[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym jednak coś jest pomyślał wycierać się dyrektorskim ręcznikiem, otulać się
dyrektorskim szlafrokiem, grzać stopy w dyrektorskich wełnianych skarpetkach. Dwa
razy w miesiącu będę jezdzić na stację biologiczną po pensję i premię, nie do lasu, a
właśnie na stację, i nawet nie na stację, a do kasy, nie na spotkanie z lasem, nie na
wojnę z lasem, tylko po pensję i po premię. A rankiem, wczesnym rankiem będę tu
przychodzić i patrzeć z daleka na las, i rzucać w niego kamykami.
Krzaki za plecami rozchyliły się z trzaskiem. Pierec obejrzał się ostro\nie, ale to
nie był dyrektor, tylko znowu Domaroszczyner. Z grubą teczką w ręku zatrzymał się
nie opodal, patrząc na Piereca z góry na dół wilgotnymi oczami. Wyraznie coś
wiedział, coś bardzo wa\nego i przyniósł tu, nad urwisko, swoją dziwną, trwo\ną
nowinę, której oprócz niego nie znał nikt na świecie, i jasne było, \e wszystko, co
działo się do tej pory, nie ma ju\ \adnego znaczenia i ka\dy będzie musiał dać z
siebie wszystko, na co go stać.
Dzień dobry powiedział Domaroszczyner i ukłonił się, przyciskając teczkę
do biodra. Dzień dobry Jak się panu spało?
Dzień dobry odpowiedział Pierec. Dziękuję.
Wilgotność wynosi dzisiaj siedemdziesiąt sześć procent oznajmił
Domaroszczyner. Temperatura siedemnaście stopni. Bezwietrznie.
Zachmurzenie zero pięć stopnia. Zbli\ył się bezszelestnie, w postawie
zasadniczej pochylił tułów nad Pierecem i mówił dalej: Dablju dzisiaj jest równe
szesnastu&
Jakie dablju ? zapytał, wstając, Pierec.
Liczba plam szybko odpowiedział Domaroszczyner. Oczy zaczęły mu
biegać. Na Słońcu powiedział. Na S S Sło& zamilkł nagle, uwa\nie
patrząc Pierecowi w twarz.
A po co mi pan to mówi? zapytał Pierec nieprzyjaznie.
Proszę wybaczyć szybko powiedział Domaroszczyner. Więcej się nie
powtórzy. A więc na przyszłość tylko wilgotność, zachmurzenie, siła wiatru& hm&
i& o pozycjach planet te\ ka\e pan przestać meldować?
Niech pan posłucha powiedział Pierec ponuro. Czego pan chce ode mnie?
Domaroszczyner odstąpił dwa kroki i skłonił głowę.
Proszę mi wybaczyć powiedział. Mo\liwe, \e przeszkadzam, ale jest
kilka pism, które wymagają& \e tak powiem natychmiast& pana osobistej&
wyciągnął do Piereca teczkę jak pustą tacę. Rozka\e pan referować?
Wie pan co& powiedział Pierec groznie.
Tak, tak? zapytał Domaroszczyner. Nie wypuszczając teczki zaczął spiesznie
grzebać po kieszeniach, jakby szukał notesu. Twarz mu posiniała jakby z wysiłku.
Głupiec, co za głupiec, pomyślał Pierec, starając się wziąć w garść. Ale czego mam
po nim oczekiwać?
Głupio powiedział, opanowując się, na ile go stać. Jasne? Głupio i wcale
nie dowcipnie.
Tak tak powiedział Domaroszczyner. Pochylony, przytrzymując łokciem
teczkę przy biodrze, wściekle szybko pisał coś w notesie. Chwileczkę& Tak tak?
Co pan tam wypisuje? zapytał Pierec.
Domaroszczyner spojrzał na niego z przera\eniem i przeczytał:
Piętnastego lipca& czas siódma czterdzieści pięć& miejsce urwisko&
Niech pan posłucha, Domaroszczyner powiedział Pierec z rozdra\nieniem.
Czego, u diabła, chce pan ode mnie? Czego się pan bez przerwy za mną włóczy?
Mam tego dosyć! (Domaroszczyner pisał). Pańskie \arty są idiotyczne i szpiegować
mnie nie ma po co. Doprawdy wstyd, \eby dorosły człowiek& Niech pan przestanie
pisać, idioto! To głupie! Lepiej by się pan pogimnastykował albo umył, niech pan
popatrzy na siebie w lustrze! Tfu!
Palcami dr\ącymi z furii zaczął zapinać rzemyki sandałów.
To prawda, co mówią sapał \e wszędzie się pan kręci i zapisuje wszystkie
rozmowy. Myślałem, \e to takie głupie \arty się pana trzymają& Nie chciałem
wierzyć, w ogóle nie znoszę takich rzeczy, ale widocznie pańska bezczelność
przekroczyła ju\ wszelkie granice&
Wyprostował się i zobaczył, \e Domaroszczyner stoi w pozycji baczność , a po
twarzy spływają mu łzy.
Co się dzisiaj z panem dzieje? zapytał przestraszony Pierec.
Ja nie mogę& wymamrotał Domaroszczyner pochlipując.
Czego pan nie mo\e?
Gimnastykować się& Mam wątrobę& zaświadczenie& i myć się&
O mój ty Bo\e powiedział Pierec. Jak pan nie mo\e, to nie trzeba, tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]