[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Więc chcesz mnie? - spytał niskim, schrypniętym gło-
sem. - Chcesz tego?
- Tak - starała się przybliżyć. Opierał się. Patrząc w głę-
bię jego ciemnych oczu, wiedziała, na co czekał.
- Tak, chcę... ciebie - powiedziała. - Daj mi siebie! -
szepnęła głosem zmienionym pożądaniem.
Wtedy, gdy położył się na niej, nakrywając ją ciałem, nie
mogła już niczego powstrzymać. Była jego. Kiedy odnalazł
jej usta, odwzajemniła pocałunek z niepohamowaną pasją,
równą jego pasji. Napawała się ciężarem tego męskiego cia-
ła, cudowną szorstkością włosów na jego piersi.
Nie myślała, że taka rozkosz może się zdarzyć. Krzyknę-
ła, jeszcze i jeszcze raz, pragnąc połączyć się z Craigiem na
miękkiej trawie, impulsywnie wyginając ciało, aż upragnio-
ny mężczyzna zanurzył się w niej.
Zuzanna poruszała się rytmicznie, rozkoszując się uczu-
ciem wypełniającym jej uległą miękkość. Przesunęła dłońmi
po jego szerokich plecach, wyczuwając twarde mięśnie pod
gładką skórą.
Powoli szukali doskonałego rytmu, aż wyczuli i odnalezli
ostateczne tempo swej zmysłowej melodii. Czas zdawał się
nie istnieć. Jego dłonie drażniły ciało umiejętnymi, delikat-
nymi ruchami, potem ściskały ją i pieściły silniej. Ustami
uchwycił jedną sutkę, doprowadzając ją do rozkoszy grani-
czącej z bólem, pózniej przesunął się, by pieścić drugą.
Przedłużał każdy moment, każdy ruch, wydobywając z każ-
dego dotknięcia szczyt przyjemności.
W końcu nie mogli już powstrzymać dłużej namiętnego
S
R
wybuchu pożądania. Owinąwszy się wokół niego, leciała
z nim, wznosząc się coraz wyżej i szybciej, gdy świat odda-
lał się, natomiast przybliżały się gwiazdy świecące coraz jaś-
niej. Słyszała, jak szeptał słowa pożądania i miłości, kiedy
ich lot stawał się coraz bardziej szalony, wybuchając w górę,
w światło, osiągając najwyższy szczyt ekstazy. Potem spad-
ła, wirując wśród gwiazd, lekka jak piórko, słysząc tylko
długi, niski jęk rozkoszy i odpowiadający mu pomruk, za-
nim znów poczuła pod sobą ziemię.
Przez chwilę leżeli przytuleni do siebie w wilgotnej tra-
wie, pokryci kroplami potu, dzieląc zadowolenie przekra-
czające szczęście. Wyobrażała sobie, że mogłaby tak leżeć
w nieskończoność, przesycona szczęściem, ukołysana w je-
go ramionach. Zwierszcze zaczęły znów cykać, a jasny py-
zaty księżyc zdawał się uśmiechać zazdrośnie.
- Powiedz mi - szepnął jej do ucha Craig. - Nie było tak
zle, co?
Uderzyła go żartobliwie w ramię.
- Sam wiesz, że nie.
- Więc co ci tak długo zajęło?
Uniosła głowę i oparła podbródek na łokciu. Spoglądając
na niego z góry, zmarszczyła brwi.
- Czy zawsze byłeś taki zarozumiały? Czy tylko teraz
bardziej to okazujesz... skoro już się bliżej poznaliśmy?
Craig lekko wzruszył ramionami.
- Uwielbiam cię dotykać - mruknął. - Chyba tylko irytu-
je mnie, że nie mogłem tego zrobić... o wiek wcześniej.
Ręką delikatnie ujmował jej pierś, lekko przyciskając
czułą, ciągle napiętą sutkę.
- To szaleństwo - powiedziała.
- To, że nie kochaliśmy się wcześniej? Całkowicie się
zgadzam.
- Nie, ty. - Zuzanna westchnęła, nie mogąc oprzeć się, by
nie poruszać się w rytm jego pieszczoty. - Przestań, dobrze?
Bo przedawkuję.
S
R
- Powiedziałbym, że to niemożliwe. - Jednak cofnął rę-
kę, na odmianę rysując małe kółka najej biodrze. - Przepra-
szam, ale nie jestem w stanie utrzymać rąk przy sobie.
- Nic nie szkodzi -powiedziała miękko. Ujrzała, że małe
zmarszczki śmiechu naokoło jego ust pogłębiły się, i poczu-
ła nagły przypływ miłości do tego mężczyzny, który odkrył
na nowo jej kobiecość. Przechyliła się i impulsywnie go po-
całowała.
- Uhm - powiedział. - Wezmę tuzin takich.
- Przykro mi, już są wyprzedane - odparła żartobliwie.
Chciała, by czas się zatrzymał. Pragnęła po prostu leżeć
z nim nago na trawie pod roziskrzonym niebem i nie myśleć
o czymś, co męczyło ją jak uprzykrzona mucha.  Nie po-
winnaś - bzyczała. - Głupia jesteś - szydziła. - Będziesz te-
go żałować..."
- Co się stało? - zapytał.
Czy wyraz jej twarzy był tak łatwy do odczytania?
- Nic - odrzekła. - Chciałabym mieć twoje nastawienie
do życia.
- To znaczy...?
- %7łyć dniem dzisiejszym. Korzystać z drobnych przyje-
mności, które niesie terazniejszość, i nie martwić się, co bę-
dzie jutro. To chyba sedno twojej filozofii, prawda?
- Częściowo - powiedział. - A jaka jest twoja filozofia?
Zuzanna zastanowiła się.
- Chwilowo jestem czystą kartką. Zbyt dobrze się czuję,
by myśleć rozsądnie. Ale znam się na tyle dobrze, by wie-
dzieć...
- Co? - spytał miękko. W jego głosie zabrzmiała powaga.
- Będę miała jutro kaca moralnego - odrzekła.
- Dlaczego?
Spojrzała na niego, chcąc podzielić się z nim swymi oba-
wami, lecz bojąc się go zarazem obrazić. Poczuła małe ukłu-
cie tęsknoty, gdy tak chłonęła wzrokiem jego przepiękne na-
gie ciało, spoczywające na trawie.
- Ponieważ... ja nie potrafię żyć chwilą - przyznała spo-
S
R
kojnie, patrząc w dal. - Kiedy tylko... ta księżycowa ma-
gia... się skończy, napełni mnie strach i drżenie.
- Strach, że to nie potrwa długo? To wspaniałe uczucie?
- Wyciągnąwszy dłoń, delikatnie pogładził jej policzek. -
Będzie - powiedział. - Ja tego dopilnuję.
Zuzanna uśmiechnęła się, ale w głębi ducha poczuła, że
zmienia pozycję, szykuje się do odwrotu. Niepokój podmi-
nował jej szczęście, jak chmury zaciemniają księżyc. Nie
mogła, nie była w stanie oddać serca mężczyznie takiemu
jak Craig bez względu na to, jak bardzo by to ją miało boleć.
Ostatnim razem ten sam rodzaj impulsywnej bezmyślności
prawie zrujnował jej życie. Przysięgła sobie, że nie pozwoli,
by się to powtórzyło.
Zuzanna usiadła, spoglądając w ciemność.  Dzisiejsza
noc - pomyślała z bólem - to było wszystko, na co mogłam
sobie pozwolić". Jeżeli bardziej by się w to zaangażowała,
mogłaby stracić swą stanowczość.
Craig poruszył się w trawie obok niej. W mgnieniu oka
stanął przeciągając się, delikatnie bawiąc się jej włosami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl