[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Owszem, ze mną - odparł. - W tym domu. To dom mojej matki, do
cholery! Czy myślisz, \e jej poczucie przyzwoitości pozwoliłoby na coś
takiego? Proponowałem ci mał\eństwo, Amando. Miałem w kieszeni
pierścionek, ale nie zdą\yłem ci go nawet pokazać.
Amandzie wydawało się, \e \ycie z niej ucieka. Jej ciało przeszył nagły,
nieznośny ból. Mał\eństwo! Mogła być \oną Jasona Whitehalla,
mieszkać z nim i dzielić wszystko... mo\e nawet urodziłaby mu ju\
syna...
Oczy zaszły jej łzami. Jace zauwa\ył to i na jego twarzy pojawił się
okrutny, zimny uśmiech.
- śałujesz, co? Zaczynałem ju\ wtedy odnosić sukcesy. Pierwsze
inwestycje przynosiły zyski. Nawet się nad tym nie zastanowiłaś.
Popatrzyłaś na mnie i zatrzasnęłaś mi drzwi przed nosem. Twoje
szczęście, \e nie rozwaliłem tych drzwi.
- Spodziewałam się tego - przyznała. Serce jej się krajało. - Nawet bym
nie miała o to pretensji. Ale byłeś taki wściekły, Jace. Po prostu fizycznie
się ciebie bałam. Dlatego uciekłam.
- Bałaś się mnie? Dlaczego? Amanda odwróciła wzrok.
- Byłeś taki brutalny na moich urodzinach - przypomniała mu, rumieniąc
się. - Nawet nie wyobra\asz sobie, jak młode dziewczyny boją się takich
mę\czyzn.
Wszystko, co fizyczne, jest takie tajemnicze i nieznane. Byłeś du\o ode
mnie starszy i doświadczony, Kiedy tak po prostu poprosiłeś, \ebym z
tobą zamieszkała, przypomniał mi się tamten wieczór. Zapadła długa,
przykra cisza.
- Zraniłem cię, prawda? - zapytał cicho, wpatrując się w jej plecy. -
Zrobiłem to specjalnie. Duncan powiedział, \e zaprosiłaś mnie tylko
przez grzeczność, bo w rzeczywistości nie mo\esz znieść mojego
widoku. Dodał jeszcze, \e twoim zdaniem nawet nie wiedziałbym, co
zrobić z kobietą.
Amanda odwróciła się ku niemu z ogromnym zdziwieniem.
- Nie powiedziałam mu, dlaczego cię zaprosiłam - odparła i spuściła
głowę. -A je\eli chodzi o tamto... Po prostu \artowałam. Ludzie często
\artują z rzeczy, których się boją. Bałam się ciebie, ale często marzyłam
o tym, \ebyś mnie pocałował. - Odwróciła głowę.
- W marzeniach było to mniej brutalne ni\ w rzeczywistości. - Wzruszyła
ramionami i roześmiała się cicho, \eby ukryć ból. - Teraz to ju\ nie ma
znaczenia. To były dziewczęce marzenia, a teraz jestem ju\ kobietą.
- Naprawdę? - zapytał wstając. Widząc jak się cofa, uśmiechnął się
sarkastycznie. - Masz dwadzieścia trzy lata i wcią\ się mnie boisz. Nie
-zgwałcę cię, Amando.
- Musisz mnie obra\ać?
- Nie zauwa\yłem, \eby tak łatwo było cię obrazić - powiedział chłodno,
rozbierając ją wzrokiem.
- Biedna mała bogata dziewczynka. Có\ za upadek. Ile lat ma ta
sukienka?
- Wcią\ jeszcze mnie okrywa - odparła dumnie Amanda.
- Ledwo. Matka wspominała, \e chce ci kupić trochę ubrań. Najwyrazniej
lepiej przyjrzała się twojej garderobie ni\ ja. Ale nie rób sobie nadziei,
moja droga. Nie po to pracuję jak wół, \eby ubierać ciebie i twoją matkę
w jedwabie i atłasy. Jeśli potrzebujesz ubrań, załatw to z Blackiem, a nie
z moją matką.
Usta jej zadr\ały.
- Wolałabym chodzić nago, ni\ przyjąć od ciebie choćby chustkę do nosa
- odparła dumnie.
- Twój chłopak te\ na pewno by wolał.
- Jest moim wspólnikiem i nic więcej.
- Jezdzcem te\ jest kiepskim - dodał z ironią Jace.
- Skoro nie radził sobie nawet z takim łagodnym koniem, to jak ma
zamiar poradzić sobie z tobą? A właśnie - gdzie on jest?
- Przy basenie z Duncanem. Rozmawiają o projekcie - wyjaśniła
Amanda, obrzucając go chłodnym spojrzeniem. - Choć to i tak na nic się
nie zda. I tak się przecie\ nie zgodzisz.
- Nie podejmuj decyzji za mnie, Amando - powiedział cicho Jace. - Wcale
mnie nie znasz. Nigdy nie znałaś.
- Nie pozwalasz ludziom się zbli\yć do siebie, Jasonie.
- A chciałabyś? - zapytał chłodno.
- Raczej nie, dziękuję. Zbyt często mnie ranisz.
- Myślisz, \e bez powodu? - zapytał, podchodząc bli\ej. - Ile razy się tu
zjawiasz, zawsze jest jakaś katastrofa.
- Przecie\ wcale nie chciałam zranić tego byka
- zaprotestowała Amanda. -I nic musiałeś na mnie tak wrzeszczeć.
- A co myślałaś? śe padnę na kolana i podziękuję? Przecie\ mogłaś się
zabić, kretynko - warknął.
. - A to by cię bardzo ucieszyło, prawda? - wybuchnęła Amanda i
odwróciła się, nie zauwa\ając wyrazu jego twarzy. - Zamierzałam cię
przeprosić, ale nadwerę\yłam sobie nadgarstek i z bólu nie mogłam
wykrztusić ani słowa.
- Zwichnęłaś rękę? I mimo to pojechałaś do San Antonio? Ty wariatko! -
Jego oczy zapłonęły.
- A co, miałam cię prosić o podwiezienie? Zastrzeliłeś byka na miejscu,
więc wolałam uciekać, \eby i mnie to nie spotkało!
Odwróciła się na pięcie i nie zwa\ając na jego wołanie wybiegła z
łazienki.
Dogonił ją w holu, chwycił mocno za ramiona i spojrzał prosto w oczy.
Amanda poczuła, \e słabnie.
- Dokąd to się wybierasz? - zapytał.
- Uwieść Duncana - odparła słodko Amanda. - Przecie\ według ciebie
właśnie po to przyjechałam.
- Nigdy za niego nie wyjdziesz - zagroził.
- Nie muszę za niego wychodzić, \eby z nim spać, prawda? - zapytała. -
O co chodzi, Jace? Nie zniósłbyś, gdyby twojemu bratu udało się to, co
tobie nie wyszło? - dodała i pobiegła do salonu. Chciała zamknąć za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl