[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie przyniosłeś mi
go?".
Nie. Tak się nie uda. Musiał znalezć inny sposób, że-
by pomóc Glaucowi.
Jaki był związek między Zakonem a pierścieniem? I kto mógł to wiedzieć, poza
najwyższymi sferami?
Sekretarki? Być może. Ale one natychmiast wygadałyby dyrektorowi.
Porozmawiać z biedakami, którzy nocowali w schronisku albo jadali w stołówce?
Bientot wątpił, żeby mogli cokolwiek wiedzieć o pierścieniu z szachownicą.
Skłonił się ku trzeciej możliwości: personel.
Wewnątrz Willi, zamiast na wyższe piętra, skierował się do kuchni.
Znał tam wszystkich. I wszyscy znali jego.
Nawet najtajniejsze stowarzyszenia jadają co najmniej dwa razy dziennie.
Mógłby pójść do dyrektora i powiedzieć wprost: Znalazłem".
224
Jeżeli istniał jakiś związek między tym miejscem a srebrnym pierścieniem, kelnerzy,
sprzątaczki albo kucharki będą o tym wiedzieć.
Wyglądało jednak na to, że taki związek nie istniał.
%7ładna z osób, z którymi spędził następne godziny, nie widziała nigdy podobnego
pierścienia. I nie słyszała skrótu F.E.R.T.
Co do szachownicy, owszem, była taka intarsja na środku owalnego stołu, na drugim
piętrze, ale prawdopodobnie chodziło o zwykły element dekoracyjny.
To wszystko: wielki stół w sali z pięknym balkonem, wychodzącym na park.
Trochę mało jak na związek.
Bientot mimo wszystko chciał zobaczyć ten stół i jedna z pań sprzątających
zaprowadziła go na górę.
- Kto korzysta z tego pokoju? - dopytywał się malarz.
- W ciągu dnia jest prawie zawsze zamknięty.
- A wieczorem?
Kobieta wracała na noc do domu, nie potrafiła więc udzielić odpowiedzi.
Bientot położył dłoń na szachownicy z jaśniejszego drewna, osadzonej w ciemnym
blacie i zastanawiał się, jak ważny może być ten szczegół.
Tajemne nocne zebrania w Willi Zakonu?
Pierścień odnaleziony przez Glauca w Exilies jako jedyny znak rozpoznawczy?
225
Bez sensu.
Bientot raz jeszcze obszedł pokój dokoła i przystanął na progu małego tarasu.
Otworzył przeszklone drzwi i wyjrzał na zewnątrz.
Potem przyjrzał się posadzce i przejechał po niej ręką.
- Kiedy ją pani myła ostatnio?
- Trzy dni temu, bo co?
Bientot spojrzał na opuszki swych palców: były czarne od popiołu, który opadł na
płytki.
To znaczy, że ktoś tu był w ciągu ostatnich trzech dni... Albo ostatnich trzech nocy.
Pozwolił się odprowadzić z powrotem do kuchni, gdzie zjadł parę kęsów w
towarzystwie kucharza, który opowiedział mu o swym rodzinnym mieście. Mieście
na południu kraju, gdzie pełno było słońca, ale brakowało pracy.
W zamian Bientot opowiedział kucharzowi o Paryżu, a potem się pożegnali.
Policja już odjechała. Wizja lokalna w parku była zakończona. Bientot wcisnął ręce
w kieszenie, obmyślając następne posunięcie.
Biblioteka Narodowa?
To mogło być najlepsze miejsce, żeby zebrać informacje o historii Zakonu, a może
nawet wytropić jakieś nieoczekiwane powiązanie, odnotowane w lokalnych
wiadomościach lub pogrzebane w przemówieniach któregoś z polityków.
226
Atak
a>
Archiwum historyczne?
Szkoda zakopać się w zakurzonym archiwum, gdy na zewnątrz taki piękny dzień...
który można by spędzić spacerując, w oczekiwaniu aż coś się wydarzy.
Słońce prześwitujące przez listowie tworzyło świetliste wzory. Ptaszki śpiewały
szczęśliwe.
Bientot zauważył Sandrina, jak go tu wszyscy nazywali, który rozsiadł się na
ocienionej ławce, wyraznie zadowolony i zrelaksowany, jakby był panem tego
miejsca.
Postanowił nadłożyć trochę drogi i przywitać się.
- Odsuń się, bo kradniesz mi światło! - zażartował stary Sandrino. Miał na sobie
lnianą koszulę, zauważył Bientot. Takież spodnie i marynarkę.
- Szóstka z plusem, Sandrino! Wyglądasz jak prawdziwy dżentelmen.
Sandrino osłonił oczy ręką.
- To moje szczęśliwe dni.
- Nadchodzą dla wszystkich, wcześniej czy pózniej.
Sandrino uśmiechnął się rozbrajająco. W tej świetnie
skrojonej koszuli jego garbate plecy wydawały się mniej krzywe niż zazwyczaj.
- Przyszedł jakiś facet... i dał mi dwieście euro... dwieście euro i nowe ciuchy. I
[ Pobierz całość w formacie PDF ]