[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w sarkofagu? Co go tutaj przy wlokło? Pozostał zaledwie sam szkielet i ścięgna. Wy glądało to jak,
jakby coś wy ssało z niego ży cie, krew, i zmumifikowało swoją ofiarę do takiej postaci. Cóż to
jednak mogło by ć? Jakaś żrąca substancja, może gaz, a może wstrzy knięty do ży ł jakiś
chemiczny związek. Może jakaś łatwopalna substancja?
Należało jak najszy bciej uciekać z tego przeklętego miejsca i powiadomić o wszy stkim
Ulianowa. Odwrócił się i właśnie wtedy posły szał odgłos, który momentalnie zmroził mu krew
w ży łach. Suchy szelest dobiegający z wnętrza sarkofagu, gdzie najwy razniej znajdował się
jeszcze ktoś inny. By ło jednak za pózno, by zrobić cokolwiek. Coś pochwy ciło go za tchawicę,
kościste palce wbiły się w jego gardło, odbierając oddech. Poczuł rozdzierający ból w trzewiach,
ktoś rozry wał, rozszarpy wał jego wnętrzności. Z przerażeniem uświadomił sobie, że ogarniają go
płomienie. Płonął cały niczy m ży wa pochodnia.
Jestem w piekle pomy ślał. Umieram, ponieważ nigdy nie powinienem tu wchodzić .
8.
Jakiś podejrzany dzwięk wy rwał starego majora z drzemki, a przy najmniej tak mu się
zdawało. Pokój zalany by ł łagodny m światłem poranka. Mimo uchy lonego okna z lasu nie
dochodził zwy czajny o tej porze dnia hałaśliwy świergot ptaków. Podniósł głowę znad
zalegający ch blat biurka notatek. Zmógł mnie sen pomy ślał. Przed nim leżało mnóstwo
zapisany ch kartek, poplamiony ch tu i ówdzie atramentem. Trudno mu by ło jednak ocenić, jak
wiele już udało się przelać na papier. Pisał aż do momentu, kiedy jego głowa opadła na blat,
a pióro wy sunęło się ze zmęczonej ręki. To, co w jego mniemaniu zostało już zapisane, stapiało
się jakby w jedną całość z koszmarem, który śnił podczas ty ch kilku godzin.
Wstał od biurka i podszedł do okna, chcąc zaczerpnąć haust świeżego powietrza. Jeden rzut
okiem na podwórze wy starczy ł, by przekonać się, że wy darzy ło się coś złego. Serce niemal
podeszło mu do gardła. Pies Alek leżał z oderwaną głową. Jego sierść by ła sczerniała, jak od
ognia. Przerażony Staszewski zbiegł po drewniany ch schodach, odsunął bary kadującą drzwi
szafkę, przekręcił zamek i wy padł na podwórze. Czuł, że w jego sercu wzbiera wielki gniew.
Przy padł do zwłok zwierzęcia i pogładził je czule. By ła tutaj, to nie ulegało wątpliwości. Takie
bestialstwo nie mogło by ć dziełem przy padku. Zadowoliła się zwierzęciem, trudno zgadnąć
dlaczego. By ć może Alek zginął zamiast niego. Z jakiegoś powodu nie doszła jeszcze do domu.
Niewy kluczone, że jest jeszcze słaba.
Musiało więc nadejść to, czego obawiał się przez te wszy stkie lata niebezpieczna granica
znów została przekroczona. Uśpione zło przebudziło się, opuściło podziemne czeluście, do który ch
nie dochodzi światło dnia. Nie można by ło wy kluczy ć, że tajemniczy wojskowi znów odwiedzili
podziemia, ty m razem ze znacznie gorszy m skutkiem niż poprzednio. Możliwe, że uży li silny ch
materiałów wy buchowy ch. Mógłby pójść na miejsce i sprawdzić, choć wiązało się to
z ogromny m ry zy kiem i najprawdopodobniej skończy łoby się jego śmiercią, a i tak nic by to
pewnie nie dało. Jak to jest powiedziane w ty ch stary ch pismach? Niczy m burza w polu, ogień
w stercie drewna, wiatr, co wy wraca największe drzewa .
Dlaczego spalił pan tego psa? Posły szał nagle za plecami jakiś głos.
Odwrócił się gwałtownie. Na podwórku stała może dziesięcioletnia dziewczy nka, z włosami
upięty mi w dwa kucy ki. Tkwiła tam nieruchomo i wpatry wała się w niego, trzy mając w rękach
sfaty gowanego pluszowego królika. Jej skry te za okularami oczy wy dawały się w tej chwili
dwukrotnie większe, niż by ły w rzeczy wistości. Tak, teraz sobie przy pomniał. Miała na imię Alicja
i mieszkała w Kęszy cy Leśnej przy rozstaju dróg. Chy ba wiedział nawet, w który m domu.
Nie spaliłem go odparł zmieszany.
Aha. A czemu pies się spalił?
Nie spaliłem go powtórzy ł. Spalił go odwieczny ogień.
Aha. Dziewczy nka ze zrozumieniem pokiwała głową. Czy li ten ogień jest bardzo zły ?
A panu jest teraz pewnie bardzo smutno?
Major poczuł się nagle zmęczony i, co tu ukry wać, strasznie stary. Jeśli mała powie komuś
o ty m, co widziała, mogą czekać go kłopoty. I tak cieszy ł się w okolicy wątpliwą sławą odludka
i dziwaka. Teraz jeszcze zrobią z niego sady stę. Obrońcy praw zwierząt dobiorą mu się do skóry.
Przy jedzie policja. Będzie musiał odpowiedzieć na wiele trudny ch py tań.
Podszedł do dziewczy nki.
Tak, jest mi smutno. To by ł mój ostatni przy jaciel. Westchnął. Co tu robisz?
No więc tak& odparła rzeczowo. Wy szłam z domu, bo chciałam nazbierać trochę
trawy dla Mimi. Wy konała znaczący ruch rękami, dając majorowi do zrozumienia, że chodzi
o pluszowego królika. Ale potem zmieniłam zdanie. Mimi jest już duży. Sam sobie znajdzie
trawę, jeśli przy jdzie mu na to ochota.
Czy Mimi jest chłopcem czy dziewczy nką? zapy tał ostrożnie major Staszewski.
Alicja wzruszy ła ramionami.
Raz jest chłopcem, a raz dziewczy nką. A czasem to po prostu ono.
Ono, czy li trzecia płeć.
Nie ma czegoś takiego jak trzecia płeć. Ja tak sobie to ty lko wy obrażam.
Ależ jest. Mimowolnie się uśmiechnął. W Indiach. Przedstawiciele tej trzeciej płci
to jakby kobiety i mężczy zni w jedny m. %7ły ją otoczeni wielkim szacunkiem.
Skąd pan to wie? By ł pan kiedy ś w Indiach?
Nie by łem. Ale wiem o nich znacznie więcej, niż chciałby m odparł major.
Alicja przy taknęła z absolutny m zrozumieniem.
Odprowadzę cię teraz do twojego domu powiedział. Nie mogę pozwolić, żeby stała
ci się jakaś krzy wda. Poczekaj tu na mnie chwilę i nigdzie nie odchodz, zrozumiałaś? Zaraz
wracam.
Boi się pan, że w lesie jest ogień, który pali psy ?
Tak, z grubsza mówiąc, coś w ty m rodzaju odparł.
Chciał dodać coś jeszcze, ale ugry zł się w języ k. Lepiej będzie, jeśli mała nie dowie się za
wiele. Pochwy cił wielki worek wiszący na wbity m do ściany domu haku. Zwy kle służy ł mu do
przechowy wania drewna na opał, teraz jednak by ł pusty. Podszedł i nakry ł nim to, co pozostało ze
zwierzęcia. Nie chciał, by dziewczy nka przy glądała się zmasakrowany m szczątkom. Musiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]