[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Lady Riverton, wiem, że przyjazni się pani z signorem de Luccą, więc może mi
pani powie, dlaczego uprowadził moją siostrę? Co za grę pani prowadzi?
- Droga lady Westwood, bardzo proszę, niech nas pani wysłucha - wtrącił się lord
Knowleton, po czym spojrzał na swoją towarzyszkę.
Lady Riverton zsunęła kaptur. Do tej pory Kaliope widziała ją wyłącznie wystro-
joną, uśmiechniętą i rozflirtowaną, w towarzystwie grubo młodszych adoratorów. Jednak
wicehrabina zamieniła jedwabie, klejnoty i przybrany piórami turban na prostą wełnianą
suknię oraz pelerynę. W ciemnych włosach ściągniętych w gruby węzeł na karku wid-
niały pasma siwizny. Wyglądała bardzo poważnie.
- Lady Westwood - powiedziała - podejrzewamy, że de Lucca porwał pani siostrę,
bo chciał zmusić hrabiego di Fabrizziego, by się przyłączył do zbrojnego powstania w
Neapolu. Niewykluczone, że chciał ukarać go za to, że odmówił poparcia tak nie-
przemyślanej akcji.
- Co takiego?! - wykrzyknęła Kaliope.
- Moja droga, niech się pani nie denerwuje - wtrącił się ponownie lord Knowleton.
- Rozesłaliśmy ludzi na poszukiwanie panny Chase, więc myślę, że szybko się znajdzie.
- Zdrowa i cała - dorzuciła lady Riverton. - De Lucca nie ma przecież żadnego in-
teresu w tym, aby ją skrzywdzić. On wie, że jeżeli coś jej się stanie, hrabia z całą pew-
nością go zabije. A wtedy będzie o dwóch żołnierzy mniej w ich armii.
- Pytam po raz kolejny, co pani o tym wiadomo? - zwróciła się do niej Kaliope. -
Siostra opisała mi, co wydarzyło się w Santa Lucia, więc dlaczego miałabym wierzyć w
choć jedno pani słowo?
- Lady Riverton pracuje dla Towarzystwa Miłośników Antyku - oznajmił lord
Knowleton. - Od wielu lat pomaga nam w odzyskiwaniu zaginionych lub zagrabionych
dzieł sztuki.
- Moim ostatnim zadaniem było odzyskanie kompletu świątynnych sreber z okresu
helleńskiego - wyjaśniła lady Riverton. - Może siostra pani o tymi mówiła?
R
L
T
Kaliope osunęła się na najbliższą sofę. Głowa pękała jej od nadmiaru rewelacji.
%7łołnierze? Powstanie? Lady Riverton tajnym współpracownikiem Towarzystwa Miło-
śników Antyku?!
- Tak, coś o tym słyszałam - mruknęła. Wicehrabina usiadła obok niej.
- Było mi bardzo przykro, że musiałam oszukiwać waszą rodzinę w Santa Lucia.
Zwłaszcza że tak bardzo leżał wam na sercu los tych sreber. Jednak miejscowi tombaroli,
żeby już nie wspomnieć o niektórych angielskich kolekcjonerach, to ludzie kompletnie
pozbawieni skrupułów. Wystarczyłby cień podejrzenia, że próbuję kupić od nich te sre-
bra z jakichś wyższych motywów, a wszystko by przepadło.
- Dlatego nawet pani szwagier, książę Averton, nie mógł wiedzieć o jej wyjezdzie
na Sycylię - dodał lord Knowleton.
- Mój świętej pamięci mąż pracował dla Towarzystwa w Neapolu - wyjaśniła lady
Riverton. - Po jego śmierci postanowiłam kontynuować jego dzieło, a wizerunek pazer-
nej kolekcjonerki stanowił świetny kamuflaż. - Roześmiała się z goryczą. - Choć przy-
znam, że raczej mi zaszkodził w oczach jego dawnych przyjaciół.
Kaliope przypomniała sobie, co ona i jej siostry mówiły o lady Riverton.
- Jaki to ma związek z Talią?
- Nie tylko ja chciałam mieć te srebra - powiedziała dama. - Także di Fabrizzi i de
Lucca, choć z innych powodów. Nie mówiąc już o tych opryszkach w Santa Lucia i ich
neapolitańskich wspólnikach. Dlatego też wydawało mi się, że najbezpieczniej będzie
ukryć je w Bath do czasu przekazania Towarzystwu Miłośników Antyku. Niestety, Mar-
co zawziął się, aby mnie zdemaskować, a z pani siostrą u boku stał się podwójnie grozny.
Kaliope uśmiechnęła się mimo woli.
- Obawiam się, że to Talia jest z nas wszystkich najbardziej zawzięta.
- Na tyle zawzięta, że mogłaby sprowokować de Luccę do użycia przemocy? - za-
pytał niespokojnie lord Knowleton.
- Niestety, tak. Nie zwykła potulnie się poddawać losowi.
Słysząc to, lady Riverton oznajmiła:
- Skoro tak, trzeba jak najszybciej ją odszukać.
R
L
T
Rozdział dwudziesty drugi
Talia zamrugała powiekami i otworzyła oczy. Miała wrażenie, jakby ktoś nasypał
do nich piasku. Ból rozsadzał jej czaszkę, gardło miała kompletnie zaschnięte... Chyba
nie upiła się podczas pokazu ogni sztucznych? Tak czy inaczej, co robiła minionej nocy?
I dlaczego jej łóżko jest takie twarde?
Spróbowała ostrożnie usiąść, trzymając się za obolałą głowę i z przerażeniem zo-
baczyła, że nie znajduje się w swoim pokoju. Leżała na kamiennym podłożu, w brudnej i
podartej sukni, bez rękawiczek, zziębnięta i podrapana. Nagle wszystko sobie przypo-
mniała. Domenico de Lucca porwał ją po zakończonym tańcu, ogłuszył, a potem przy-
wiózł... ale gdzie?
Przetarła oczy i rozejrzała się wokoło. Było ciemno, lecz po chwili jej wzrok
przyzwyczaił się do mroku. Znajdowała się w jakiejś grocie. Może nawet tej samej, w
której ona i Marco odnalezli srebra, chociaż skrzynie zniknęły. Pośrodku jaskini maja-
czyła wapienna kolumna. Pewnie to zaklęta w kamień zła czarownica, wciąż zdolna się
mścić i szkodzić.
Talia nie śmiała głębiej odetchnąć z obawy, że Domenico przyczaił się w ciemno-
ści, gotów ją ponownie ogłuszyć. A może zostawił ją na zatracenie? Jeśli wpadnie w pa-
nikę, nie pomoże jej to wydostać się na wolność. Musi zachować spokój i ocenie realnie
swoje położenie, tak jak by to uczyniły jej mądre siostry.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]