[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym, nawet kiedy się wydaje, że wszystko zostało zapięte na ostatni guzik, często
w ostatniej chwili okazuje się. że zapomniano o jakimś ważnym szczególe.
- Na przykład? - spytała Joy.
Corey gorączkowo zaczęła poszukiwać w pamięci jakiejś kwestii związanej ze
ślubem, której jeszcze nie omawiali.
- Hmm... czy złożyliście podanie o licencję małżeńską?
- Nie. Sędzia przyniesie ją ze sobą.
- To chyba niemożliwe - odparła Corey, zastanawiając się, czy przypadkiem
Angela, owładnięta manią przekształcenia ślubu córki w imprezę towarzyską
sezonu, nie zapomniała o bardziej przyziemnych, ale niezbędnych szczegółach. -
Byłam druhną na kilku ślubach i wiem, że państwo młodzi zawsze musieli
wcześniej postarać się o licencję, bo nie można jej wydać przed upływem określo-
nego czasu, a poza tym badania krwi...
Joy wzdrygnęła się na te słowa.
- Mdleję na sam widok igły. Ale sędzia, który będzie udzielał nam ślubu, jest
przyjacielem wujka Spence'a i powiedział, że nie muszę robić tych badań. To
zależy tylko od niego.
- A co z okresem oczekiwania na licencję?
- Wszystko w porządku - odezwał się Spence po raz pierwszy od piętnastu minut. -
W Rhode Island dostaje się ją od ręki.
- Ach, tak - rzuciła Corey, odwracając głowę, gdy tylko skończył zdanie.
Zamiast się zastanawiać nad kolejnym tematem do rozmowy, zrobiła to, co
wszyscy pozostali: zajęła się deserem. Niestety, Joy nie wykazała należnego
zainteresowania swoim kawałkiem sernika.
- To może dziwne - powiedziała po chwili, spoglądając to na Corey, to na
Spence'a. - Ale wydawało mi się, że kiedyś byliście dobrymi przyjaciółmi.
Spence, już bardzo rozdrażniony, że Corey tak ostentacyjnie go lekceważy,
postanowił zaznaczyć swą obecność i ujawnić odczucia.
- Mnie też - odparł sucho.
W ten sposób piłka znalazła się na korcie Corey. Z satysfakcją zauważył, że
 widownia" złożona z pozostałych trzech kobiet natychmiast odwróciła się w jej
stronę, czekając na odbicie podania.
51
Corey podniosła oczy i napotkała jego wyzywający wzrok. Miała ochotę rzucić w
Spence'a talerzem, ale jedynie z uśmiechem wzruszyła ramionami.
- Bo byliśmy.
- Jak to więc możliwe, że teraz nie macie sobie nic do powiedzenia? - dopytywała
się Joy z bardzo zdezorientowaną miną.
Widownia spojrzała w prawo na Spence'a, a potem w lewo na Corey, lecz w tym
momencie Corey przemyślnie włożyła do ust kęs sernika, więc chcąc nie chcąc to
Spence musiał złożyć wyjaśnienia.
- To było w bardzo dawnych czasach - stwierdził obojętnym głosem.
- Tak wujku, ale przecież zaledwie dwa dni temu zdenerwowałeś się na
wiadomość, że Corey o dzień przełożyła przyjazd. Pomyślałam nawet wtedy, że
może kiedyś łączyło was... coś specjalnego.
Co za ironia losu. Cały wieczór marzył, by Corey zwróciła na niego uwagę, a
tymczasem stało się to w momencie, gdy najmniej sobie tego życzył. Prawdę
mówiąc w tej chwili przyciągał uwagę wszystkich kobiet. Corey uniosła brwi i
posłała mu rozbawione spojrzenie, którym jasno wyrażała, że zasłużył na swoje
zażenowanie, prowokując ich konfrontację. Reszta widowni wpatrywała się w
niego wyczekująco.
- Nie zdenerwowałem się wiadomością, że przełożyła lot - odezwał się w końcu -
ale ponieważ wydawało mi się, że w ogóle zrezygnowała z przyjazdu. - Nadal nikt
nie spuszczał z niego oczu, postanowił więc kłamać dalej. - Corey jest doskonałym
fotografikiem, a jej obecność była częścią umowy, jaką twoja matka zawarła z
 Beautiful Living". To prawnie obowiązujący kontrakt. Nic dziwnego więc, że
zdenerwowałem się na myśl, że Corey mogłaby nie dotrzymać swoich
zobowiązań.
W obliczu tak niesłychanej hipokryzji Corey aż się zakrztusiła. Mary - widząc że
niewiele brakuje, by córka rzuciła w Spencera sernikiem - szybko postanowiła
ratować sytuację.
- Corey zawsze dotrzymuje swoich zobowiązań - oświadczyła z naciskiem,
zwracając się do Joy. - Jest nawet przeczulona na tym punkcie.
- A tak w ogóle - dorzuciła Corey, by uprzedzić wszelkie dalsze pytania
dziewczyny - Spence był przyjacielem całej rodziny, nie tylko moim.
Poczuła zadowolenie, że tak sprytnie wybrnęła z sytuacji, tym bardziej że Joy
wydawała się usatysfakcjonowana otrzymanym wyjaśnieniem; niestety nie można
było powiedzieć tego samego o babce.
52
- Myślę, że to niezupełnie prawda - oznajmiła Rose.
- Oczywiście, że tak, babciu - powiedziała ostrzegawczym tonem Corey. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl