[ Pobierz całość w formacie PDF ]
293
Obaj jesteśmy śmiesznymi chłopakami uznał Honor. Idzmy za tym czło-
wiekiem z koszem dusz. Muszę się dowiedzieć, co z nimi robi.
Przechodzi przez drzwi.
Gdzie?
Miasteczko Czarnych odparł Calvin. Wszędzie wiszą jakieś śmieci. Tylko
jeden płomień serca w całym domu. Gwizdnął. Ależ to jaskrawe.
Co jest jaskrawe? zapytał Honor.
Calvin nie odpowiedział.
Honor zbliżył się nieco.
To nieuczciwe, żeby mi nie mówić.
Calvin spojrzał na niego tępo.
Wiesz, co ci powiem? zirytował się Honor.
* * *
Margaret siedziała przy biurku i układała swój codzienny list do Alvina. Nigdy ich
nie wysyłała. Mogłaby, ponieważ zawsze wiedziała, gdzie przebywa i dokąd zmierza.
294
Ale po co zmuszać go do szukania urzędów pocztowych w każdym miasteczku, do któ-
rego trafi? Lepiej poczekać do ostatnich godzin przed zachodem słońca. Cokolwiek by
wtedy robił, przerywał i kierował swe myśli ku niej. Co ważniejsze, wysyłał swój prze-
nikacz, by ją obserwować. Nie umiał czytać w myślach, ale wyczuwał, jak poruszają
się jej ręce, jej palce; potrafił znalezć pióro. Zanurzała je w kałamarzu tylko po to, by
wracać do tego, co napisała wcześniej. Wiedziała, że on widzi słowa pisane na papierze
tak wyraznie, jakby zaglądał jej przez ramię. Zadawała pytania; kiedy były już na wpół
uformowane, znajdowała odpowiedzi w jego wspomnieniach.
Był to nierówny układ, wiedziała o tym. Mogła poznać jego najskrytsze myśli, nawet
uczucia, z których sam prawie nie zdawał sobie sprawy. Widziała, jak rozwijają się
przed nim możliwości, jak zbiegają się znowu po każdym wyborze. Nie miał przed nią
tajemnic. Ona za to mogła ukryć każdy sekret, z wyjątkiem fizycznego stanu swego
ciała. Mógł więc ją uspokajać, że dziecko rozwija się dobrze; mógł się martwić, że za
dużo pracuje. Ale jej myśli pozostawały przed nim zamknięte. Nie wydawało się to
sprawiedliwe.
295
A jednak Alvinowi to nie przeszkadzało naprawdę, wcale nie przeszkadzało, na-
wet chyba tego nie dostrzegał. Wiedziała, że jest ku temu kilka powodów. Po pierwsze,
Alvin był człowiekiem szczerym i nie miał tajemnic. Umiał coś ukryć, naturalnie, lecz
gdy już komuś zaufał, opowiadał mu całą historię, nie pomijając żadnych szczegółów,
czy dobrze o nim świadczyły, czy zle. Czasami ludzie uznawali to za przechwałki
kiedy to, czego dokonał, było rzeczywiście niezwykłe. Jednak nie były to ani prze-
chwałki, ani wyznania. Alvin po prostu opowiadał o tym, co miał w pamięci. Dlatego
wcale mu nie ciążyło, że Peggy tak łatwo może zajrzeć w płomień jego serca.
Drugi powód dla tego braku urazy trochę ją jednak niepokoił: Alvin zwyczajnie się
nie przejmował. Nie przeszkadzało mu, że ona zna jego tajemnice, ale też nie przeszka-
dzało, że on nie zna jej. Mógłby być bardziej dociekliwy! Czyżby to znaczyło, że jej
nie kocha? Czy zdradzało jakiś zasadniczy egoizm? Nie, Alvin był człowiekiem wiel-
kodusznym. Po prostu nie był aż tak ciekawy szczegółów jej myśli. Zadowalał się tym,
co sama mówiła. Ufał jej. To było to: zaufanie, nie brak miłości.
Trzeci powód, prawdopodobnie najważniejszy, był też najbardziej denerwujący.
Wszystko, co dotyczyło Margaret, Alvin przyjmował jako dany fakt, część otaczają-
296
cego go naturalnego świata. Wprawdzie dowiedział się o tym pózniej, ale obserwowała
go przez całe dzieciństwo i wiele razy ocaliła mu życie. Uczyła go, przebrana za starą
pannę, nauczycielkę. Jak słońce codziennie rzucało na niego swe promienie, tak i co-
dzienna była jej troska o niego. Przyjmował ją jak coś oczywistego. Obecność Margaret
w jego myślach była czymś tak zwyczajnym jak oddychanie.
Nie jestem nawet pogodą jego życia, jestem klimatem, myślała. Nie, raczej kalen-
darzem. Czasami wypadają święta, ale przez resztę czasu traci rachunek dni; wiadomo,
że będą przemijać jeden po drugim.
Nie wolno mi myśleć w ten sposób. Muszę pisać.
Najdroższy Alvinie, tęsknię za tobą bardziej niż kiedykolwiek. Calvin to taki nie-
miły chłopak, twoje przeciwieństwo, kiedy jednak słyszę jego głos, przypomina mi
twój .
Tyle że listy nie były zwykle pisane tak składnie. Kiedy tylko widziała, że zrozumiał,
porzucała niedokończone słowo i przechodziła dalej. List zaczynał się w rzeczywistości
raczej w taki sposób: NA, tęs za t bard. C to taki niemł chł, tw przeciw, kiedy jdn sły
jgo głs, przypom mi ci.
297
Trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek inny zrozumiał te strzępki wyrazów pisane
dziecięcymi, drukowanymi literami zamiast zwykłym eleganckim pismem Margaret
drukowane litery Alvin łatwiej rozpoznawał.
Pisała dalej: Uważam, że robisz niemądrze, godząc się na pozostanie w tym wię-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]