[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wściekłość, oczy pełne udręki. - Jeśli raz sobie pofolguję, co mnie powstrzyma przed
przemienieniem cię albo zabiciem? Ta pasja jest silniejsza, niż możesz to sobie
wyobrazić. Jeszcze nie rozumiesz, czym jestem? Do czego jestem zdolny?
Stała i patrzyła na niego spokojnie, lekko unosząc brodę. To go doprowadzało
do szału.
- Jeszcze nie dość widziałaś? A może mam ci pokazać coś więcej? Umiesz
sobie wyobrazić, co mógłbym ci zrobić? - Podszedł do wygaszonego kominka i
porwał z niego długie polano, grubsze niż oba nadgarstki Eleny razem Jednym
ruchem przełamał je na pół, jakby to była zapałka. - Twoje delikatne kości -
powiedział.
Na podłodze leżała zrzucona z łóżka poduszka. Podniósł ją i jednym ruchem
paznokci pociął jej jedwabną poszewkę na wstążki.
- Twoja delikatna skóra - powiedział.
A potem skoczył do Eleny z nienaturalną szybkością. Stał przy niej i trzymał ją
za ramiona, zanim się zorientowała, co się dzieje. Przez chwilę przyglądał się jej
twarzy, a potem, z dzikim sykiem, od którego zjeżyły jej się włosy, obnażył zęby.
To był ten sam grymas, którego świadkiem była na dachu, pokazał w nim białe
zęby. Kły niesamowicie wydłużyły się i wyostrzyły. To były kły drapieżnika.
- Twoja biała szyja - powiedział zmienionym głosem
Elena przez chwilę stała jak sparaliżowana, jakby nie mogła oderwać wzroku
od tej mrożącej krew w żyłach wizji, ale potem coś głęboko ukrytego w jej
podświadomości wzięło górę. Objęta jego ramionami, wyciągnęła ręce i ujęła dłońmi
jego twarz. Policzki miał chłodne pod dotykiem Trzymała go delikatnie. Tak
delikatnie, jakby chciała go w ten sposób skarcić za żelazny uścisk, w jakim zamknął
jej ramiona. I zobaczyła, że jego twarz powoli ogarnia zdziwienie, kiedy dotarło do
niego, że wcale nie zamierza z nim walczyć ani mu się wyrywać.
102
Elena poczekała, aż zakłopotanie pojawi się w jego oczach. Spojrzenie
zmieniło się, stało się niemal błagalne. Wiedziała, że jej własna twarz jest
nieustraszona, łagodna, a przecież stanowcza. Lekko rozchyliła usta. Oboje oddychali
teraz szybciej, we wspólnym rytmie. Elena poczuła, że zadrżał jak wtedy, kiedy
wspomnienia o Katherine stały się nie do zniesienia. A potem, bardzo wolnym i
rozmyślnym ruchem, przyciągnęła te rozciągnięte grymasem drapieżnika usta do
własnych.
Próbował stawiać jej opór. Ale jej łagodność okazała się silniejsza niż cała jego
nieludzka siła. Zamknęła oczy i myślała tylko o Stefano. Nie o tych okropnych
rzeczach, których się dzisiaj dowiedziała, ale o Stefano, który głaskał ją po włosach
tak czule, jakby miała mu się rozpaść w rękach.
Myślała o tym, całując jego wargi, choć jeszcze kilka minut wcześniej jej
groziły.
Poczuła zmianę, poczuła transformację jego ust, kiedy poddał się, bezradnie
odpowiadając na jej pocałunek. Reagował na delikatną pieszczotę jej pocałunków z
równą delikatnością. Poczuła, jak ciało Stefano zadygotało, uścisk jego dłoni zelżał,
zwyczajnie ją objął. Wiedziała, że zwyciężyła.
- Nigdy mnie nie skrzywdzisz - szepnęła.
I było zupełnie tak, jakby pocałunkami odpędzali strach, nieukojony żal i
samotność, która gryzła ich od środka. Elena poczuła, że namiętność ogarnia ją
niczym letnia błyskawica i podobną namiętność wyczuwała w Stefano. Ale wszystko
inne przenikała czułość niemal przerażająca swoją intensywnością. Nie musimy się
spieszyć, niepotrzebne są żadne gwałtowne gesty, myślała Elena, kiedy Stefano
łagodnie sadzał ją na łóżku.
Stopniowo ich pocałunki stały się bardziej natarczywe i Elena poczuła, że ta
letnia błyskawica przebiega całe jej ciało, elektryzując je, wprawiając serce w
przyspieszone bicie i tamując oddech. Poczuła się dziwnie lekka. Zamknęła oczy i
odrzuciła głowę w tył, poddając się.
Już czas, Stefano, pomyślała. Bardzo delikatnym gestem przyciągnęła jego
twarz do swojej szyi. Poczuła, jak jego wargi muskają jej skórę. Poczuła jego oddech,
ciepły i chłodny zarazem. A potem ostre ukłucie.
Ból miną! niemal od razu. Zastąpiło go uczucie przyjemności, od której aż
zadrżała. Przepełniła ją jakaś wielka słodycz, którą razem z nią czerpał z tej chwili
Stefano.
A wreszcie znów patrzyła mu w twarz, w tę twarz, która choć raz nie osłaniała
się przed nią żadnymi barierami, żadnymi murami. I od jego spojrzenia zrobiło jej się
słabo.
- Ufasz mi? - szepnął. A kiedy po prostu kiwnęła głową, nie spuszczając z niej
wzroku, sięgnął po coś leżącego koło łóżka. To był sztylet. Przyjrzała mu się bez lęku
i znów spojrzała na niego.
Ani na moment nie odrywał od niej spojrzenia, wyjmując sztylet z pochwy i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl