[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy pani po mnie posłała? - spytał.
- Tak - odrzekła Georgiana. Ruszyła w stronę Royal
Crescent i gestem zaprosiła go do spaceru. - Obawiam
się, że mam dla pana bardzo zniechęcające nowiny.
- Czyżby? - spytał Jeffries ze zdziwieniem.
- Tak. - Georgiana ciężko westchnęła. - Doszłam do
wniosku, że pan Hawkins może być niewinny, a w
każdym razie nie popełnił kradzieży - uściśliła
natychmiast. Zważywszy na dziwne skłonności
wielebnego, trudno było go nazwać zupełnie niewinnym.
- Cóż, sądzę, że co do tego ma pani rację - powiedział
pan Jeffries, w zamyśleniu trąc podbródek. - Kazałem
swojemu człowiekowi dowiedzieć się o nim czegoś w
ostatniej parafii. Nie sądzę jednak, żeby wyszły na jaw
gorsze rzeczy niż trochę... hm, niedyskrecji.
Georgiana ponuro skinęła głową.
- Pan Hawkins utrzymuje, że w czasie kradzieży był
w garderobie z panią Howard, ale na wszelki wypadek
może pan to sprawdzić.
W spojrzeniu, które przesłał jej detektyw, było trochę
zdziwienia, a trochę mimowolnego podziwu.
- Zrobię to, proszę pani. I polecę komuś mieć go na
oku, chociaż szczerze mówiąc, to raczej nie on ma
naszyjnik. On jest dziwakiem, owszem, ale nie tego
rodzaju, żeby zaplanować zuchwałą kradzież.
- Jest za bardzo zajęty - dodała Georgiana. - Nie
wiem, jak mógłby na to znalezć czas, skoro nieustannie
nagabuje potencjalne ofiarodawczynie i ma jeszcze...
inne sprawy.
Jeffries wybuchnął śmiechem.
- Widzę, że znalazła pani winnych, tylko akurat nie
tej kradzieży.
Georgiana zmarszczyła czoło.
- Ale jeśli nie zrobił tego wielebny, to kto? Jeffries
pokręcił głową.
- Tego nie mogę pani powiedzieć. Nie waham się
przyznać, że jak dotąd sprawca wodzi mnie za nos.
Rozmawiałem z całą służbą i nikt nic nie wie. Wszyscy
zgodnie twierdzą, że służący, który stał na posterunku
przed sypialnią, nie opuścił swojego miejsca ani na
chwilę i na pewno się nie zdrzemnął. Mam listę
wszystkich gości, ale większość potrafi udowodnić, że
była gdzie indziej, a część fizycznie nie podołałaby
takiemu zadaniu.
- Chyba że przyszedł ktoś nie zaproszony -
zastanawiała się głośno Georgiana.
Jeffries skinął głową.
- I nie zauważony. - Znów potarł podbródek. - Ten
zamknięty pokój wydaje mi się dość zagadkowy.
Przypomina mi trochę... - Urwał i pokręcił głową. - Nie,
to było zbyt dawno i Bath jest za daleko.
Georgiana już miała spytać detektywa, nad czym tak
się zastanawia, gdy dostrzegła pana Savonierre'a
wchodzącego do jednego z eleganckich domów przy
Royal Crescent, najbardziej elitarnej ulicy Bath. Mimo że
dzień był ciepły, na widok czarno odzianego dżentelmena
zadrżała, bo było w nim coś onieśmielającego.
Przypomniawszy sobie rozmowę, jaką odbyła
poprzedniego dnia w pijalni, zwróciła się znów do
Jeffriesa.
- Przypuszczam, że pan Savonierre się niecierpliwi -
stwierdziła. - Ashdowne twierdzi, że on wiele może. Mam
nadzieję, że nie dozna pan z jego strony przykrości w
związku z tą sprawą. - Wprawdzie Georgiana mieszkała
na prowincji, wiedziała jednak, że bogaci ludzie często
nadużywają swoich wpływów ze szkodą dla innych. I
byłoby jej bardzo przykro, gdyby detektyw z Bow Street
stracił swoje zlecenie albo został zastąpiony przez kogoś
innego.
Jeffries uśmiechnął się ponuro.
- Trochę ucierpiałem z powodu jego ciętego języka,
ale nie sądzę, żeby mnie odesłał tylko dlatego, że próbuję
wykonywać swoją pracę. To jest dziwny człowiek, ale
zdaje mi się, że uczciwy.
Georgiana zerknęła na elegancki dom, do którego
Savonierre wszedł. Podobno zamierzał go kupić.
- Jeśli jest taki oddany lady Culpepper, to dziwię się,
że u niej nie mieszka - powiedziała w zamyśleniu.
- Och, zdaje się, że początkowo mieszkał, ale po
kradzieży wynajął dom tutaj - powiedział pan Jeffries i
wskazał ruchem głowy wysoką, kamienną fasadę.
Georgiana zamrugała powiekami, przez chwilę nie
była bowiem pewna, czy się nie przesłyszała.
- Przecież wczoraj pan Savonierre powiedział przy
mnie, że ściągnęła go tutaj wiadomość o kradzieży.
Myślałam, że przyjechał po fakcie i przywiózł pana z sobą
- powiedziała.
Jeffries pokręcił głową.
- Nie, proszę pani. Pan Savonierre był już w Bath
tamtego wieczoru. Potwierdza to służba. To on zamknął
pokój po kradzieży i wszystkiego dopilnował.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]