[ Pobierz całość w formacie PDF ]
właściwie robię najlepszego. Moje zadanie ju\ się skończyło. Dlaczego nie ruszałam w stronę
zachodzącego słońca?
Ale jest we mnie coś takiego, co nie pozwalało mi odpuścić. Podejrzewam, \e to
jedyna część mnie, która wróciła z tej wojny niepoharatana.
- Powiedz mi coś, Randy. Tak tylko między nami. Ile dziewczyn mieszka tam i nie
płaci czynszu? Dwie? Trzy? A mo\e więcej? I w jaki sposób udaje ci się nie dopuścić, \eby
się nawzajem o sobie dowiedziały?
- Ja naprawdę... - Randy kręcił głową. - Ja serio nie mam pojęcia, o czym ty mówisz.
- Obawiam się, \e jednak masz, Randy. Widzisz, ja wiem o...
- Hannah Snyder to głęboko zaburzona dziewczyna - prze rwał mi Randy. - Jeśli
będziesz próbowała zgłosić sprawę glinom, powiem po prostu, \e okłamała mnie co do
swojego wieku.
I \e to ona mnie podrywała.
- Nie znajomość prawa nie jest \adnym usprawiedliwieniem, Randy - stwierdziłam. -
Jeśli osoba w wieku lat osiemnastu lub powy\ej podejmuje współ\ycie seksualne z osobą w
wieku lat szesnastu lub mniej, jest to w stanie Indiana przestępstwo karane z reguły wyrokiem
dziesięciu lat więzienia, do których dodaje się kolejne dziesięć lat lub odejmuje cztery, w
przypadku wystąpienia innych obcią\ających lub łagodzących okoliczności.
Randy wytrzeszczył na mnie oczy.
- Ale nie ma \ - \adnych d - dowodów - wyjąkał. - śe n - na tych kasetach jestem ja. N
- nie zdołasz dowieść, \e to ja.
Zaraz. Co takiego?
Uśmiechnęłam się do niego.
- Myślę, \e jednak uda nam się dowieść, \e to ty. O czym on, u diabła, mówi?
- Ja... Ja muszę ju\ iść - wyjąkał Randy. Zbladł pod kolor białego modelu
Apartamentów Pine Heights swojego taty. A potem naprawdę o mało nóg nie pogubił,
usiłując przede mną uciec.
Kilka minut pózniej Douglas i Tasha znalezli mnie siedzącą samotnie na jednym ze
składanych krzesełek i bezskutecznie usiłującą przypomnieć sobie tekst Lwa i myszy.
- Gotowa do wyjścia? - spytał mnie Douglas. - Tasha i ja zwykle po posiedzeniach
chodzimy na fili\ankę bezkofeinowej. Chcesz iść z nami?
- Nie - powiedziałam, wstając. - Ale mo\e mnie podwieziecie.
- Och! - Douglas się uśmiechnął. - Jasne. W Nowym Jorku na pewno ci tego brakuje.
- Nawet nie masz pojęcia jak - I wcale nie myślałam o swoim motorze.
- No có\, dzięki, \e z nami przyszłaś - rzekł Douglas. - Pewnie okropnie się
wynudziłaś, ale wiesz. Myślę, \e na paru osobach zrobiło wra\enie to, \e po naszej stronie
siedzi dziewczyna od pioruna .
- Tak - potwierdziła Tasha. - Randy Junior miał taką minę, jakby zbierało mu się na
rzyganie po tej rozmowie z tobą.
- No có\, sami rozumiecie. Ludzie tak zwykle reagują na moją obecność przy stole.
- Przestań - powiedział Douglas. Ale się roześmiał. Odkryłam, \e fajnie jest słuchać
śmiechu Douglasa. Mogłabym się do słuchania tego śmiechu przyzwyczaić.
Ale teraz chciałam ju\ zostać sama. Czułam, \e jak na jeden wieczór narobiłam dość
szkód. Czas wracać do domu... i do mojego motocykla.
11
Nie wiem, co ja sobie myślałam. To znaczy, mo\e po prostu - N nie myślałam.
Mój motocykl tak jakoś z własnej woli skierował się w stronę apartamentów Fountain
Bleu. Wcale nie podjęłam \adnej świadomej decyzji, \e pojadę akurat w tę stronę miasta.
Miałam wra\enie, \e uniosłam głowę i nagle okazało się, \e jestem tam i zatrzymuję motor na
tym samym parkingu, z którego odjechałam kilka godzin wcześniej.
Tyle \e tym razem było tam coś, czego nie widziałam wcześniej. I nie chodzi mi
wyłącznie o to, \e na parkingu stało więcej samochodów, bo większość mieszkańców
kompleksu pewnie zdą\yła wrócić do domu z pracy, a teraz zajadali się obiadem i/lub
zabawiali komediowym serialem na którejś z głównych stacji (niektórzy mo\e nawet oglądali
odcinek serialu rzekomo opowiadającego o mojej o sobie. To znaczy, o ile mają kablówkę).
Nie, chodziło mi o jeden konkretny samochód. A był a to nowiutka czarna furgonetka
zaparkowana na skraju parkingu, \eby nie rzucać się w oczy, bo tak się składa, \e sama
wybrałabym to miejsce, gdybym chciała zrobić jakiś rekonesans w okolicy.
A poniewa\ właśnie tak zamierzałam spędzić ten wieczór, furgonetka nieco mi
pokrzy\owała plany.
A\ zauwa\yłam, kto siedzi za jej kierownicą.
I wtedy, dyskretnie zaparkowawszy motocykl na sąsiednim miejscu, zdecydowałam
się zapukać w okno od strony kierowcy.
Rob, nieco przestraszony, opuścił szybę.
- Co ty tu robisz? - spytał zaskoczony. Ale nie mógłby się zdziwić bardziej ni\ ja. Bo
usłyszałam, jakiej muzyki słuchał, siedząc w środku tej furgonetki. Był to Czajkowski.
- Pomyślałam, \e odwiedzę tę młodą damę z mieszkania 1S - oznajmiłam. Dlaczego
on słucha muzyki klasycznej? Lubi ją?
Widocznie tak. A ja przez cały ten czas nie miałam o tym zielonego pojęcia. Czego
jeszcze o nim nie wiem? - A ty?
- Czekam, a\ wróci do domu młody pan Whitehead - odparł Rob miłym tonem. - A
wtedy skopię go do nieprzytomności.
- Hannah powiedziała ci, jak on się nazywa? - Zdziwiłam się. Nie sądziłam, \e będzie
tak wylewna wobec swojego przyrodniego brata, skoro na pewno orientuje się, \e Rob nie
będzie się kierował najlepiej pojętym interesem Randy'ego.
- Nie - powiedział. - Sprawdziłem w Google, kto jest właścicielem kompleksu
apartamentów Fountain Bleu i znalazłem zdjęcie Randy'ego juniora. Miałem zamiar skopać
mu tyłek jutro, kiedy ju\ mama Hannah zabierze ją do domu. Ale Chick zaproponował, \e jej
popilnuje, kiedy mnie nie będzie, więc mogłem zmienić plany.
- Nie zamierzasz pozwolić Hannah zostać? - spytałam. Rob parsknął kpiąco. -
śartujesz sobie? Jestem najwyrazniej ostatnim facetem, który powinien brać się do
wychowywania nastoletniej dziewczyny. Nabrała mnie z taką łatwością... No có\, z jaką ty
kiedyś nabierałaś swoich rodziców.
Zdecydowałam się puścić to mimo uszu.
- No więc, jaki mamy plan? - spytałam. - Masz zamiar po prostu czekać, a\ on tu
podjedzie, a potem zrobić mu kocówę? - Chodziło mi o tradycyjną rozrywkę wieśniaków z
Indiany, po legającą na zarzuceniu koca na głowę ofiary, a potem zbiciu jej kijem do bejsbola
lub kostkami mydła wsuniętymi w palce długich skarpet.
- Nie - odparł pogodnie Rob. - Koc pominę. Pomyślałem, \e miło będzie popatrzeć na
jego pysk, kiedy będę mu go wcierał w cement.
- Słusznie - stwierdziłam. - No có\, \yczę powodzenia. Właśnie widziałam go na
posiedzeniu rady dzielnicy, gdzie powiedziałam mu, \e się nim interesuję. Więc albo ju\ tu
zdą\ył przyjechać, zabrać swoją drugą dziewczynę i zwiać, albo ma za miar na razie nie
zbli\ać się do tego miejsca.
Rob był zdruzgotany.
- Nie mówisz powa\nie?
- Niestety - potwierdziłam. - Przykro mi. Ale mógłbyś się jeszcze na coś przydać.
Uniósł brew pytająco.
- Doprawdy? Na co?
- Zatrąb klaksonem, jeśli tu się zjawią gliny - powiedziałam i zrobiłam do niego oko.
A potem zawróciłam i poszłam w stronę apartamentowca.
Tak jak się spodziewałam, drzwi furgonetki otworzyły się, a potem znów zatrzasnęły.
Sekundę pózniej głos Roba rozległ się tu\ za moimi plecami.
- Mastriani - odezwał się nieco podejrzliwym tonem. - Co ty kombinujesz?
- Ach! - Wzruszyłam ramionami. - Randy powiedział coś takiego, \e postanowiłam
przyjechać tu i się rozejrzeć. To wszystko.
- Rozejrzeć się? Co ci chodzi po głowie? - spytał ostro Rob. W kompleksie
apartamentów Fountain Bleu było całkiem cicho, To znaczy, pomijając szmer fontanny i
cykanie świerszczy. Nawet basen był wyludniony. Słychać było poza tym tylko nasze kroki,
kiedy szliśmy w stronę mieszkania 1S.
- Tylko to coś, o czym wspomniał Randy. To mo\e nic nie znaczyć. Ale mo\e te\ być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]