[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Protestantyzm zawsze pomagać będzie w popieraniu wszystkiego, co niemieckie, czy
będzie to dotyczyć wewnętrznej czystości, pogłębiania narodowych uczuć, czy obrony
niemieckiego stylu życia, języka, a nawet niemieckiej wolności, ponieważ to wszystko
stanowi jego podstawę; jednak jest bardzo nieprzychylny wobec każdej próby ratowania
narodu ze szponów jego Zmiertelnego wroga, bo jego postawa wobec żydostwa leży mniej
lub bardziej w dogmatyce.
Partie polityczne nie powinny mieć nic wspólnego z problemami religijnymi, dopóki nie
podrywają moralności narodu; tym samym religia nie powinna być włączana w partyjne
intrygi.
Jeżeli dostojnicy kościelni posługują się religijnymi instytucjami, a nawet naukami, aby
ranić swoją własną narodowość, nie powinni mieć naśladowców. Należy użyć przeciwko nim
ich własnej broni.
Przywódcy politycznemu nie wolno nigdy naruszać doktryny religijnej i instytucji jego
narodu. W przeciwnym .razie nie może on być politykiem, a tylko reformatorem, jeżeli ma, w
tym kierunku kwalifikacje!
Każda inna postawa prowadzi, szczególnie w Niemczech, do katastrofy.
W trakcie moich studiów nad ogólnoniemieckim ruchem, jego walką przeciwko
Rzymowi, doszedłem do następującej konkluzji: wskutek małego zrozumienia znaczenia
problemów socjalnych ruch ten stracił poparcie w masach; przez wejście do parlamentu
stracił przywilej kierowania i został obarczony wszystkimi trudnościami związanymi z tą
instytucją. Walka przeciwko kościołowi zdyskredytowała go w wielu kręgach niższych i
średnich klas i pozbawiła go wielu najlepszych elementów, które można byłoby nazwać
narodowymi.
Praktyczne rezultaty kulturkampfu były w Austrii równe zeru.
ROZDZIAA IV
Monachium
Wiosną 1912 roku przyjechałem do Monachium.
Niemieckie miasto! Jakże inne niż Wiedeń! Czułem się zle, gdy wspominałem ten
Babilon narodów. Także dialekt, który był podobny do mojego, przypominał mi moją młodość
związaną z Dolną Bawarią. Tak było na każdym kroku. Należałem do tego miasta bardziej
niż do jakiegokolwiek innego miejsca na świecie i wynikało to z faktu, że jest ono
nierozerwalnie związane z moim rozwojem.
W Austrii jedynymi przeciwnikami idei porozumienia byli Habsburgowie i Niemcy. W
pierwszym przypadku było to spowodowane przymusem i wyrachowaniem, a w drugim
naiwną łatwowiernością i polityczną głupotą. Naiwną łatwowiernością dlatego, że wyobrażali
sobie, iż uczynią wielką przysługę niemieckiemu imperium poprzez trójstronne przymierze,
które wzmocni je i zapewni bezpieczeństwo. Polityczną głupotą, ponieważ ich wyobrażenia
nie przylegały do faktów i w rzeczywistości pomagały uczynić z imperium martwe państwo,
ciągnęły je w przepaść, dlatego zwłaszcza, że ten alians prowadził do coraz większej
degermanizacji Austrii. Habsburgowie wierzyli, że przymierze z Rzeszą zabezpieczy ich
przed jej ingerencją - i niestety mieli rację - umożliwiło to im kontynuowanie polityki
stopniowego wypierania niemieckich wpływów wewnątrz państwa i w dodatku osiągali to
łatwo i bez ryzyka. Nie musieli obawiać się żadnych protestów ze strony niemieckiego rządu.
Gdyby w Niemczech gruntowniej studiowano historię i psychologię narodów, nikt nie
mógłby uwierzyć, że Rzym i Wiedeń mogłyby stanąć razem do wspólnej walki. Włochy
stałyby się prędzej wulkanem, niżby jakikolwiek rząd ośmielił się wysłać choćby jednego
Włocha na pole bitwy z pomocą temu fanatycznie znienawidzonemu habsburskiemu
państwu. Kilka razy obserwowałem z Wiednia namiętne lekceważenie i bezgraniczną
nienawiść, jaką Włosi odczuwali do austriackiego państwa. Grzechy Habsburgów w stosunku
do Włoch, ich wolności, niezależności były tak wielkie w ciągu wieków, że mogłyby zostać
zapomniane, nawet gdyby chciano, aby tak się stało. Ale nie było pragnienia zarówno w
narodzie, jak i we włoskim rządzie. Dlatego dla Włoch istniały tylko dwie możliwości
kontaktów z Austrią - porozumienie albo wojna.
Wybierając to pierwsze, można było spokojnie przygotowywać się na drugą
ewentualność.
Niemiecka polityka była zarówno bezsensowna, jak i ryzykowna, dlatego zwłaszcza,
że austriackie stosunki z Rosją zmierzały coraz bardziej w kierunku wojny.
Dlaczego więc w ogóle zawarto porozumienie?
Po prostu po to, by w przyszłości zabezpieczyć Rzeszę, kiedy już stanie na własnych
nogach. Ale przyszłość Rzeszy nie była niczym innym jak pytaniem o możliwość egzystencji
narodu niemieckiego.
A przyrost naturalny Niemiec wynosił wówczas około dziewięciuset tysięcy rocznie.
Zdobywanie nowych terytoriów dla osadnictwa wzrastającej liczby obywateli przynosi
ogromne korzyści szczególnie jeżeli bierze się pod uwagę przyszłość, a nie tylko chwilę
obecną.
Jedyną nadzieją na sukces tej polityki terytorialnej są w dzisiejszych czasach
zdobycze w Europie, a nie na przykład w Kamerunie. Walka o naszą egzystencję jest
naturalnym dążeniem.
Istnieje jeszcze jedna przyczyna, dla której to rozwiązanie wydaje się być słuszne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]