[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niebie świeciła, sama jedna, bo wszystkie siostry jej, pobladłe ze znużenia, góieś w głąb'
nieba się poukrywały.
Zbuóiwszy się, Szwentas leżał długo, znalazłszy w sobie i starego człowieka  zdrajcę,
i nowe Litwy óiecię. Zdało mu się, że w jego piersi wstali przeciwko sobie i chcieli walkę
rozpocząć; ale stary& uląkł się i zapadł góieś&
Co miał czynić teraz? Przyszedł Redę szpiegować, a musiał jej służyć? Nie chciał się
przyznać do winy, a trwać w niej nie mógł. Zwlókł się ze słomy i poszedł do gospody,
w której wczoraj był z innymi. Tu już mleko i piwo dawano przybylcom, a gwar i śmiech
się rozlegał.
Swalgon zajął miejsce na uboczu, czekając na dworaka, który go tu przyprowaóił.
Ten nadszedł nierychło.
 Dobrze mi tu u was na gościnnym chlebie  odezwał się do niego Szwentas 
alem ja się tu mało zdał na co komu. Nawykłem się włóczyć; zamkniętemu mi żyć duszno.
Puśćcie już mnie; ale nim pójdę, chcę Reóie za chleb poóiękować& i jeszcze jej co rzec.
Dworak nie sprzeciwiał się. Kunigasowa Reda właśnie była w podwórcu i z dala po-
strzegł zóiwiony Swalgon, że luói swych, co na zamku dla obrony stali, sama opatry-
waław t .
Na głowie miała na zawitkę włożony szłyk, a u pasa wiszący miecz& i tak się poruszała
jak wojak gotowy na koń i na bój& Choóiła od gromady do gromady, luói badała,
gromiła jednych, drugim rozkazy dawała&
Po dniu wióiana twarz jej inaczej się wydała Swalgonowi: była jeszcze piękną prawie,
choć wiek jej lice surowym uczynił i posępnym.
Szwentas stał z głową odkrytą, czekając, aż dopóki ze swymi ludzmi nie skończy;
patrzył i óiwił się, a gdy groziła i napominała, robiło mu się straszno. Niejeden raz doznał
on od Krzyżaków okrucieństwa i srogości, którym poddawać się musiał, w duszy ich
przeklinając; głos Redy tak mu brzmiał swojsko, macierzyńsko, iż, gdyby nim nakazała
mu iść a powiesić się na gałęzi, byłby pobiegł i pętlę sobie zarzucił, nie śmiąc pomyśleć,
iż niesprawiedliwą była.
Zniósł by od niej  śmierć nawet&
w ³ ni  konstrukcja zaimka z partykuÅ‚Ä… wzmacniajÄ…cÄ… -że.
w t a a  tu: opiekować się, zajmować się.
ze i ac k aszewski Kunigas 32
Reda postąpiła ku Swalgonowi, a on nisko się pochylił przed nią.
 Matko a pani!  rzekł  pójdę już; jam ptak wędrowny& sieóieć nie umiem.
Pójdę ponad granicą, nad Niemnową, a potem& sam nie wiem. Będę rozpytywał o óiec-
ko wasze&
Reóie oczy zaświeciły.
 Mnie się aż do niemieckich gródków nieraz wedrzeć udało  ciągnął dalej. 
Któż wie& może jaki Bóg mnie prowaói, a podszepnie? nuż na ślad jego trafię&
Kunigasowa brwi ściągnęła, patrzała, długo mówić nie mogąc&
 Niech cię Algis dobry prowaói!  rzekła słabym głosem.  Idz! szukaj; choć ja
w życie mojego óiecka nie wierzę. A znajóiesz go przechrzczonego na Niemca i wroga;
choćbyś grochowy znak poznał na nim i krew naszęw u , nie mów mi o nim, ani jemu
o mnie& Nie chcÄ™ takiego syna!
Ze spuszczonymi oczyma w ziemię postała trochę, i zląkłszy się, aby jej Swalgon z tą
odpowieóią nie uszedł, dodała nagle:
 Nie! nie!& Choćby go przerobili& choćby on mnie nie zrozumiał& a ja& nie!&
niech ja go choć zobaczę!
Swalgon milczał.
 Ale po latach tylu& nie!  zaczęła mruczeć  nie wrócą mi bogowie óiecka!%
Idz, dobry człecze.
 Wszyscy mówią, że żyje& i ja widniałem go wczoraj w woóie, a duchy w niej
ukazują się inaczej  bez oczu& ten patrzał na mnie. Znajóiemy go& pani a matko!
Pokłonił się jej do stóp; nie powieóiała mu już nic  odeszła. Dworak go pocią-
gnął do izby i sakwy mu napełnić kazał. Potem, inną już drogą, wywiódł mięóy wały
i w ciemny loch zaprowaóiwszy z sobą, milcząc szedł z nim bez światła, omackiem, tak
długo, iż Swalgon znużony spoczywać musiał, opierając się o wilgotne ściany poóiemia.
Tu było duszno jakoś i powietrza piersiom brakło. Nierychło zaczęło się ono ozię-
biać& szary mrok się ukazał& przewodnik stanął. O ściankę spartaw v była drabinka, którą
z poóiemia Swalgon dobywać się musiał. Ponad otworem, którym wylazł, zbite z de-
sek ciężkie drzwi podzwignąwszy, leżał stos ogromny suchych gałęzi, które rozgarnąwszy
z ciężkością, gdy Szwentas stanął na zamarzłej ziemi i rozpatrywać się począł, kędy był 
okazało się, iż na kraju lasu, od gródka dobrze oddalonego, się znajdował.
Pilleny widać stąd było, ale już tylko górę i ściany, a luói koło nich oko dojrzeć nie
mogło.
Znużony padł wydychać poóiemną swą podróż Swalgon, a namyślać się, co miał
począć. Z torby dobył jadła, pokrzepił się, rozdumał i wstawszy, pokierował się ku gra-
nicznemu Niemnowi.
Już tygodni kilka upłynęło od wyjścia jego z Malborga, a Bernard ani się też z tak
rychłym powrotem mógł go spoóiewać, gdy jednego ranka, wedle obyczaju swego ob-
choóąc wszystkie kąty, ujrzał Szwentasa, sieóącego na kamieniu pod stajniami.
Wieóąc, iż zaraz po powrocie powinien się był stawić do niego, Bernard stanął na
pół zdumiony, pół gniewny.
Parobek nie okazywał pośpiechu żadnego w powitaniu i zdaniu sprawy; twarz miał
jakąś ostygłą, niedobrze wróżącą o tym, co przynosił.
Zamiast strofować go i pytać, Bernard stanął naprzeciw niego i oczy wlepił jak dwa
noże&
 Tylkom co powróciłw w  zamruczał smutnie Szwentas.
Bernard znak mu dał, aby poszedł za nim. Do rozmowy w podwórcu miejsca nie było.
Parobek szedł, lecz opieszale i powoli.
Gdy się drzwi celi zamknęły za nimi, odwrócił się Krzyżak szparkow x ku niemu.
 Coś zrobił?
 Nic  rzekł krótko Szwentas.
w u nas  óiś B.lp r.ż.: naszą.
w v s a  óiś: wsparty.
w w i  konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: tylko co powróciłem; zna-
czenie: dopiero powróciłem.
w x s a  szybko, energicznie.
ze i ac k aszewski Kunigas 33
Wzgardliwe zapłaciło mu wejrzenie. Bernard, który swojego sługę znał z dawna, do
mowy jego i twarzy był nawykły, znalazł w nim zmianę niewytłumaczoną; jak błyskawica
przebiegła mu przez mózg myśl:
 Po tylu latach, mógłżebyw y zdraóićG 
 Mów!  zawołał.
Zwykle gadatliwy, Szwentas głowę tarł rękoma i zbierał się na odpowiedz długo.
 Byłem w Pillenach  rzekł.  Cóż? matka w życie syna nie wierzy! Zapomnieli!&
nie wiem. Mówiłem, że on nie zabity może, że wieści choóą& śmieli się ze mnie.
 Byłeś w Pillenach? wpuścili cię do środka?  zawołał z ciekawością Krzyżak. 
Gadaj, co wiesz o tym stosie drzewa. Nasi tam na statkach podjeżdżali przypatrywać mu
się od Niemna& bierwiona, słyszę, sosnowe, na kupę nawalone; byle ognia podłożyć,
zwierza z nich wykurzymy.
Swalgon głową potrząsł.
 %7łelazny chyba człek pod ten stos się podkradnie  rzekł  bo niełatwo doń
dostąpić& a lada ogień tych ścian nie wezmie.
 Któż dowoói na zamku?  przerwał Krzyżak.
Swalgon głowę zwiesił.
 Jest stary Walgutis  zamruczał  no, i Kunigasowa Reda.
 Tak, wdowa; ale co po niej tam?  wtrącił Bernard.
 Co po niej!  uśmiechnął się Swalgon.  Ona tam woóem i wszystkim&
Krzyżak śmiał się.
 Tyś zgłupiał  rzekł.
Szwentas zamilkł. Oba jakiś czas spoglądali ku sobie, nie oóywając się.
 Mów  począł Bernard  mów, co wióiałeś?
Parobek, jakby zniecierpliwiony, odezwał się nagle z pośpiechem, zbywając od razu
wszystkiego:
 Com wióiał? no! ściany grube, wały, ostrokoły, luói dość, siłę wielką. Niewiasta
choói przy mieczu& a ma odwagę męską. Dobrze, żem żywot stamtąd wyniósł cały.
 I uląkłszy się, mówić i patrzeć nie śmiałeś  odezwał się Krzyżak.  Zestarzałeś
na bydlę głupie, nic już z ciebie. Konie czyścić i gnój podmiatać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl