[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zawsze lubił robić prezenty, nazywał je  niespodziewankami . Pewnego razu, gdy dzieci
były jeszcze małe, nie zastaliśmy ich po powrocie do domu. Ja do sąsiadów, na ulicę,
nigdzie ich nie ma, nikt ich nie widział. Jak zaczęłam krzyczeć, płakać! Wtedy otwiera się
pudło od telewizora (kupiliśmy akurat telewizor i nie zdążyli wyrzucić pudła) i wyłażą
moje dzieci.
 Czemu płaczesz, mamusiu?
Nakryły do stołu, nastawiły herbatę, czekały na nas, a nas nie ma i nie ma. Wtedy Sasza
wymyślił  niespodziewankę  schowały się do pudła i w nim zasnęły.
Był czuły, chłopcy rzadko tacy bywają. Zawsze mnie ucałował, uścisnął:  Mamusiu&
Mamuńciu&  . Po Afganistanie zrobił się jeszcze czulszy. Wszystko mu się w domu
podobało. Ale były chwile, kiedy siadał i nic nie mówił, nikogo nie widział. W nocy się
czasem zrywał, chodził po pokoju. Kiedyś obudziły mnie jego krzyki:  Wybuchy! Wybuchy!
Mamusiu, strzelają&  . Innym razem usłyszałam w nocy, że ktoś płacze. Kto u nas może
płakać? Małych dzieci przecież nie mamy. Otwieram jego pokój, a on objął głowę rękami i
płakał&
 Synku, dlaczego płaczesz?
 Strasznie jest, mamusiu.
I więcej już ani słowa. Ani ojcu, ani mnie.
Wyjechał jak zazwyczaj. Napiekłam mu całą walizkę orzeszków, takich ciasteczek. To były
jego ulubione. Całą walizkę, żeby starczyło dla wszystkich. Każdy tam tęsknił za swoim
domem.
Następnym razem też przyjechał na Nowy Rok. Najpierw myśleliśmy, że przyjedzie latem.
Pisał:  Mamusiu, przygotuj więcej kompotów i nasmaż konfitur, jak przyjadę, to wszystko
zjem i wypiję . Z sierpnia przeniósł urlop na wrzesień, chciał pójść do lasu, nazbierać
kurek. Nie przyjechał. Na listopadowe święta też nie. Dostaliśmy list, w którym pytał, czy
nie lepiej byłoby przyjechać na Nowy Rok. Bo wtedy już będzie choinka, tata ma urodziny
w grudniu, a mama w styczniu&
30 grudnia& Cały dzień siedziałam w domu, nigdzie nie wychodziłam. Przedtem dostałam
list:  Mamusiu, zamawiam zawczasu pierogi z jeżynami, pierogi z wiśniami i pierogi z
serem . Kiedy mąż wrócił z pracy, postanowiliśmy, że teraz on będzie czekał, a ja pojadę
do sklepu i kupię gitarę. Rano akurat przyszła kartka, że w sprzedaży są gitary. Sasza
prosił.
 Nie trzeba drogiej, kupcie zwyczajną, taką podwórzową.
Wróciłam ze sklepu i zastałam go w domu.
 Oj, synku, przegapiłam!
Zobaczył gitarę.
 Jaka ładna!  I dalej tańczyć po pokoju.  Jestem w domu. Jak u nas ładnie! Nawet
zapach w naszej klatce schodowej jest wyjątkowy.
Mówił, że nasze miasto jest najpiękniejsze, nasza ulica najładniejsza, że najładniejszy dom,
najładniejsze akacje na podwórzu. Kochał ten dom. Teraz trudno nam tu mieszkać 
wszystko przypomina nam o Saszy, ale wyjechać też trudno, bo on to wszystko kochał.
Był inny podczas tego ostatniego pobytu. Nie tylko my, domownicy, ale i wszyscy jego
koledzy to zauważyli. Mówił im:
 Jacyście wy szczęśliwi! Nawet sobie nie wyobrażacie, jacy szczęśliwi! Codziennie
macie święto!
Wróciłam od fryzjera z nową fryzurą. Spodobała mu się:
 Mamusiu, powinnaś się tak zawsze czesać. Jesteś taka ładna.
 Synku, codzienne czesanie u fryzjera dużo by kosztowało.
 Przywiozłem pieniądze. Mnie są niepotrzebne.
Jego koledze urodził się syn. Pamiętam, z jaką miną poprosił:  Daj potrzymać . Wziął
dziecko na ręce i zamarł. Pod koniec urlopu rozbolał go ząb, a dentysty bał się zawsze.
Musiałam go siłą ciągnąć do przychodni. Siedzimy, czekamy. Ja patrzę, a on ma twarz
spoconą ze strachu.
Jeśli w telewizji był program o Afganistanie, to wychodził do drugiego pokoju.
Na tydzień przed wyjazdem wyraznie posmutniał; smutek po prostu bił mu z oczu. A może
to tylko dzisiaj tak mi się wydaje? Wtedy byłam szczęśliwa, bo syn w wieku trzydziestu lat
został majorem, wrócił z Orderem Czerwonej Gwiazdy. Na lotnisku patrzyłam na niego i
nie wierzyłam, że ten przystojny, młody oficer jest moim synem. Byłam z niego dumna.
Po miesiącu przyszedł list. Były w nim życzenia dla ojca z okazji Dnia Armii Radzieckiej,
a dla mnie  podziękowanie za ciasto z grzybami. Po tym liście coś się jednak ze mną
stało& Nie mogłam spać& Położyłam się i leżałam& Leżałam z otwartymi oczami do
piątej rano. Nie mogłam zamknąć oczu.
4 marca miałam sen& Wielkie pole, i na tym polu wszędzie widać wybuchy. Coś wylatuje
w powietrze& I ciągną się długie, białe wstęgi& Mój Sasza biegnie, biegnie& Miota
się& Nie ma się gdzie ukryć& Tam wybuch& i tam wybuch& Ja biegnę za nim. Chcę go
wyprzedzić, żebym była z przodu, a on za mną& Jak kiedyś na wsi z nim maleńkim
zaskoczyła mnie burza. Zasłoniłam go swoim ciałem, a on pode mną cichutko drapał jak
myszka:
 Mamusiu, ratuj mnie!
Ale we śnie go nie dogoniłam& Był taki wysoki, dawał takie strasznie wielkie susy&
Biegłam z całej siły. Czułam, że za chwilę pęknie mi serce. A dopędzić go nie mogłam&
Stuknęły drzwi wejściowe. Wchodzi mąż. My z córką siedzimy na kanapie. Mąż idzie do
nas przez cały pokój, w butach, w płaszczu i czapce. Nigdy tak się nie zachowywał, zawsze
utrzymywał porządek, bo całe życie spędził w wojsku. Zawsze był zdyscyplinowany.
Podszedł i ukląkł przed nami.
 Dziewczyny, nieszczęście się stało&
Wtedy zobaczyłam, że w przedpokoju są jeszcze inni ludzie. Wchodzi pielęgniarka,
komisarz wojskowy, koledzy, nauczyciele ze szkoły, znajomi męża&
 Saszeńko! Synku!
Już trzy lata& A my do tej pory nie jesteśmy w stanie otworzyć walizki. Są w niej rzeczy
syna& Przywiezli je razem z trumną& Ciągle mam wrażenie, że pachną Saszą.
Dostał naraz piętnaście odłamków. Zdążył tylko powiedzieć:  Mamusiu, boli .
Za co? Dlaczego on? Taki czuły. Taki dobry. To niemożliwe, że go nie ma. Powoli dobijają
mnie te myśli. Wiem, że umieram, bo nie ma już sensu żyć. Chodzę do ludzi, ciągnie mnie
do nich. Idę z Saszą, z jego imieniem, opowiadam o nim& Przemawiałam w Instytucie
Politechnicznym, potem podeszła do mnie studentka i powiedziała:  Gdyby pani mniej
ładowała w niego tego patriotyzmu, toby żył . Po tych słowach zrobiło mi się niedobrze.
Upadłam na podłogę.
Chodziłam dla Saszy. Dla uczczenia jego pamięci. Byłam z niego dumna& A teraz mówią:
fatalny błąd, nikomu to nie było potrzebne  ani nam, ani narodowi afgańskiemu. Przedtem
nienawidziłam tych, którzy zabili Saszę. Teraz nienawidzę państwa, które go tam wysłało.
Proszę nie wymieniać nazwiska& Teraz należy tylko do nas. Nikomu go nie oddam, nawet
pamięci o nim&
(Zadzwoniła znowu po kilku latach).
Chcę dokończyć swoją opowieść& Bo nie miała zakończenia. Wtedy nie zrobiłam tego.
Nie byłam jeszcze gotowa& Ale& Nie jestem już młoda& ale pół roku temu wzięliśmy
chłopca z domu dziecka. Ma na imię Sasza& Jest bardzo podobny do naszego Saszy, kiedy
był mały. Zamiast  ja sam mówi  ja siam . I z literami  r i  s też sobie nie radzi.
Znowu mamy syna& Pani mnie rozumie? Ale przysięgłam sobie i wymusiłam na mężu
przysięgę, że nigdy nie pozwolimy, żeby został wojskowym&
Nigdy!
Matka
Strzelałem& Strzelałem jak wszyscy. Nie wiem, jak to jest urządzone, jak jest urządzony
ten świat& Ale strzelałem&
Nasza jednostka stacjonowała w Kabulu& (Nagle wybucha śmiechem). Mieliśmy taką
 czytelnię  mamo jedyna, to była olbrzymia ubikacja, dół o wymiarach dwadzieścia
metrów na pięć, a głęboki na sześć metrów, tam było czterdzieści otworów, przegródki z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl