[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawa. Czytałam w internecie o fuzji Butler-Claiborne. Nie powinieneś teraz pilnować spraw w
Nowym Orleanie? A może chcesz jeszcze bardziej zryć dziką przyrodę za pomocą swoich olbrzymich
maszyn, które kopią kanały zaburzające naturalny układ wodny i wyrzucają na brzeg tyle mułu i
szlamu, że roślinność i drobna zwierzyna nie mają miejsca do życia?
Przeniósł wzrok na jej twarz. Patrzył tak intensywnie, że się zaczerwieniła. I kiedy nagle się
uśmiechnął, zaczęła się zastanawiać, czy miało to związek z jej fryzurą.
- Cici, po co wróciłaś do domu? Czego chcesz? Czemu się przyczepiłaś do mojego dziadka i mi
dokuczasz?
- Mogłabym się zastanawiać, kto tu komu dokucza. To jest także mój dom. Dobrze o tym wiesz.
- Czyżby? Czy twój wuj naprawdę chce tu ciebie? Skrzywiła się boleśnie.
- Nic ci do tego. A jeśli chodzi o Pierre'a, lubię go. Aączy nas prawdziwa przyjazń.
- Wydawało mi się, że uciekłaś od tego wszystkiego. Dla kobiety takiej jak ty to miejsce musi być
okropnie nudne.
58
Ann Major
- Nie. Uciekłam od ciebie. Zadałeś mi prawdziwy ból, jeśli chcesz wiedzieć. Ale wpadłam z deszczu
pod rynnę. Okazało się, że są na świecie potwory gorsze od ciebie. A tak przy okazji, nic nie wiesz o
moim życiu. Tylko sobie wyobrażasz, że było dzikie i szalone.
- Czemu więc do niego nie wrócisz?
- Może zrozumiałam, że mam takie samo prawo być tutaj jak ty?
- Twój wuj wciąż nie chce cię tutaj. Nie widzę, żeby się spieszył otworzyć te cholerne drzwi. Nawet
dla gumbo Noonoon.
- Otworzy. Jest tylko potwornie uparty. - Uśmiechnęła się. - Jak wielu innych ludzi... Choćby ty.
- On i ja ani trochę nie jesteśmy podobni.
- Powiedziałeś, że nie chcesz mnie tu widzieć. Nie sądzę, żeby to było bardziej szczere niż w jego
przypadku. Myślę, że chodzi o to, że... wcale nie jest tak, jak udajesz... że jestem ci obojętna.
Logan poderwał głowę.
- Zamknij się! - rzucił szeptem.
- Dobrze. To dlaczego mnie pocałowałeś? I dlaczego patrzysz na moje usta, jakbyś znowu chciał to
zrobić?
- Przestań.
- Nie. Może ja też nie mogę powstrzymać tego, co czuję.
- Ja mogę.
- Pewnie. - Roześmiała się. - Masz silną wolę. Potrafisz
Co przyniesie ranek?
59
zrezygnować z lunchu, żeby pobiegać. Czemu więc porzuciłeś swój przytulny gabinet i przyjechałeś
tu za mną?
- Chcę znalezć jakiś kompromis.
- Nie. Nieprawda. Chcesz, czego chcesz. Problem w tym, te być może ja także. I być może nauczyłam
się w końcu walczyć o swoje.
Nieoczekiwany krzyk znad bagien sprawił, że oboje odwrócili głowy. Między drzewami przemknął
jakiś wielki ptak.
- Wiesz, co myślę, Loganie? - Spojrzała mu w twarz. -Uważam, że oboje zmagamy się z tą samą
gorączką. Jeśli jesteś taki pewny, że nic do mnie nie czujesz, pocałuj mnie jeszcze raz. Udowodnij mi,
że się myliłam co do ciebie. Co do nas.
- Nie ma żadnych nas.
- No to przekonaj mnie, ważniaku. Pocałuj mnie.
Cofnął się o krok. Być może chciał się schronić w samochodzie, lecz ona złapała go za krawat i
przyciągnęła ku sobie.
Przez chwilę była przekonana, że ją odepchnie, ale on stał bez ruchu.
- Pocałuj mnie. - Przyciągnęła go jeszcze bliżej. Poczuła jego gorący oddech na czole.
- Nie chcę cię znów skrzywdzić - wyszeptał. - Nie jestem dla ciebie dobry.
W tym momencie poczuła, że gniew i żal, które nosiła w duszy, odrobinę stopniały.
60
Ann Major
Powoli wypuściła z ręki jego krawat i ostrożnie pogłaskała go po głowie. Potem ujęła w dłonie jego
twarz i pocałowała go w krtań.
- Zawsze lubiłam twoje włosy - wyznała. - To jest u ciebie jedyna rzecz, która zawsze jest w nieładzie.
Uśmiechnął się.
- To mnie nie znasz - powiedział.
I pocałował ją. Jej usta były słodsze od miodu i gorące jak płomienie. Bo też płomienie zaczęły płynąć
w jej żyłach. Ten pocałunek był jednak inny. Nie walczyli ze sobą.
Logan objął ją i mocno przycisnął. Zamknął w objęciach. Było jej dobrze. Jakby wciąż była tamtą
naiwną dziewczyną, pragnęła pozostać w jego ramionach na zawsze i robić te wszystkie
nieprzyzwoite, zakazane rzeczy, które robili niegdyś. Czyżby straciła rozum? Tak. Gdy tylko sprawy
dotyczyły Logana Claiborne'a.
Niestety, wuj Bos musiał ich chyba podglądać, gdyż drzwi otwarły się z hukiem.
- Skoro przyjechałaś mnie odwiedzić, dziewczyno - krzyknął - to proszę. Czekam. Drzwi są otwarte.
Ale nie na długo, jeśli natychmiast się go nie pozbędziesz. To twoja ostatnia szansa. Następnym razem
zobaczysz mnie dopiero w trumnie.
- No! - Uśmiechnęła się do Logana z tryumfem. - Widzisz. Chce mnie widzieć. Być może, tylko być
może, mam też trochę racji co do ciebie. Pragniesz mnie trochę, prawda?
Logan przycisnął ją do siebie tak mocno, że musiała poczuć, jak bardzo jej pożądał.
Co przyniesie ranek?
61
- Może troszkę, ale jak zawsze stary łajdak wszystko potrafi zepsuć.
Nieco drżącymi palcami dotknęła jego warg.
- Jeszcze się zobaczymy - obiecała.
- Cici, nie chcę cię skrzywdzić. To się nie może udać. Dlaczego? Dlatego, że ja pochodzę z tej budy z
bagien,
a ty z uroczej Belle Rose? Czy nigdy, przenigdy nie będę dla ciebie wystarczająco dobra?
Pomyślała to, ale się nie odezwała. Nie była w nastroju do sprzeczki. Zresztą znała wiele znacznie
lepszych sposobów spędzania czasu z Loganem Claiborneem.
- Naprawdę powinnaś iść - ponaglił ją. - Twój wuj Bos raczej nie jest bardzo cierpliwym człowiekiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl