[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pocahontas zobaczyła, jak jakiś Brodacz uwiązuje linę do belki wystającej z wieży
obserwacyjnej. Na jej końcu zwisała pętla.
Dziewczynka zaczęła się głośno modlić: Ahone, Boże-Stwórco, wysłuchaj nas! O
Boże Nantaquoda, uratuj go!
Brodacze tłoczyli się wokół.
Zdawali się cisi i odrętwiali.
Nawet Percy, przyjaciel Johna Smitha, wyglądał na bezsilnego i zmieszanego.
Pocahontas zrozumiała, że nikt z obecnych nie może pomóc jej Starszemu Bratu.
W tym momencie dotarł do nich okrzyk Brodacza z wieży obserwacyjnej. Jego twarz
była zwrócona w kierunku rzeki.
Nagle dał się słyszeć głos podobny do grzmotu - jak wybuch jednego z  grzmiących
kijów , ale z daleka.
Rozległ się okrzyk: - Statek! Statek!
Wszyscy się cieszyli i wybiegali przez bramę, zapominając o Johnie Smisie.
Percy i Wielebny Hunt natychmiast zaczęli rozwiązywać sznur, którym skazaniec miał
związane ręce. Pocahontas podbiegła i zarzuciła ramiona na szyję przyjaciela. Na jego twarzy
odmalowała się ulga. - To angielski statek, który powinien tu przybyć wiele miesięcy temu -
wyjaśnił. - Myślę, że teraz wszystko już będzie dobrze.
Usłyszała, jak powtarza angielskie słowo, którego nie znała: - Cud! - wykrzykiwał. -
Cud dla mnie i dla nas wszystkich!
Rozdział 9
Magazyn
9. Magazyn
Wkrótce Pocahontas i Starszy Brat dołączyli do wiwatującego tłumu na brzegu rzeki.
Widok ogromnego statku przejął dziewczynkę trwogą. %7łagle wyglądały jak gigantyczne
łabędzie płynące razem w górę szerokiej rzeki.
Statek zatrzymał się daleko.
Po chwili przypłynęła od niego mała łódka z sześcioma Brodaczami w środku.. Gdy
tylko przybiła do brzegu, wysiadł z niej mężczyzna, który zdawał się wzbudzać szacunek i
zyskiwać uwagę wszystkich - nawet napuszonego Ratcliffe a i
 psiaka Archera. John Smith powiedział, że człowiek ten nazywa się Kapitan
Newport.
- A oto królewska córka Pocahontas - poinformował go Starszy Brat.
Kapitan Newport skłonił się mówiąc: - Jakże jesteś piękna, moje dziecko.
Zdawało się, że wszyscy Brodacze mówią do kapitana Newporta jednocześnie. John
Smith, Ratcliffe i Archer, a także inni weszli z nim do osady.
Jeden z mężczyzn powrócił łódką do statku. Pocahontas usiadła na trawiastym
nabrzeżu i wpatrywała się w żaglowiec. - Więc to przenosi Brodaczy przez Wielki Szary
Ocean - pomyślała.
- A teraz - rozumowała - Aabędzi Statek zabierze żołnierzy z Jamestown z powrotem
do Anglii, gdzie będą mogli być ze swoimi kobietami, cieszyć się szczęściem i zdrowiem.
Natomiast Starszy Brat zostanie tutaj, na ziemi, którą woli od Anglii czy jakiegokolwiek
innego miejsca na świecie. Tutaj stanie się potężnym Algonkinem.
Dziewczynka ujrzała człowieka zwijającego żagle na wysokich masztach, które
górowały ponad statkiem. Teraz już nie przypominał jej gigantycznych łabędzi, ale łódz z
rosnącymi na niej drzewami.
Wkrótce łódka znów powróciła na wybrzeże z następnymi ludzmi.
Pocahontas długo siedziała nad rzeką i przyglądała się, jak szalupa pływa tam i z
powrotem, od statku do brzegu. Naliczyła siedemdziesięciu nowych Tassen-tassees, w tym
dwóch chłopców w podobnym do niej wieku. Wszyscy przybysze wyglądali na silniejszych i
zdrowszych od tych, którzy już byli w Jamestown. Szybko uznała, że Anglicy musieli tu
przyjechać, by pozostać na zawsze. Zastanawiała się, co by o tym pomyślał ojciec.
Tego wieczoru wszyscy świętowali przy jedzeniu, które było darem od Powhatana,
oraz palącym napoju, zwanym rumem, który przyniesiono ze statku. Po posiłku przyszła pora
na Zpiewy i tańce. Nie było bębnów, lecz jeden z mężczyzn trzymał drewniane, podłużne
pudło z naciągniętymi wzdłuż niego strunami i przeciągał po nich długim kijkiem - wydawały
śpiewne dzwięki. To były skrzypce, jak wyjaśnił jej John Smith. W rytm tej szybkiej, wesołej
muzyki żołnierze stukali obcasami i klaskali w ręce.
Inny żołnierz przyniósł jeszcze dziwniejszy przedmiot wydający dzwięki. Wyglądał
jak torba z wiatrem w środku, a brzmiał jak wycie setki wilków.
Pocahontas miała ochotę zasłonić uszy. Kiedy John Smith spostrzegł, jak bardzo jej to
przeszkadza, poprosił grającego mężczyznę, by przeniósł się na drugi koniec izby.
Następnego poranka łódka znów kursowała pomiędzy nabrzeżem a statkiem. Tym
razem przywoziła zapasy żywności, a nie kolejnych ludzi. Pocahontas widziała, jak wnoszono
jedzenie do pomieszczenia, które Anglicy nazywali magazynem. Praca trwała przez cały
dzień.
Wszyscy wokół byli tak zajęci, a ona sama nie bardzo miała co ze sobą począć, więc
zaczęła robić gwiazdy tuż przed magazynem. W pewnej chwili wyszli z niego dwaj chłopcy
w jej wieku. Zmiali się i zaczęli ją naśladować, dopóki któryś z żołnierzy nie krzyknął na
nich.
Musieli pospieszyć na nabrzeże rzeki, by nadal pomagać w noszeniu zapasów.
Znowu sama, Pocahontas wykonała następny szereg gwiazd, tym razem sześć z rzędu.
Kiedy się zatrzymała, znalazła się na wprost otwartych drzwi budynku sąsiadującego z
magazynem.
Wewnątrz domu zobaczyła miejscowego szamana, Wielebnego Hunta. On także ją
dostrzegł i gestem pokazał, by weszła do środka.
Z początku nie ośmieliła się wejść. W jej narodzie szamani zawsze trzymali się z
boku. Dla Quiyowa niesłychane byłoby zaprosić kogoś do swego wigwamu, a już z całą
pewnością nie dziecko.
Pocahontas nie mogła sobie nawet wyobrazić, by jakieś dziecko w ogóle chciało wejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl