętrza machiny. Po śmierci George a Lancastera
ogarnęły mnie wątpliwości co do mego przeznaczenia. Kiedy
jednak dowiedziałem się, że St. Merryn mnie ściga, wszystko
stało się dla mnie jasne. Pojąłem od razu, że właśnie on, nie
tamten starzec, ma być świadkiem mego wielkiego triumfu. To
całkiem logiczne!
Jak to?
George Lancaster i mój dziadek żyli w innej epoce.
Należeli do innego pokolenia. Ale St. Merryn i ja jesteśmy
rówieśnikami. A zatem hrabia, nie jego dziadek, powinien być
świadkiem mego triumfu! Parker poklepał machinę. Tak
samo jak było rzeczą oczywistą, bym właśnie ja, a nie mój
dziadek, rozwikłał ostatnią zagadkę Gromu Jowisza.
W jaki sposób dowiedział się pan o swoim rzekomym
przeznaczeniu?
Z dzienników mego dziadka. Parker wrzucił do wnętrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]