[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słabość do przystojnych młodzieńców. Zatem Lew tworzy plan. Zwabia hrabiego F. w
pułapkę romansu z młodym, przystojnym urzędnikiem, powiedzmy, z Ministerstwa Spraw
Zagranicznych. I doprowadza do tego, że kompromitujące spotkania odbywają się w
mieszkaniu jednej ze współpracownic Lwa, młodej, zaangażowanej rewolucjonistki, którą
nazwiemy... - Sebastian zawahał się. - Nazwijmy ją Rachel, zgoda?
- To pańska historia.
- W rzeczy samej. Widzę to następująco: przystojny, młody urzędnik przywodzi
hrabiego F. do napisania bardzo kompromitujących listów miłosnych, które dostają się w ręce
Lwa. Pułapka jest gotowa. Nasi złoczyńcy muszą tylko czekać, aż hrabia F. zostanie
premierem.
- Mam nadzieję, że pańskie opowiadanie dokądś zmierza.
- Już prawie skończyłem - odpowiedział Sebastian, zmieniając pozycję. - Widzi pan,
mimo że plan jest sprytny, to nie wszystko się układa niezgodnie z przewidywaniami. Coś
przeraża Rachel, która postanawia uciec z Londynu. Wpada na błyskotliwy pomysł, by ukraść
obciążające hrabiego Fredericka listy oraz kilka innych cennych dokumentów, zdobytych
przez Lwa - i odsprzedać je zainteresowanym stronom, by zebrać w ten sposób okrągłą sumkę
i zacząć nowe życie. Czeka, aż Lew wyjedzie z miasta, kradnie dokumenty i aranżuje
sprzedaż.
Twarz Pierreponta pozostała bez wyrazu.
- Niech pan mówi dalej.
- Jednak, niefortunnie dla Rachel, Lew zmienia plany. Wraca do domu z przyjęcia na
wsi wcześniej. Widzi że dokumenty zniknęły, i nie mija dużo czasu, a orientuje się, kto je
zabrał. Udaje się w ślad za Rachel na spotkanie w kościele Zwiętego Mateusza i zabija ją tam
w bardzo, bardzo paskudny sposób - być może, aby ostrzec resztę współpracowników, na
wypadek gdyby chcieli spróbować czegoś podobnego.
Pierrepont opuścił swobodnie ręce.
- To bardzo zajmująca historia, monsieur le vicomte. Powinien pan rozważyć pisanie
dramatów scenicznych. Albo bajek dla dzieci. Ale ma pan tylko historię. Nie ma pan
dowodów. Ani najmniejszego pojęcia, w co pan się naprawdę wplątał. Jest pan głupcem.
Powinien był pan dawno opuścić Londyn, gdy jeszcze była taka możliwość.
Sebastian wykrzywił usta w hardym uśmiechu.
- Jednego tylko nie rozumiem. Do czego pan potrzebował oświadczenia mojej matki -
bo zakładam, że Rachel ukradła je panu? %7łeby szantażować mojego ojca?
Pierrepont udał ostentacyjny namysł.
- Alors. Czy przeszłość pańskiego ojca mogłaby go narazić na szantaż?
- Kto teraz jest głupcem? - Sebastian wycelował broń w pierś przeciwnika. - Co to
miało znaczyć? Pierrepont wzruszył ramionami.
- Dowody brudnych sekretów z życia ważnych ludzi zawsze się przydają - zerknął w
ciemność za otwartymi drzwiami powozowni. Ale Sebastian usłyszał je dużo wcześniej -
szybkie kroki skradające się przez ogród.
Ześliznął się z bali i przekradł za Francuza. Stanął z ramieniem na szyi Pierreponta,
przyciskajÄ…c pistolet do jego skroni.
- Proszę im powiedzieć, żeby się cofnęli - wyszeptał.
- Już! - dodał, gdy Pierrepont się zawahał.
- Restez làm! - krzyknÄ…Å‚ Pierrepont. Kroki ucichÅ‚y.
- Może dobrze by było ich uprzedzić, że wychodzimy. Tylko bez sztuczek - dodał
Sebastian. Pierrepont znów wydał polecenie.
- Zdaje pan sobie sprawę, że się myli? - spytał Pierrepont, oglądając się przez ramię,
gdy Sebastian prowadził go w stronę wyjścia.
- Odnośnie czego?
Ku jego zaskoczeniu, Pierrepont zaśmiał się.
- Co do reszty, nie zamierzam pana informować. Ale myli się pan co do jednego -
powiedział, gdy Sebastian puścił go i cofnął się w mrok. - Nie zabiłem Rachel York.
ROZDZIAA 45
Po dniu spędzonym na niczym Jarvis był niespokojny. Niecierpliwie czekał na mające
nastąpić wydarzenie. Za niecałe trzydzieści sześć godzin książę Walii miał zostać
zaprzysiężony jako regent. Następny dzień zapowiadał się ciekawie. Bardzo ciekawie.
Jakiś czas po północy odłożył raport i wstał. W domu panowały pustka i cisza,
wszystkie kłopotliwe kobiety jego życia dawno już udały się na spoczynek do swoich komnat.
Jarvis zszedł na dół, do biblioteki, nalał sobie szklankę brandy, przekręcił klucz w
prawej górnej szufladzie biurka i otworzył ją. Nieczęsto pozwalał sobie na luksus triumfu, ale
tym razem uznał, że mu się należy. Wyjął kartkę papieru, i trzymał ją w dłoniach chwilę.
Gdy zamykał szufladę, uśmiechając się lekko do siebie, usłyszał głos córki.
- Czy coś się stało?
Poderwał głowę. Stała w drzwiach, osłaniając przed przeciągiem wątły płomień
świecy. Hero była wysoka - Jarvis uważał, że zbyt wysoka - i o wiele za chuda. Miała wąskie
biodra i płaską pierś. Jej mysie, brązowe włosy były, wbrew modzie, długie i proste. Ostatnio
lubiła je nosić związane z tyłu głowy w ciężki, surowy węzeł, bardziej pasujący do jakiejś
protestanckiej misjonarki niż do młodej, eleganckiej damy. Ale tej nocy rozpuściła je, a w
złotym blasku świecy Jarvis nagle zdał sobie sprawę, że jego córka mogłaby być całkiem
ładna, gdyby tylko spróbowała.
- Coś się stało z twoją ostatnią fryzurą. Powinnaś częściej rozpuszczać włosy. Skróć je
wokół twarzy i noś loczki, teraz to modne.
Parsknęła śmiechem, zaskoczona.
- W loczkach wyglądałabym śmiesznie, i dobrze o tym wiesz. Zresztą nie mówiłam o
sobie - jej uśmiech ustąpił miejsca zatroskaniu. - Czy na pewno dobrze się czujesz?
Jarvis miał wyjątkowo ujmujący uśmiech. Już dawno nauczył się go używać, by
nagradzać, uspokajać i zwodzić. Skorzystał z niego i teraz, by ujrzeć, jak zmartwienie znika z
twarzy córki. Uśmiechnęła się do niego.
- Wszystko w porządku, moje dziecko - powiedział i zamknął szufladę na klucz.
ROZDZIAA 46
Kat zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Powoli bladły wspomnienia lat udawania i
chłodnej kalkulacji, żelaznej determinacji w trzymaniu uczuć na wodzy. Czuła ciepłą
wewnętrzną radość palców na śliskiej od potu skórze ukochanego. Przypominała sobie, jak to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]