[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pozostali mruknęli z aprobatą i wszyscy uśmiechnęli się do mnie zachęcająco, oprócz doktora
White'a, który jak zwykle zmarszczył brwi i wpatrywał się we mnie w nieprzyjemny sposób
napełniający mnie lękiem. Mały Robert przepraszająco przekrzywił głowę.
- Szyja mnie boli, mam bóle głowy i stawów - powiedziałam z jak największym naciskiem. - Sądzę,
że trema objawia się inaczej. Moja kuzynka została dzisiaj w domu przez grypę, więc pewnie
zaraziłam się od niej, to takie proste!
- Należałoby raz jeszcze ci wytłumaczyć, że chodzi o wydarzenie wagi historycznej... - stękał w tle
pan Marley, ale pan Whitman mu przerwał.
- Gwendolyn, pamiętasz naszą rozmowę dziś rano? - spytał, a jego głos zrobił się chyba jeszcze
odrobinę bardziej przymilny.
Co mial na myśli? Chyba potraktował swoje smędzenie na temat niedostatecznego zaangażowania
w naukę jako rozmowę? No cóż, chyba tak.
- Może to kwestia wykształcenia, ale jestem niemal pewny, że Charlotta na twoim miejscu miałaby
większe poczucie obowiązku. Nigdy nie przedłożyłaby własnego samopoczucia nad swoje zadania
w naszej sprawie.
Cóż, to nie moja wina, że wykształcili nie tę, co trzeba. Mocniej wczepiłam się w oparcie krzesła.
- Proszę mi wierzyć, gdyby Charlotta była tak chora jak ja, też nie mogłaby pójść na ten bal.
Pan Whitman wyglądał tak, jakby lada chwila mial stracić cierpliwość.
- Chyba nie rozumiesz, o co mi chodzi.
- To nic nie da - odezwał się doktor White, jak zwykle oschłym tonem. - Tracimy tylko cenny czas.
Jeśli dziewczyna naprawdę jest chora, raczej nie uzdrowimy jej argumentami. A jeśli symuluje... -
Odsunął swoje krzesło, wstał, obszedł stół i zbliżył się do mnie tak szybko, że mały Robert ledwo
za nim nadążył. - Otwórz usta!
Tego było za wiele. Spojrzałam na niego z oburzeniem, ale on szybko chwycił obiema dłońmi moją
głowę i obmacał mi szyję od uszu aż do ramion. Na koniec położył rękę na czole. Odwaga mnie
opuściła.
- Hm - mruknął, a jego mina, o ile to było możliwe, stała się jeszcze bardziej chmurna. - Obrzmiałe
węzły chłonne, podwyższona temperatura. To naprawdę nie wygląda dobrze. Proszę, otwórz usta,
Gwendolyn. Zaskoczona posłuchałam jego polecenia.
Obrzmiałe węzły chłonne? Podwyższona temperatura? Czyżbym zachorowała z samego
przerażenia? i - Tak jak myślałem. - Wyjął z kieszeni na piersi drewnianą szpatułkę i przycisnął mi
nią język. - Czerwone gardło, migdałki powiększone... nic dziwnego, że zle się czujesz. Musi cię
piekielnie boleć przy przełykaniu.
- Biedactwo - powiedział ze współczuciem Robert. - Teraz będziesz na pewno musiała pić ohydny
syrop na kaszel. - Skrzywił się.
- Masz dreszcze? - spytał jego ojciec.
Niepewnie skinęłam głową. Dlaczego, u diabła, on to robi? Dlaczego mi pomaga? I to właśnie
doktor White, który zawsze zachowywał się tak, jakbym miała wykorzystać pierwszą lepszą okazję,
żeby dać nogę z chronografem?
- Tak myślałem. Gorączka jeszcze wzrośnie. - Doktor White odwrócił się w stronę pozostałych. -
Tak. To mi wygląda na infekcję wirusową.
Wszyscy zrobili zakłopotane miny. Zmusiłam się, żeby nie patrzeć w stronę Gideona, chociaż
strasznie chciałam zobaczyć jego twarz.
- Czy możesz jej coś na to dać, Jake? - spytał Falk de Villiers.
- Najwyżej środek na zbicie temperatury. Ale nic, co szybko postawiłoby ją na nogi. Musi leżeć w
łóżku. - Doktor White zmierzył mnie ponurym wzrokiem. - Jeśli ma szczęście, jest to tylko
jednodniowa gorączka, ta, która teraz szaleje. Ale równie dobrze może też potrwać parę dni...
Przerwał.
- Mimo to możemy ją... - zaczął pan Whitman.
- Nie, nie możemy - przerwał mu nieuprzejmie doktor White. Starałam się ze wszystkich sił nie
gapić się na niego jak na ósmy cud świata. - Gideon raczej nie może jej zawiezć na bal na wózku
inwalidzkim. To nieodpowiedzialne i byłoby też złamaniem złotej zasady, gdybyśmy ją wysłali do
osiemnastego wieku z ostrą infekcją wirusową.
- Co prawda, to prawda - powiedział nieznajomy, którego uznałam za ministra zdrowia. - Nie
wiadomo, jak zareagowałby układ odpornościowy tych ludzi na dzisiejszego wirusa. To mogłoby
mieć katastrofalne skutki.
- Jak wtedy u Majów - mruknął pan George. Falk głęboko westchnął.
- No cóż, a więc decyzja raczej zapadła. Gideon i Gwendolyn nie pójdą dziś na bal. Być może w
zamian za to moglibyśmy przeprowadzić operację opal. Marley, czy mógłby pan poinformować
pozostałych o zmianie planów?
- Tak jest. - Pan Marley, gnąc się w ukłonie, pospieszył do drzwi.
Spojrzenie, jakim mnie obdarzył, było kwintesencją wyrzutu. Ale nie przejęłam się tym.
Najważniejsze, że udało się przesunąć bal. Wciąż jeszcze nie mogłam pojąć mego szczęścia.
Teraz zaryzykowałam i zerknęłam na Gideona. W przeciwieństwie do pozostałych odłożenie naszej
wycieczki najwyrazniej mu nie przeszkadzało, bo uśmiechnął się do mnie. Czy podejrzewał, że
moja choroba jest udawana? Czy tylko po prostu się cieszył, że oszczędzono mu na dzisiaj
uciążliwych przebieranek? Stłumiłam w sobie pokusę zrewanżowania się uśmiechem i przeniosłam
wzrok na doktora White'a, który stał obok ministra zdrowia.
Jakże chętnie porozmawiałabym z nim w cztery oczy! Ale lekarz najwyrazniej zupełnie o mnie
zapomniał, bo bez reszty pogrążony był w rozmowie.
- Chodz, Gwendolyn - usłyszałam współczujący głos pana George'a. - Zaprowadzę cię szybko na
elapsję, a potem będziesz mogła wracać do domu. Skinęłam głową. Zabrzmiało to jak hasło dnia.
Podróż w czasie przy użyciu chronografu może trwać od 120 sekund do 240 minut. Jeśli chodzi o
opal, akwamaryn, cytryn, jadeit, szafir i rubin, minimalne ustawienia wynoszą 121 sekund,
maksymalne 239 minut. Aby uniknąć niekontrolowanych przeskoków w czasie, nosiciele genów
powinni codziennie poddawać się elapsji przez 180 minut. Jeśli czas ten nie zostanie osiągnięty, w
ciągu 24 godzin może dojść do niekontrolowanych przeskoków (zob. protokoły z podróży w czasie,
6 stycznia 1902 roku, 17 lutego 1902 roku - Timothy de Villiers). Według badań empirycznych
hrabiego de Saint Germain w latach 1720-1738 posiadacz genu może poddawać się elapsji przy
użyciu chronografu maksymalnie przez pięć i pól godziny, to znaczy 330 minut dziennie. Jeśli czas
ten zostanie przekroczony, występują bóle głowy, mdłości i osłabienie, jak również silne zaburzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl