[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To najcenniejsza rzecz w całym zbiorze. Przygotowujemy się do następnej wystawy. Dzięki
Bogu, że włamywacze nie zniszczyli tego eksponatu. - Obeszła kamień, by się upewnić. - Ma
ponad tysiąc sześćset lat.
- Ale co to jest? - dopytywał się Gray.
- To omfalos. Tłumaczy się to z greki potocznie jako pępek świata". W starożytnej Grecji
omfalos był uważany za punkt, wokół którego obraca się wszechświat. Istnieje wiele mitów i
historii z nim związanych. Przypisywano mu wielką moc.
- A jak muzeum go zdobyło? Kobieta wskazała głową na stół.
- Pochodzi z tych samych zbiorów co reszta. Wszystko wypożyczyliśmy z muzeum w
Delfach.
- Delf? Tam gdzie wyrocznia delficka przepowiadała przyszłość?
Spojrzała na Graya zdziwiona.
- Właśnie stamtąd. Omfalos stał w wewnętrznym sanktuarium świątyni. W najświętszym
miejscu.
- I to jest właśnie ten kamień?
- Nie. Muszę z przykrością przyznać, że to tylko replika. Aż do niedawna myślano, że to jest
oryginalny omfalos, opisany przez Plutarcha i Sokratesa. Zakon wyroczni delfickich powstał trzy
tysiące lat temu, a ten kamień ma zaledwie półtora tysiąca lat.
- A co z oryginałem?
- Zniknął. Nikt nie wie, co się z nim stało. Wyprostowała się i podeszła do kitla wiszącego na
haczyku koło drzwi. Zawiązała go w pasie, zdjęła identyfikator z bluzki i przyczepiła do klapy
kitla.
Dopiero wtedy Gray zwrócił uwagę na identyfikator. Widniało na nim zdjęcie i nazwisko pod
spodem.
POLK, E.
- Polk... - przeczytał z identyfikatora.
- Doktor Elizabeth Polk - przedstawiła się rozmówczyni. Graya zmroziło. Nagle zrozumiał,
dlaczego profesor przyszedł
właśnie w to miejsce.
- Czy zna pani przypadkowo niejakiego Archibalda Polka? Doktor Polk popatrzyła na Graya.
- To mój ojciec. A dlaczego pan pyta?
3
5 września 19.22
Waszyngton, D.C.
- Nie żyje?
Gray przysiadł na krawędzi skrzyni w muzealnym magazynie. Elizabeth Polk zapadła się w
fotelu, jakby się skurczyła. Nie uroniła ani jednej łzy, ale wyglądała, jakby zaraz miała się
rozpłakać.
- Słyszałam o strzałach na promenadzie - wymamrotała. - Ale nigdy bym nie pomyślała, że...
- Pokręciła głową. - Cały dzień przesiedziałam w piwnicach muzeum.
Gdzie telefony komórkowe nie mają zasięgu, pomyślał Gray. Painter wspomniał, że próbował
dodzwonić się do córki profesora. A ona przez cały czas była po drugiej stronie promenady.
- Bardzo mi przykro, że muszę panią o to spytać, Elizabeth - powiedział - ale proszę mi
powiedzieć, kiedy widziała się pani po raz ostatni z ojcem.
Z trudem przełknęła ślinę, powoli tracąc nad sobą kontrolę. Jej głos zadrżał.
- Nie... nie wiem. Może rok temu. Pokłóciliśmy się. O, Boże! Ile ja mu wtedy nagadałam... -
Przyłożyła dłoń do czoła.
Gray dostrzegł w jej oczach żałość i ból.
- Z pewnością wiedział, że pani go kocha. Przeszyła go spojrzeniem.
- Dziękuję za słowa pocieszenia. Ale przecież pan go nie znał, prawda?
Komandor wyczuł, że za tym wyglądem szarej myszki i mola książkowego kryje się twarda
kobieta. Na jej twarzy malowała się złość, ale Elizabeth Polk była zła na siebie, nie na niego.
Kowalski cofnął się w kąt sali, gdy sytuacja stała się niezręczna.
Gray wskazał ręką na blat stołu, na którym leżały rzędami ułożone greckie monety.
- Znalezliśmy przy nim jedną z tych monet. - Przypomniał sobie, co Painter opowiadał mu o
monecie. - To moneta z popiersiem Faustyny Starszej na awersie i świątynią delficką na rewersie.
Jej zrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. Wpatrywała się w miejsce, w którym ta moneta
niedawno leżała. Komandor podniósł rękę.
- On przyszedł tutaj, zanim go zastrzelono. Do pani biura.
- To nie jest moje biuro - wymruczała, rozglądając się dookoła, jakby szukała ducha swojego
ojca. - Zbieram materiały do pracy doktorskiej. Tak naprawdę to ojciec użył swoich znajomości i
załatwił mi staż naukowy w Muzeum Delfickim w Grecji. Wróciłam stamtąd przed miesiącem.
Doglądam tutaj instalacji wystawy. To ojciec wiedział, że ja tu teraz pracuję? Nie
przypuszczałam. Szczególnie że po naszej... - Machnęła ręką.
- Musiał jednak panią obserwować.
Kilka łez spłynęło jej po policzku. Szybko wytarła je rękawem kitla.
Gray dał jej chwilę na dojście do siebie. Rzucił okiem na Kowalskiego, który krążył wokół
omfalosa jak księżyc wokół planety. Gray wiedział, że ojciec Elizabeth też to robił. Tylko po co?
- Dlaczego mój ojciec tu przyszedł? - spytała ponownie Elizabeth. - Dlaczego zabrał monetę?
- Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne: zdawał sobie sprawę, że jest śledzony, że na niego
polują. - Oczyma wyobrazni zobaczył Polka ukrywającego się na obrzeżach w krzakach
promenady, wypatrującego kogoś z Sigmy. - Mógł wziąć tę monetę właśnie na wypadek, gdyby
go zamordowano. Brudną monetę łatwo pominąć podczas przeszukania ubrania. Ale znaleziono
by ją przy dokładniejszym przeszukaniu w kostnicy. Myślę, że chciał, by moneta przywiodła nas
tutaj. Przecież na pewno zgłosilibyście jej zaginięcie.
- Ale dlaczego miałby to robić? - spytała.
Gray przymknął powieki i zamyślił się głęboko; próbował postawić się w sytuacji Polka.
- Podejrzewam, że pani ojciec obawiał się rewizji. Miał coś, co chcieli odzyskać polujący na
niego ludzie.
To oczywiste.
Komandor wstał i w tym momencie poderwała się też Elizabeth. Omiotła spojrzeniem pokój,
ale tym razem nie w poszukiwaniu ducha. Zrozumiała wywód Graya. Poprawiła okulary na
nosie.
- Ojciec pewnie ukrył tutaj coś, czego szukali jego mordercy. Gray ruszył do półkolistego
kamienia, gdzie stał Kowalski.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]