[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieczorem dowiemy się czegoś kompromitującego
o Ericu Leightonie.
- Może.
- Brzmi to sceptycznie.
DIABELSKA CENA
87
- Kochanie, mówiłem już, że twój plan jest raczej
bezsensowny. Widać w nim dużą wyobraźnię, ale...
- Ale myślisz, że nic nam z niego nie przyjdzie?
W takim razie po co zawracałeś sobie i Joe'emu głowę
z zakładaniem podsłuchu?
- Bo zawsze staram się dotrzymać zobowiązań ze
swojej strony. Tak jak i ty - odpowiedział po prostu.
Gdy Julian wieczorem odprowadzał Emelinę, w do­
mu Leightona nadal nie było żadnych oznak życia.
Julian pozwolił jej wejść na szczyt urwiska i rozejrzeć
się szybko, by mogła się upewnić, że niczego nie
przeoczyli.
- Emmy, jeśli cokolwiek zdarzy się dzisiaj w tym
domu, będziemy to mieli na taśmie. Masz się nie
zbliżać sama do tego miejsca, słyszysz?! - nakazał
kategorycznie.
- Słyszę, Julianie - westchnęła.
- Nie martw się - powiedział z krzywym uśmiesz­
kiem - nic przez to nie stracisz. Siedź w domu do rana.
I myśl o mnie - dodał. Pociągnął ją w ramiona
i pocałował szybko i mocno. Kserkses trącił ją nosem
w rękę, domagając się czułego pożegnania, i po chwili
Emelina patrzyła na dwie postacie płci męskiej od­
dalające się drogą. Czy Julian miał rację? Czy nic się
dzisiaj nie stanie? I co wtedy zrobi? Bardzo liczyła na
to, że jej plan przyniesie efekty. Jeśli nie, będzie
musiała wymyślić jakiś inny sposób ochrony Keitha.
Wyglądało na to, że Julian chętnie poczyniłby dla
niej kolejne kroki. Z lekkim dreszczem Emelina opuś­
ciła firankę i poszła do łóżka. Będzie się zastanawiać
nad innymi możliwościami dopiero wówczas, gdy jej
pierwotny plan nie przyniesie żadnych efektów. Nie
ma sensu martwić się na zapas. Już i tak ma wobec
Juliana wystarczające zobowiązania.
Ta myśl sprawiła, że nie mogła zasnąć przez następ­
ne dwie godziny. W końcu zirytowana odrzuciła
88
DIABELSKA CENA
kołdrę i poszła do kuchni sprawdzić zawartość lodó­
wki.
Księżyc świecił jasno i nie musiała zapalać światła,
stała więc w mroku i gryzła krakersa z serem topio­
nym, gdy nagle w pewnej odległości zobaczyła tylne
światła samochodu. Ktoś jechał w stronę plaży. Ściśle
biorąc, ktoś jechał w stronę domu Erica Leightona.
Emelina przełknęła resztę krakersa i poczuła, że w jej
żyłach zaczyna płynąć czysta adrenalina.
A więc
jednak coś się tej nocy miało wydarzyć! Nie myliła się!
Pobiegła do
sypialni. W ciemnościach znalazła
tenisówki, spodnie i czarny sweter. Zakaz Juliana
poszedł w zapomnienie. Emelina wysunęła się z domu
i ruszyła w stronę morza.
Na skraju urwiska położyła się na brzuchu i ostroż­
nie zerknęła na plażę. Miała rację. Samochód, który
wcześniej zauważyła, dużym łukiem dojeżdżał właśnie
do domu Leightona po żwirowej drodze prowadzącej
od dalszego końca plaży. Emelina obserwowała samo­
chód, drżąc z zimna w wilgotnym nocnym powietrzu.
Czy Erie Leighton znajdował się w środku?
Auto zatrzymało się na tyłach domu. Człowiek,
który z niego wysiadł, w jednej ręce niósł papierową
torbę, a w drugiej walizkę. Emelina wpatrywała się
w mrok, usiłując sobie przypomnieć, jak dokładnie
wyglądał Leighton. To musiał być on. Kto inny
mógłby tu przyjechać o tej porze?
Przesunęła się o cal dalej po krawędzi urwiska. Gdy
drzwi domu zamknęły się za mężczyzną, wzięła głęboki
oddech i chyłkiem przekradła się w dół, na plażę.
Co tam może się dziać? Dlaczego nikogo więcej nie
było w pobliżu? Co się znajdowało w tej walizce?
Emelina zeszła z urwiska i ukryła się za skalnym
nawisem. Na szczęście plaża była nierówna i kamienis­
ta. W skałach wzdłuż krawędzi urwiska z łatwością
można było znaleźć schronienie.
DIABELSKA CENA
Nikt więcej jednak nie przyjechał i wyglądało na to,
że w domu nic się nie dzieje. Emelina przeczołgała się
wzdłuż odkrytego kawałka plaży i dotarła do dużej
skały w pobliżu domu. Skuliła się za nią i dla rozgrze­
wki przesunęła dłońmi po ramionach. Dlaczego, do
diabła, nie wzięła żadnej kurtki? Zamarznie, jeśli
będzie musiała czekać tu długo.
W tej samej chwili usłyszała za plecami cichy
dźwięk i natychmiast zapomniała o chłodzie. Od­
wróciła się instynktownie, zareagowała jednak zbyt
wolno. Twarda dłoń nakryła jej usta i ktoś pociąg­
nął ją na piasek u podnóża skały. Jakiś mężczyzna
nakrył ją swym ciałem i unieruchomił.
- Cicho bądź i przestań się szamotać, ty kretynko!
- zazgrzytał wściekle głos Juliana.
Uczucie ulgi było obezwładniające. Julian ostrożnie
zdjął rękę z jej ust i przyciągnął ją do siebie.
- Zachowuj się cicho - polecił.
Skinęła głową, z trudem łapiąc oddech. Ciepło jego
ciała było bardzo przyjemne. Przysunęła się bliżej.
Julian otoczył ją ramieniem, wychylił się za krawędź
skały i spojrzał w stronę domu.
- Cholera! - szepnął. - Teraz jesteśmy tu uwięzieni.
Do brzegu przybija łódź.
-Łódź?
- Cicho. Mówię poważnie, Emmy. Ani słowa,
dopóki nie znajdziemy się bezpiecznie w domu. Wierz
mi, wtedy będziesz miała wiele powodów, by krzyczeć!
Mówiłem, żebyś tu dzisiaj nie przychodziła! Jak śmia­
łaś być tak nieposłuszna? Boże drogi, kobieto, spiorę ci
ten twój uroczy tyłek pasem! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl