[ Pobierz całość w formacie PDF ]
największym przerażeniu zaczyna krzyczeć, płakać i rzucać się.
Wskutek gwałtownych ruchów pęcherze wysuwają mu się spod
pachy - Piotruś znika pod wodą.
Szybko, jak błyskawica, Kozłowski przesadza poręcz mostu i jak
stał, w mundurze i czapce, rzuca się do wody.
Doskonały pływak, łatwo poradziłby sobie z niebezpieczeństwem,
ale przeszkadza mu ubranie, silne zaś prądy przy palach unoszą
go w stronę przeciwną. Z trudem posuwa się naprzód płynąc
przeciw wodzie i upatruje na falach głowy przyjaciela. Ale
Piotruś, raz pogrążywszy się, nie wypływa; może zaplątał się w
zielskach wodnych, które w tym miejscu dno zarastają... Wypadek
był tak nagły, że nie zwrócił nawet niczyjej uwagi.
Zresztą przechodniów zawsze tu mało. Kozłowski zanurzył się raz
i drugi, a choć sił mu braknie, nie przestaje nurkować szukając
przyjaciela.
Wreszcie głowa Piotrusia ukazała się w znacznym oddaleniu.
Kozłowski śpieszy tam ostatek sił wytężając. W tej chwili jednak
chwyta go kurcz - czuje, że idzie na dno, i z krzykiem "ratujcie!
ratujcie!" pogrąża się w falach...
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 125
Dopiero ten krzyk usłyszano. Ludzie zbiegają się, podnoszą
lament; nikt jednak tonącym chłopcom nie śpieszy z pomocą.
Nagle czyjeś silne ręce roztrącają tłum - na brzegu staje wysoki,
krzepkiej budowy młodzieniec w niebieskim mundurku.
Kucharzewski.
W jednej chwili zrzucił mundur, buty - już jest w wodzie -
zanurzył się z głową - nurkuje. Nie upłynęły dwie, trzy minuty,
już jest na wierzchu i płynie ku brzegowi, jedną ręką rozgarniając
wodę, drugą podtrzymując nieprzytomnego Piotrusia.
Złożył chłopca na brzegu, otrząsnął się, przeżegnał - i znów:
chlust do wody!
Tym razem szło mu ciężej. To wypływa, to zanurza się, daje się
unosić fali lub walczy z nią zajadle. Nagle pogrążył się w
przepaść - zniknął...
Między tłumem na brzegu długa chwila tragicznej, grobowej ciszy
- potem buchnęły krzyki...
- Czółna!... Wioseł!... Bosaków!... Ratujcie, kto w Boga wierzy!
Znalazło się jedno i drugie czółno; wypłynęły na środek, zaczęły
gorączkowo krążyć to w tę, to w ową stronę, upatrując śladów na
rzece. Ale rzeka była wszędzie, jak okiem sięgnąć, rozpaczliwie
gładka.
Dopiero po długiej chwili wynurzyła się z wody - ręka. Skierowali
się tam, podsunęli wiosło. Ręka chwyciła je kurczowo. Zaczęli
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 126
ciągnąć połączonymi siłami - z trudem nadzwyczajnym wciągnęli
do łodzi dwóch chłopców, splecionych ze sobą tak silnie, że
tworzyli jakby jedno ciało. Jeden dawał słabe oznaki życia, drugi
zdawał się martwy. Obu oplatały długie, giętkie łodygi zielsk
wodnych.
Po chwili na piasku nadbrzeżnym leżeli obok siebie całkowicie
nieprzytomni: Piotruś i Kozłowski.
Kucharzewski, wysadzony na ląd, zatoczył się i padł obok
kolegów bez czucia.
Ale było to tylko przemijające omdlenie. Po chwili sam się ocknął
i porwał na nogi.
Tymczasem topielców taczano po piasku; przywołany felczer
udzielał im doraznej pomocy.
Z wielkim trudem przywołano do życia najpierw Piotrusia,
pózniej jego przyjaciela.
Zjawił się inspektor; z całego miasteczka zbiegły się niebieskie
mundurki.
Ocaleni, na pół nieprzytomni, nie wiedzieli, co się z nimi dzieje.
Kazano ich przenieść do domu i oddać pod nadzór lekarza. Teraz
dopiero wszyscy zwrócili się do Kucharzewskiego - bohatyra i
wybawcy. Ale nie było go w tłumie. Olbrzym, gdy tylko
dostrzegł, że koledzy otworzyli oczy, kopnął się do matki na swą
zwykłą gorącą kawę ze śmietanką i rogalikami. Nazajutrz
przyszedł do klasy, taki jak zawsze: spokojny, trochę ociężały.
Na lekcji religii wszedł inspektor i nie tracąc surowego wyrazu
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 127
twarzy, w krótkich słowach, stylem urzędowym opowiedział o
wczorajszym wypadku. Skończywszy wyzwał Kucharzewskiego i
kładąc rękę na jego ramieniu, oddał mu krótką oficjalną
pochwałę.
Olbrzym zdawał się tym bardzo zdziwiony.
- Przecież, panie inspektorze - bąkał, ramionami wzruszając -
każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.
Inspektor oświadczył, że zrobi urzędowe podanie, aby
Kucharzewskiemu przyznano medal za ratowanie tonących.
- A mnie co po tym! - wykrzyknął przestraszony i wyrywając się
prawie siłą zwierzchnikowi, chciał uciec do ławki. Powstrzymał
go ksiądz prefekt.
- Ależ, rybko, panie święty! dla twojej matki będzie to honor,
pociecha...
Wspomnienie matki rozrzewniło siłacza.
- Ha, to już niech będzie ten tam medal!... - Ale żeby to nie
kosztowało... - dodał, oczy spuszczając - bo moja matka biedna.
W kilka dni pózniej obie ofiary wypadku były już na nogach:
Kozioł taki sam, jak zawsze, Piotruś nieco szczuplejszy i bledszy.
Matka Piotrusia, którą sprowadzono ze wsi, chciała w
najgorętszych słowach podziękować wybawcy swego syna.
Okazało się to połączone z niemałymi trudnościami.
Kucharzewski przed podziękowaniem uciekł i tak się ukrył, że
żadną miarą nie można go było odnalezć. Kozłowski na wszystkie
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 128
wyrażenia wdzięczności odpowiadał spokojnie, czapkę w rękach
obracając:
- Eeee!... co tam, proszę pani. Nie ma o czym mówić!...
Potem wziąwszy kolegę na bok, oświadczył mu energicznie:
- Twoja matka ubliża mi! Pamiętasz przecież, że wówczas przy
tym miodzie z orzechami, ślubowałem ci przyjazń. Więc gdybym
teraz porzucił cię w nieszczęściu, nie byłbym Kozłem, ale...
Tu wymienił nazwę pewnego zwierzęcia, nie odznaczającego się
ani szlachetnością charakteru, ani czystością.
Mieszkańcy miasteczka, w pierwszej chwili żywo wzruszeni
wypadkiem, pózniej odczuwali go stopniowo coraz słabiej -
wreszcie zupełnie o nim zapomnieli.
Ale przyszła katastrofa, która niezatartymi śladami odbiła się w
ich pamięci. Dotąd ją niezawodnie wspominają.
Stało się to w środku zimy, zima zaś była w owym roku bardzo
ostra.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]