[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak... Och, zrób tak jeszcze raz, proszę, pro-
szę!  wykrzyknęła, gdy jego palce zaczęły kreślić
koła między jej łopatkami.
Carlos spełnił jej prośbę, na moment zawieszając
rozmowę, ale absolutnie nie zamierzał odpuścić.
Bardzo nie lubił, gdy traktowano go jak naiwniaka,
a poza tym sprawa dotyczyła Margarity, była więc
pierwszej wagi. Wszystko, co dotyczyło tej kobiety,
było najważniejsze na świecie. Kochał ją, ale teraz
był naprawdę wściekły. Starannie ukrywała coś
przed nim, bawiła się z nim w kotka i myszkę.
Nienawidził tego,doprowadzało go to do furii.
Tajemnica medalionu 105
Chwilę jeszcze masował obolałe ramiona Mar-
garity, wreszcie przestał.
 Czy masz mnie za głupca, Rito?  zapytał,
odwracając jej głowę ku sobie.
Była tak zaskoczona tym pytaniem, że natych-
miast otworzyła oczy. W jego spojrzeniu dostrzegła
ledwie tłumioną wściekłość.
 Powiedz mi, jaką grę prowadzisz?  wycedził.
 O co w tym wszystkim chodzi, do diabła?
Będąc tak blisko niego, niemalże twarz przy
twarzy, z całego serca pragnęła mu o wszystkim
opowiedzieć  o SPEAR, o rozmowie telefonicznej
z Marcusem Watersem, o wizycie w więzieniu,
o Simonie i jego zagadkowej żądzy zemsty na
Jonaszu. Przeklinając złożoną przed laty przysięgę
milczenia, powiedziała spokojnym, wyważonym
tonem:
 Nie prowadzę żadnej gry.
Na jego twarzy odmalowała się furia... lub może
było to rozgoryczenie, że nie ufała mu na tyle, aby
wyznać prawdę?
 Odpoczęłaś już?  Zmienił temat.  Powinniś-
my ruszać.
 Carlos...
 Musimy jeszcze przejść kilometr, zanim zapad-
nie zmrok  przerwał jej ostro.
To powiedziawszy, gwałtownie odwrócił się i za-
106 Merline Lovelace
wzięcie machając maczetą, zaczął wycinać ścieżkę
przez chaszcze.
Wściekła i nieszczęśliwa Margarita, chcąc nie
chcąc, ruszyła śladem pana generała.
Kolejna noc minęła im podobnie jak poprzednia.
Posiliwszy się zimną pieczenią oraz owocami awo-
kado, ułożyli się na osłoniętym moskitierą posłaniu
z liści i miękkich gałązek. Wtulona w ramiona
Carlosa, Margarita czuła, że pomimo fizycznej
bliskości byli sobie bardziej obcy niż poprzedniego
wieczoru. Z całego serca pragnęła odwrócić się,
wziąć w dłonie jego twarz i stopić pocałunkami ten
chłód, który wciąż gościł w jego oczach. Siła tego
pragnienia nie pozwalała jej zasnąć, mimo wyczer-
pania całodzienną wędrówką.
Nie rozumiała, skąd brała się ta potrzeba pocie-
szenia i utulenia Carlosa, bowiem nigdy dotąd nie
doświadczyła tego uczucia. No tak, ale do tej pory
Carlos nigdy nie odsunął się od niej tak bardzo.
Dopiero teraz pojęła, jak bardzo przyzwyczaiła się
do okazywanych jej względów, do jego zaintereso-
wania i podziwu.
Przypomniała sobie, że jej matka zwykła ma-
wiać, iż żona nie powinna kłaść się spać, czując
gniew do swojego męża, jeśli nie chce się obudzić
również zagniewana. Ponieważ piękna Maria de las
Tajemnica medalionu 107
Fuentes od trzydziestu lat cieszyła się nieustanną
adoracją swojego małżonka, Margarita podejrzewa-
ła, że matka miała rację, powtarzając tę maksymę.
Gdyby tylko było to takie proste... Gdyby tylko
była w stanie pokornie przyjąć rolę typowej ma-
drileńskiej żony, posłusznie czekającej na męża
w domu wśród gromadki dzieci.
Na myśl o dzieciach ogarnęła ją dziwna nostal-
gia. Dzieci, jej... ich dzieci... Margarity i Carlosa...
Poczuła ucisk w gardle. Leżała bez ruchu, wpat-
rzona w ciemność, zastanawiając się, jak to się stało,
że po raz pierwszy myśl o dzieciach nie wzbudziła
w niej buntu. Wręcz przeciwnie, ogarnęło ją nie-
spotykane wzruszenie, gdy wyobraziła sobie, jak
trzyma przy piersi dziecko Carlosa. Czy faktycznie
wychodząc za mąż, straciłaby swoją tożsamość, tak
jak jej się do niedawna wydawało? Słuchając miaro-
wego oddechu Carlosa, czując na swojej skórze
mocne bicie jego serca, miała ochotę zmierzyć się
z tymi uprzedzeniami.
Zaniepokojona tak nagłą zmianą swoich poglą-
dów, poruszyła się niecierpliwie na posłaniu.
 Zpij  mruknął rozkazującym tonem Carlos.
 Próbuję.
 To próbuj mocniej!  Silne ramię zacisnęło się
na jej talii.
Ta absurdalna odpowiedz w innych okolicznoś-
108 Merline Lovelace
ciach wywołałaby wściekłą awanturę, ale Margarita
błyskawicznie zorientowała się, dlaczego Carlos
obejmował ją tak kurczowo, a jednocześnie starał
się trzymać jak najdalej od niej. Otworzyła szeroko
oczy. Ciepło jego ciała parzyło jak ogień. Wystar-
czyłoby poruszyć biodrami, odwrócić się...
 Zpij, do diabła!  warknął, jakby posiadł
zdolność czytania w jej myślach.
Następnego ranka jego nastrój nie uległ po-
prawie. W ponurym milczeniu Carlos torował drogę
przez krzaki, a gdy tylko zdarzyło mu się spojrzeć
w kierunku Margarity, natychmiast odwracał
wzrok. Była jeszcze bardziej zagubiona niż do tej
pory, nie potrafiła bowiem określić, jakie żywiła
wobec niego uczucia. Poza tym była na niego zła, że
tak się przed nią zamknął. Tym bardziej, że pragnął
jej w takim samym stopniu, jak ona jego. Na
wspomnienie ciepła jego ciała robiło jej się miękko
w kolanach. Niech diabli porwą jego żelazną samo-
kontrolę! Jakie takie pocieszenie stanowił jedynie
fakt, że Carlos nie mógł zasnąć tak długo jak ona,
a więc niemal całą noc.
Zatrzymali się tylko dwukrotnie, raz około połud-
nia na posiłek oraz mniej więcej godzinę przed
zachodem słońca. Z westchnieniem ulgi zdjęła
z ramion ciężki plecak, natomiast Carlos wspiął się
Tajemnica medalionu 109
na poszarpaną granitową skałę, aby sprawdzić, czy
gdzieś nie unosi się dym, co byłoby widomą oznaką,
że są blisko celu. Jak się okazało, zauważył dym, ale
w przeciwnym niż wioska kierunku.
 Idą za nami  oznajmił grobowym głosem,
znalazłszy się ponownie na dole.
 Zbiegły więzień i jego ludzie?  upewniła się.
 Podejrzewam, że tak  potwierdził.  Nikt
z mojego oddziału nie byłby na tyle nierozsądny,
żeby rozpalić ogień za dnia.
 Jak daleko są?
 Półtora do dwóch kilometrów.
Poczuła się rozczarowana, ponieważ kilometr
w dżungli oznaczał godzinę marszu, a więc byli zbyt
daleko, by zorientować się, kto naprawdę rozpalił to
ognisko. Przeczucie podpowiadało jej, że był to
Simon.
 Musi mu bardzo na tobie zależeć, skoro ściga
cię z taką determinacją  zauważył Carlos, mierząc
ją chłodnym spojrzeniem.
Simonowi nie zależało personalnie na niej, była
mu potrzebna tylko po to, by za jej pośrednictwem
mógł dotrzeć do szefa SPEAR.
 Podejrzewam, że obydwoje jesteśmy mu po-
trzebni  odparła, sięgając po plecak.  Mówiłam ci,
że wini cię za swoje ostatnie niepowodzenia w Ma- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl