[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko więcej informacji.
- Ona ma na imię U-Ma i tak się składa, że jest moją matką.
- U-Ma?
- Mniejsza z tym. Odwróciła się.
- Zaczekaj. Trzeba to zrobić dla dobra nauki. Chcę poznać, zrozumieć. Zrobiłem
wszelkie możliwe badania... U-My, biopsję, prześwietlenia... Ale nie dowiedziałem się
niczego o jej sposobie myślenia.
- Jej sposób myślenia zginął razem z całą rasą. Nic więcej nie musisz wiedzieć.
- Chcę przeprowadzić z tobą testy psychologiczne na iloraz inteligencji, cechy
osobowości...
- A potrafisz przeprowadzić test na samotność? Smutek? Bo nic innego ze mnie nie
zostało.
- No dobrze, niech będzie osiem miesięcy. Spróbuję zdążyć. Ember przyśpieszyła
kroku.
- Pół roku. To tylko sześć miesięcy, Ember. Zapłacę dwa razy tyle. Nawet się nie
obejrzała.
- Nie dbasz o pieniądze. W porządku. A na czym ci zależy? Na wiedzy? Na
zrozumieniu samej siebie? Swojej rasy?
Odwróciła się gwałtownie.
- Dowiedziałam się dzisiaj, że jestem prehistoryczną kobietą jaskiniową, że ludzie,
których miałam nadzieję odszukać, nie żyją od tysięcy lat, a z rodziny został mi tylko szkielet
matki. Nic na tym świecie nie może mi tego wynagrodzić. Masz jeszcze jakieś dobre
wiadomości?
Yute patrzył na nią bezradnie, bliski płaczu.
- Jak mam cię przekonać, że jesteś największym skarbem nauki?
- Nauka może mnie pocałować w mój kosmaty neandertalski tyłek. Wy, uczeni,
jesteście jak... Jak mózgi wyprane z uczuć. Nie zdajecie sobie sprawy z konsekwencji tego, co
robicie. Jak myślisz, co się stanie z moim życiem, jeśli świat dowie się o moim istnieniu?
- Ja...
- Wszyscy będą mieli zabawę po pachy: dowcipy o neandertalczykach, hamburgery a
la neandertalczyk, fryzury. Będą chcieli pokazywać mnie w talk show obok największych
wariatów.
Yute potrząsnął zdecydowanie głową.
- To, czego się dowiemy o tobie i twojej rasie, zostanie opublikowane w najlepszych
czasopismach naukowych.
- Takich jak National Enquirer 5. Westchnął i uniósł ręce w geście kapitulacji.
- No dobrze. Nie będę cię dłużej przekonywał.
- Auf Wiedersehen, doktorze Frankenstein.
- Chcę ci dać coś, co należało do twojej matki.
Ember zwolniła.
- Maleńki flet z kości ptaka. Powinnaś go wziąć.
Odwróciła się.
- Flet mojej matki?
- Tak. Znalazłem go w jej ubraniu. Jest śliczny, można na nim grać wysokie dzwięki,
jak na piccolo. Chodzmy do laboratorium.
Ember wzięła głęboki oddech. Miała ochotę ukryć się gdzieś i krzyczeć na całe gardło,
zapomnieć o wszystkim, rozpaść się, a potem pomyśleć, co robić dalej. Wyobraziła sobie
jednak matkę grającą bratu na flecie.
- No dobrze. Wezmę flet. Ale mam dość prania mózgu.
Weszli po schodach do laboratorium. Yute zbliżył się do szafki z eksponatami.
- Flet jest zrobiony z kości udowej łabędzia.
Ember wyczuła zapach silnego środka chemicznego. Czyżby konserwant?
Yute odwrócił się z niewielkim białym fletem w ręku, długości około dwudziestu
centymetrów, z czterema otworami o gładkich brzegach, co świadczyło o częstym używaniu
instrumentu. Ona umiała grać, pomyślała Ember, i jej gniew znów zamienił się w żal.
Podniosła instrument do nosa, choć wiedziała, że po upływie tylu tysięcy lat nie zdoła
odnalezć zapachu skóry matki.
Wzmógł się odór chemikaliów. Nagle Yute zakrył usta i nos Ember rękawiczką
nasączoną eterem. Gorzkie opary środka znieczulającego dostały się do płuc. Ember szarpnęła
głową i próbowała się wyrwać, lecz ogromna ręka Yute zacisnęła się jak macka ośmiornicy.
Chciała rzucić go przez biodro, ale zachwiała się na słabnących nogach. Zrobiło jej się
ciemno przed oczami i poczuła, że się gdzieś zapada.
5
National Enquirer - znany amerykański brukowiec
Rozdział 32
Ember rozejrzała się po wnętrzu chaty. Zciany zbudowane były z pni brzozowych, a
szpary uszczelnione szarą zaprawą. W kamiennym palenisku płonęły jodłowe szczapy
pachnące świeżą żywicą. Przez okno Ember widziała ośnieżony wierzchołek góry wznoszący
się nad stromym, porośniętym drzewami stokiem. Wyglądało na to, że chata stoi nad
szerokim wąwozem.
Ember próbowała rozpoznać zarysy odległej góry. Czyżby Mount Rainier? Jeśli tak, to
obóz dla dzieci niesłyszących był niedaleko.
W drodze do chaty, skrępowana, z zawiązanymi oczami, obijała się na jakimś
składanym wózku. Próbowała orientować się po zapachach, szukając jakiejś specyficznej
woni, która pozwoliłaby odgadnąć, gdzie się znajduje. Nie wyczuła jednak nic szczególnego;
tylko ślad mdłego zapachu środka odurzającego, rdzy i płótna wózka, a także potu Yute.
Wszystko to na tle świeżej woni lasu.
W pobliżu chaty Ember wywęszyła słodkawy zapach tysięcy ściętych pni obrośniętych
grzybami. Jakieś pięć, sześć lat temu drwale wyrąbali drzewa na pobliskich wzgórzach.
Odgadła, że Yute przywiózł ją samochodem, a potem wkroczył na stary szlak transportu
drewna. Chata, choć prostej konstrukcji, wydawała się jednak zbyt ładna jak na siedzibę
drwali, a żywica z płonących szczap pachniała świeżo. Ember oceniła, że dom zbudowano
kilka lat temu.
Kto jeszcze wie o tej chacie? - Zastanawiała się.
Yute przygotował dla Ember kolejny posiłek: kanapki z razowego chleba z masłem
orzechowym, jabłko i kilka czerwonych garpefruitów. Nie zjadła nic i nie odezwała się do
niego od momentu uprowadzenia, to znaczy od dwóch dni.
Leżała na grubym materacu z pianki. Nadgarstki miała skrępowane nylonową linką
alpinistyczną, lecz mogła poruszać rękami. Tą samą linką miała związane nogi. W dzień Yute
nigdzie się nie oddalał. Nocą, przed położeniem się spać, przywiązywał koniec liny do bolca
w kominku i zakładał na ręce Ember płócienny worek, który uniemożliwiał wykorzystanie
dłoni.
Nie wiadomo który raz zerknęła na węzły. Fachowa robota.
Yute otworzył drzwi nogą i wszedł do środka z naręczem drewna. Ułożył polana koło
kominka i dołożył jedno do ogniska. Miał na sobie gruby wełniany sweter; w rozgrzanym
powietrzu Ember wyczuwała zapach lanoliny.
Popatrzył w ogień.
- Kiedy byłem mały, mieszkaliśmy w Swift Fork. Pomagałem ojcu łupać drewno.
Wbijał klin, unieruchamiał kłodę, a ja stukałem w klin młotkiem. Po kilku uderzeniach kazał
mi odejść, brał w rękę topór i po chwili drewno pękało na połowy. Byłem bardzo dumny, bo
zdawało mi się, że to ja wykonałem najważniejszą część roboty.
Spojrzał na Ember.
- Aupałaś kiedyś drewno?
Odwróciła głowę. Westchnął głęboko i zapatrzył się znów w ogień. Wilgotne szczapy
syczały i trzaskały.
- Systemy złożone są z zasady nieprzewidywalne. Teoria chaosu. Czytałem o tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]