[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mc jej nie powiem, jeśli nie zapyta.
- Rozmawialiście długo?
- Krótko.
- Przeprowadził się tu z powrotem?
- Nfeeinteresuje mnie to. I on też mnie nie interesuje, mamo! - Joanna wybucha, a matka oddycha z
ulgą.
- Nareszcie zmądrzałaś. Szkoda tylko, że od razu mnie nie posłuchałaś. Potrzebne ci były te łzy? Ja
od początku wiedziałam, że...
Me, tego słuchać nie będę.
- Mam parę rzeczy na górze, pójdę po nie, żeby nie zapomnieć.
Zciągnęła wypchany plecak z półki. Przysiadła w kącie i spojrzała w okno. Pociąg zwalniał właśnie
na dużym łuku i ospale wjeżdżał między strzelające w górę sosny. Za drzewa-
mi lśniło dobrze jej znane jezioro. Jęzor zamarzniętej wody ciągnął się leniwie w ostrym słońcu,
jego cienki, niby ogon jaszczurki, koniec ginął tajemniczo w szuwarach. Za jeziorem czerwieniły
się znajomo dachy ceglanych domów. Przymknęła oczy Za godzinę będzie w domu. Nareszcie w
domu.
Joanna nie wierzy własnym oczom. Szaleństwo kolorowych lampek udzieliło się chyba wszystkim
we wsi. Maleńkie światła żarzą się na niebiesko, czerwono i zielono. Mrugają. Mrugają szybko i
wolno. Wszystkie naraz gasną i zapalają się ponownie albo gasną i zapalają się jedna po drugiej. Są
u Jesio-nowskiej (musiał je powiesić wnuczek, sama nie dałaby rady) i u Brzozowskich. Są przed
sklepem i w oknach świetlicy Są nawet u Pawliniaków.
No i na jedynym świerku przed domem Joanny Na szczęście te ani nie gasną, ani nie zapalają się.
Po prostu są.
44.
W przedpokoju rzucają się jej na szyję po kolei. Wojtek:
- Ja mam prezent nawet dla Wacka! Basia (szeptem):
- Kupiłaś to, o co cię prosiłam, dla Kasi? Kasia (też szeptem):
- Kupiłaś to, o co cię prosiłam, dla Basi? Mama:
- Nareszcie wszyscy w domu!
I nawet Mirek (nic nie mówiąc).
Pachnie wszystkim naraz - kiszoną kapustą z grzybami, makowcem, smażoną rybą i pastą do
podłóg.
- To dla mnie nic już nie zostało do zrobienia? - Joanna jest szczerze rozczarowana.
- Nic się nie martw. Będziemy musieli ostro zakasać rękawy, żeby zdążyć ze wszystkim przed
pierwszą gwiazdką. - Matka po krótkim powitaniu jako pierwsza jest już zwarta i gotowa do pracy.
Jak co roku przy wigilijnym stole będzie padać ze zmęczenia. Ale nie da się namówić, by zrobić
choć o jedną potrawę mniej niż zawsze, by nie piec któregoś z ciast albo darować sobie zabawę w
Zwiętego Mikołaja. Co to, to nie.
Dziś polem bitwy jest kuchnia. Dziewczynki obierają warzywa. Wojtek smaruje blachę do sernika.
Nawet Mirkowi udzieliła się świąteczna atmosfera. Siedzi przy stole i kroi sałatkę. Joanna jest
wydelegowana do lukrowania makowców. Dzisiaj będzie miała co jeść. Wigilia to prawdziwa
wegetariańska uczta.
Grubo po północy w kuchni gasną kolędy, które śpiewają Joanna i dziewczynki. Matka tylko
słucha, a chłopaki zamiast śpiewać, chichoczą. Zaraz po kolędach gaśnie światło.
Jak mi dobrze! Tak po prostu, zwyczajnie, dobrze! Chyba każdemu, kto jest z rodzinę w przeddzień
Wigilii, gdy święta są tuż-tuż, tak blisko, że już czuć je w każdym zakamarku, ale wiadomo, że
najlepsze jeszcze przed nami, w taki dzień chybd&ażdemu jest dobrze.
Ja wprost fruwam z radości. Mam świetne prezenty dla wszystkich. Dobrze wymyślone. Długo
szukane. Jestem pewna, że każdy będzie zadowolony. .
Do świąt brakuje już tylko choinki. Zrezygnuję z jej ubierania chyba dopiero wtedy, kiedy będę
niedołężną staruszką. Ciekawe, ile bombek stłuczemy tym razem. Wojtek ma na swoim koncie
przynajmniej dwie każdego roku.
Czuję wgłębi serca, że nic nie zmąci mi tego cudownego nastroju.
Jego budowanie zaczęło się już w Toruniu. Zrobiłyśmy sobie wigilijną kolację w akademiku z
dziewczynami już tydzień temu. One wyjechały zaraz potem, a ja zostałam w pokoju sama jedna. I
nawet nie było mi smutno.
Przydarzyła mi się sympatyczna histońa. Dorota ma kolegę z ogólniaka. Jest o dwa lata starszy od
nas. Odwiedza Dorotę, a ona jego, umawiają się na wspólne wyjazdy do domów, bo mieszkają w tej
samej miejscowości. Kolega ma na imię Piotr i chociaż wiedział, że Dorota wyjechała, wpadł do
naszego pokoju, kiedy byłam już tylko ja.
Miałam oczy okrągłe ze zdumienia, kiedy usłyszałam, że długo zbierał się na odwagę, żeby mnie
zagadnąć, bo jestem taka niedostępna. No i zebrał się, i przyszedł, i zaproponował wspólnego
sylwestra z paczką jego znajomych.
Zgodziłam się, bo nie mam nic lepszego w planach, a chłopak jest w porządku, miły, sympatyczny,
inteligentny, no i przystojny. Kiedy dowiedział się, że na święta wyjeżdżam dopiero dzień przed
Wigtiią, zaczął mnie codziennie nawiedzać. Czwartego dnia przyszedł z gałązką świerku.
Pocałował mnie!
45.
 kościoła wylewa się zbity tłum. Wynosi Joannę aż pod bramę i dopiero za kościelnym
ogrodzeniem wypuszcza ja z uścisku. Na pasterkę wybrała się sama, pieszo.
Zmobilizowała się, by przywołać wspomnienia z dzieciństwa. Wtedy pasterka była obowiązkowa.
Obowiązkowo na piechotę do Mazurkowa i z powrotem. Niebo zawsze rozgwieżdżone, tak samo
jak dziś. Noc zawsze jasna od śniegu. Znieg tak samo skrzypi pod stopami. Jak mąka ziemniaczana.
Joanna nic na to nie poradzi, że właśnie z mąką j ej się śnieg kojarzy
Owija się mocniej szalikiem, bo mróz szczypie w twarz. No, to teraz ostry marsz. Godzina i trochę.
I będzie w domu.
Taki spacer po tych wszystkich pierogach z kapustą, sałatkach, barszczu z uszkami, kapuście z
grzybami (o rany, aż tyle zjadłam?) jest jak koło ratunkowe dla przepełnionego brzucha.
Musi koniecznie zapamiętać to zdanie, żeby je zapisać w swoim kajecie. Ciekawe, czy dzieciaki
namówiły matkę na podsłuchiwanie krowy. Same trochę boją się pójść do obórki, a matka z kolei
nie chce, żeby dowiedziały się, że krowa milczy jak zaklęta, bo broni magii Wigilii i całych świąt.
Dlatego wymyśla sto powodów, dla których koniecznie musi zostać w domu. W końcu ustępuje. Idą
razem, ale jest już wtedy po północy. Krowa milczy. Dzieciaki są zawiedzione. Wtedy matka
tłumaczy im, że Malina na pewno miała dużo do powiedzenia, tyle że oni wszyscy za pózno
przyszli. Wojtek i blizniaczki solennie obiecują sobie, że za rok nie dopuszczą do spóznienia i
przycisną Malinę do udzielenia wywiadu.
Joanna zadziera wysoko głowę, patrzy na oszronione gałęzie drzew, na rozgwieżdżone niebo,
oblodzoną jezdnię i pola pokryte połyskującym od księżyca śniegiem. Nie może się nadziwicie jest
tak pięknie!
- Skąd Litwini wracali? - słyszy tuż za plecami. Podskakuje. - Wiedziałem, że będziesz na pasterce.
Widziałem cię od początku, ale nie mogłem dogonić, bo stałem tuż pod ołtarzem. Zabrał mnie po
drodze sołtys z żoną, no i w kościele byłem dużo wcześniej. A ty dotarłaś w ostatniej chwili i stałaś
pod chórem. I wyszłaś z pierwszą falą.
Dlaczego on tyle mówi? I skąd to nagłe zainteresowanie moim życiem, do tego życiem rehgijnym?
I dlaczego Gwiazdor czy Mikołaj, wszystko jedno kto, nie interweniuje?
- Wszystko się zgadza, co do joty. Bacznie mnie obserwowałeś, nie przeszkadzało ci to w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl