[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Skorotak, to lepiej niech się to stanie teraz, pomyślała Ann
Imszybciej, tymlepiej. Jeśli zacznę się nad sobą roztkliwiać
to pewnie nigdy nie wyjdę z tego domu. Najważniejsze, że
nie będę sama. Będę miała własne dziecko.
Okazało się jednak, że wyjść z domu Nicka wcale nie było
tak trudno. Właściciel stacji benzynowej, któryprowadził tak-
że małe przedsiębiorstwo taksówkowe, przysłał samochód.
Ann przyjechała na lotniskowsamą porę. Przez odprawę
bagażową i kontrolę dokumentówprzeszła tak, jak gdybypo-
ruszała się w gęstej mgle. Dobrze jej było wtej mgle, bo
odcinała ją odwszelkich doznań, ą nadewszystkooddojmu-
jącegobólu rozstania z Nickiem,
DopierowDenver sprawdziła, o której ma lot do Nowego
Jorku. Aż sześć godzin miała czekać na lotnisku, alenawet ta
informacja nie zdołała wyrwać Ann z odrętwienia. Wszystko
wjej życiuostatnio zlesię układało, więc dlaczegopodróż do
NowegoJorku miałabyprzebiegać bez komplikacji?
Ann usiadła wpoczekalni. Starała się oniczymniemyśleć,
ale nawet to jej się nie udało. Zastanawiała się, co też robi
teraz Nick, Była pora obiadu, więcpewniewrócił już dodomu
i właśnie napycha się jakimś potwornie niezdrowym, pełnym
cholesterolu jedzeniem. Jego dziecko nigdy nie pozna ojca,
bo Nick umrze na zawał serca, zanimzdąży skończyć pięć-
dziesiąt lat.
- Czy zle się pani czuje? - zapytała siedząca obok Ann
kobieta.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
143
- Nic mi nie jest, proszę pani. - Ann uśmiechnęła się do
niej z wysiłkiem.
Miała nadzieję, że kobieta więcej się nie odezwie. %7łeby
upewnić się, że przez całesześć godzin nikt się nią niezain-
teresuje, Ann wzięłależącą nastolikugazetę i zaczęłaudawać,
że czyta.
Nick wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Bardzo nie-
pokoił się oAnn.
Wkuchni jej nie było. Tylko Ginny siedziała przy sto-
le, pochłonięta nauką. Nick poszedł do sypialni. Postano-
wił sobie, że jeśli Ann nie poczuła się lepiej, to mimo jej
protestówzaraz zawiezie ją do lekarza. Nawet gdyby miał
użyć siły.
Uchylił drzwi cichutko, żeby jej nie obudzić. Sypialnia
była pusta. Nick przestraszył się, że Ann tak zle się poczuła,
iż sama pojechała dolekarza.
- Nie wiesz, gdzie jest Ann? - zapytał córkę.
- Wiem - odrzekła, ani na chwilę nie podnosząc oczu
znad książki.
- Tomi powiedz - zdenerwował się Nick.
- Odeszła - powiedziała Ginny, obserwując ukradkiem
reakcję ojca. Bardzosię ucieszyła, widząc, żepobladł.
Jakona mogła mi coś takiegozrobić?pomyślał kompletnie
zaskoczony Nick. Tak po prostu odejść bez słowa? Czy to
wszystko, co przeżyliśmyrazem, nic dla niej nie znaczy? Po
co tak się upierała, żebymsię dobrze odżywiał? Myślałem, że
jej na mnie zależy. Noi mieliśmybudować dom. Cieszyła się
na tę budowę, dokładniewszystkoprojektowała.
Nick doszedł do wniosku, że oto stało się to, czego od
początku się obawiał. Ann tak bardzonienawidziła życia na
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
144
ranczu, że ani Nick, ani Ginny, ani nawet nowy domnie
zdołałyjej tu zatrzymać. Uciekła domiasta sama. Nawet nie
spróbowała namówić go, żebysię tamrazemprzenieśli.
Odeszła, huczało mu wgłowie. Ann odeszła. Aja ją tak
kochałem.
Zdziwił się, że podobna myśl w ogóle przyszła mu do
głowy. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to szczerą
prawda. Nickkochał Ann. Kochał ją takąjaka była. Troskliwą,
miłą, uśmiechniętą i taką cudowną w łóżku...
No i co z tego, durniu, pomyślał z goryczą. Coz tego, że
ją kochasz, skoroona nie kocha ciebie. I nigdyjuż nie poko-
cha, bo przecież wyjechała. Amoże to właśnie chciała mi
powiedzieć? Może chciała mnie zawiadomić o swoimwy-
jezdzie?
- A niech to wszystko szlag trafi! - Nick rąbnął pię-
ścią wkuchennyblat z taką siłą, że kawałek drewna się od-
łupał.
Noi dobrze, pomyślał. Jeśli omniechodzi, tocała ta prze-
klęta chałupa mogłabysię zawalić. Najlepiej zaraz.
- Wielki Bruce Lee wakcji? - drwiła z ojca Ginny.
- Nikt nie lubi pyskatych dzieci - warknął Nick. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl