[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wokół siebie purpurową poświatę. Wystarczało jedno muśnięcie ostrzem, by ciało ożywieńca
rozrywało się rażone piorunem.
maciejpuchalski.blogspot.com
- Ten miecz jest magiczny!?  Hans wykrzyknął ze zdziwieniem.
- Na takie specjalne okazje jak ta.  odpowiedział Ruud.
Nie było jednak czasu na toczenie dysputy na temat właściwości ostrza. Trupy zdążyły się już
zorientować, że wpadły w pułapkę. Rozpoczęły odwrót, ale drogę zastąpił im Wilhelm.
Usiekł trzy bestie, lecz cofając się pod ich naporem, potknął się i upadł. Stwory wykorzystały
sytuację i rzuciły się na niego. %7łołdak dobył zza pasa sztylet i wbił go w czoło jednego
z trupów, ale kolejne bestie dopadły do jego szyi. Krew trysnęła na bok, zabarwiając na
czerwono pobliską kępkę trawy. Potwory oderwały głowę wojownika i zapewne dałyby radę
rozerwać całe ciało, ale nagle doskoczył do nich niski, ale krępy krasnolud. Potężnym
uderzeniem tarczy powalił jednego z żywych trupów. Ten zaś, który w łapskach trzymał
głowę Wilhelma, oberwał toporem pod żebrami. Krasnolud wykonał obrót i trzeci z żywych
trupów odbił się od jego tarczy. Potężny wymach topora przepołowił ostatniego z truposzy.
Ulf spojrzał na siedzącego na dachu chaty Villevorta. Podniósł głowę biednego
Wilhelma i uniósł ją do góry tak by, czarownik mógł ją dokładnie obejrzeć.
- Miałeś wspierać nas czarami! Gdybyś się nieco postarał, ten biedak mógłby jeszcze
żyć!  krasnolud ryczał.
- Miałem marnować magię na pojedyncze potwory? Przecież sobie poradziliście! 
Naedrian odkrzyknął bezczelnie.
- Ty skurwielu! Ty przebrzydły, bezużyteczny skurwielu!  Ulf dalej warczał.
- Oszczędzaj energię na następne bestie. Idzie tu druga fala. Wcale nie mniejsza niż
pierwsza.  Naedrian wskazał palcem na skraj lasu.
Druga fala okazała się być tak samo liczna. Ulf kazał najemnikom ustawić się tak, by
stworzyć linię rozpościerającą się od jednej do drugiej chaty. Wojownicy stali w pewnym
odstępie, by mogli swobodnie machać mieczami, na tyle jednak blisko, by żaden trup nie dał
rady przejść za ich plecy niezauważony.
Gdy nieumarli dotarli wreszcie do podgrodzia, walka rozgorzała na nowo. Villevort
zeskoczył ze swojego bezpiecznego dachu i pognał co tchu do gospody. Zastukał
w zakneblowane od wnętrza drzwi. W środku czekała Hilda, mimik, Icek z kuszą i kilku
pojedynczych chłopów.
- Hilda!  krzyknął Villevort.  Wyłaz!
Księżniczka otworzyła drzwi. Na jej twarzy malowało się pytanie, jednak czarownik palcem
nakazał jej milczenie.
- Chciałaś życia pełnego przygód, to ja Ci je właśnie teraz zapewniam. Ulf i reszta
związali walką nieumarłych. Przejdziemy bokiem na wzgórze cmentarne
i zaatakujemy czarownicę w jej kryjówce.  wyjaśnił.
- Jak to? Mam iść z Tobą?  zatrwożyła się.
- Tak. Przydasz mi się.  odparł.  A wy tutaj siedzcie i czekajcie na mój powrót.
Ty również!  wskazał na mimika. Ten tylko nieznacznie kiwnął głową.
Villevort pochwycił Hildę za rękę i pociągnął za sobą. Opuścili podgrodzie jedną z bocznych
ścieżek i skierowali swe kroki ku wzgórzu. Gdy weszli w las, z oddali nadal słychać było
odgłosy walki. Co jakiś czas dochodził ich dzwięk jakby uderzenia gromu.
- Jeden z najemników walczy magicznym mieczem. Myślę, że macie szpiega
z Inkwizycji Amsterdamskiej w swoich szeregach.  wyjaśnił czarownik.
Hilda nic nie odpowiedziała. Z każdym kolejnym przebytym metrem coraz bardziej bladła.
Największe uczucie słabości dopadło ją dopiero, gdy zobaczyła bramy cmentarne i szereg
krzyży, a nieco w głębi podniszczoną kaplicę.
47
* * *
maciejpuchalski.blogspot.com
Cmentarzysko opustoszało. Wszystkie ożywieńce poszły w kierunku podgrodzia.
Kaplica zaś stała otworem. Villevort wiedział, że Anita Jimenez wciąga go w pułapkę.
Podczas wizyty pod postacią sowy, myszy i nietoperza odsłonił część kart przed nieumarłą
czarownicą. Teraz ona czekała na niego. Hilda zaś słyszała jej starczy głos z coraz większą
siłą w swojej głowie. Licho ją wołało. Początkowo słabo i niewyraznie, po to by wraz
z każdym krokiem rozbrzmiewać w jej głowie coraz to silniejszym echem.
Przekroczyli próg kaplicy. Villevort znał już to miejsce. Był tutaj poprzedniej nocy.
To on prowadził niepewną i zlęknioną Hildę niczym przewodnik. Zeszli schodami w dół.
Minęli rząd sarkofagów, aż na końcu tej zakurzonej i pełnej pajęczyn krypty ujrzeli zródło
lokalnych kłopotów. Nieumarłe licho Anity Jimenez siedziało na kościanym tronie, choć
pozbawione oczu, to jednak wpatrzone bezkresną czernią oczodołów w swoich gości. Licho
ubrane było w postrzępione szaty koloru fiołkowego, gdzieniegdzie przeplatanego
chabrowymi akcentami. Na trupiej czaszce spoczywał diadem zdobiony drogocennymi
kamieniami. Hilda naliczyła przynajmniej dziesięć rubinów po bokach, dwa potężne diamenty
z przodu i liczne pomniejsze topazy, ametysty, cyrkonie i szafiry pomiędzy nimi. Takiego
diademu nie powstydziłaby się żadna królowa. Uwagę Villevorta skupił jednak wysadzany
rubinami i ametystami sztylet, który potworzyca trzymała w trupiej dłoni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl