[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kurczowo ściskała - pierwsze róże, jakie kiedykolwiek dostała, krzyknęła,
jej usta otwierały się i zamykały, ale dzwięk nie był przyjemny, bo nagle
ojciec Arlissa - w jego głosie nie było strachu, dzielny kaleki mężczyzna -
pokuśtykał do niej, gdy Arliss głęboko zaczerpnął powietrza i posłał...
...posłał...
...posłał mnie do sklepu w dniu moich urodzin. Wiedziałeś, jak bar-
dzo lubię przypiekać przy ognisku ciągutki piankowe, więc poszedłem, bo
czułem, że szykujesz dla mnie coś specjalnego, i kupiłem ciągutki, ale
zaskoczony zobaczyłem, że wyszedłeś mi na spotkanie, i wracaliśmy do
domu razem, i otoczyłeś mnie ramieniem, taki dumny ze swego syna, i
wiedziałem, że będzie na mnie czekał wielki, huczący ogień, gdy
przejdziemy przez drzwi, ale gdy doszliśmy do domu, z twojego ognia nic
nie zostało tylko tlący się popiół i byłeś tak zawstydzony, ponieważ
próbowałeś zrobić coś specjalnego i znów nie wyszło, i spojrzałeś na
mnie, i powiedziałeś, moim pragnieniem...
...moim pragnieniem...
...i Arliss posłał mu to pragnienie, posłał je prosto w twarz, na całą
twarz i przez twarz aż na drugą stronę, a potem pojawił się dym i żar ze
strzelb, i już nic więcej, tylko spokój i cisza, i Arliss wiedział, że będzie
mu wybaczone, ponieważ nawet w gorzkim dymie porażki jest piękno i
spełnienie zwycięskiej miłości.
Padł na plecy. Pocił się.
Zrobił tak, jak mu nakazał mroczny, straszny głos.
Arliss ich zbawił.
Usiadł, zdjął buty i ściągnął skarpetki.
Dwie dziury były czerwone i wilgotne i doskonale wiedział, gdzie
przez stopy przybito gwozdzie. Spojrzał na swoje dłonie: one również
miały krwawe ślady. Z uśmiechem obserwował, jak dziury podlegają
transformacji, stają się grubsze, pełniejsze, wyciągają jęzory na zewnątrz, i
zrozumiał, że patrzy na coś naprawdę cudownego, że ten cud pojawił się
znikąd, ponieważ dwie dziury stały się ustami i te usta szeptały do niego,
ale słowa pochodziły z języka, którego nie rozumiał, więc podniósł
mówiące dłonie i zakrył nimi uszy, może na tym polegała tajemnica, by
zrozumieć przekazywaną wiadomość, i na wszelki wypadek złączył stopy,
by usta się zetknęły i bardzo szybko ich niezrozumiałe głosy zlały się w
jeden głos, mroczny i straszny, i ten głos powiedział Arlissdwi, że postąpił
właściwie, ale została ostatnia rzecz, którą musi zrobić, i to natychmiast.
Sąsiedzi krzyczeli, ktoś się dobijał do frontowych drzwi. Na po-
dwórku gromadzili się ludzie, więc Arliss schwycił najbliższą strzelbę i
posłał im pokój i róże, i całusy. Z dala dobiegał wrzask samochodowych
syren, a po łomocie przy frontowych drzwiach nastąpił huk i odgłos wielu
kroków na schodach do jego pokoju...
...zbliżali się, byli coraz bliżej, za sekundę tu będą, więc po raz
ostatni odwrócił się w stronę podwórka, przesłał rodzinie pocałunek,
załadował kulę w ulubiony pistolet ojca i skierował broń w stronę własnej
twarzy...
...krzyczą, wołają, są coraz bliżej...
...Arliss czekał na nich, aż wejdą; musiał to idealnie zgrać... ...wziął
głęboki oddech... ...drzwi otworzyły się gwałtownie...
...i Arliss ozdobił ścianę różowym kwiatem, który zawsze był w jego
głowie.
In saecula saeculorum. Amen...
38
Z krwawej rany wylotowej na potylicy Arlissa wysunęło się ciemne
skrzydło, a za nim drugie i po chwili wyłonił się czarny motyl, który
wypełzł przez otwarte okno.
39
Gdy tylko Ben wsiadł do samochodu, wywołano go przez radio.
- D - 19, D - 19,masz 10 - 21, około jedenastej czterdzieści osiem.
Pilne. Powtarzam, pilne.
Ben połączył się przez radio z dyspozytorem i dostał od niego numer.
Wyjął swój telefon komórkowy i, przeklinając, wystukał podane cyfry.
Po pierwszym sygnale usłyszał:
- Ben? Tu monsinior Maddingly z kościoła Zwiętego Franciszka de
Sales przy ulicy Granville. - Ben znał go od zawsze. Maddingly go
ochrzcił, udzielił mu ślubu z Cheryl oraz celebrował jej pogrzeb. - Czy
mógłbyś tu natychmiast podjechać? Wiem, że masz teraz pełne ręce ro-
boty, ale... proszę, Ben. Wierz mi, to pilne. I nie włączaj syreny. Lepiej,
żebyś akurat teraz nie przyciągał niczyjej uwagi.
Ben rozłączył się, ale zaraz zadzwonił do Billa Emersona i poprosił
go, żeby jak najszybciej podjechał pod kościół Zwiętego Franciszka.
Potem opuścił okno samochodu, zawołał jednego z oficerów, znajdujących
[ Pobierz całość w formacie PDF ]