[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tchórz, podczas gdy Zak jest wspaniałym chłopakiem. Meredith postanowiła, że zignoruje
docinki siostry. Miała nadzieję, że jeżeli nic nie odpowie. Tiffany zmieni temat.
Ale tak się nie stało.
- Nie wierzysz mi. prawda? - nalegała. - A powinnaś. Uwierz mi. Meredith. to jest
początek końca waszego związku. Na pewno już planuje, jak się z tobą rozstać. Tak samo jak
Eric.
- Tiffany, czy możesz się zamknąć? - Meredith westchnęła. - Nasz związek jest
zupełnie inny. Oglądaj telewizję, dobra?
- Zwietny pomysł - zgodziła się Tiffany. - Popatrz na to. To tylko potwierdzi moje
słowa. - Wskazała na ekran, na gwiazdę rocka. Johnniego Johna, ubranego w czarną skórę. Na
szyi miał kilka srebrnych łańcuchów i siedział na ogromnym motorze. Zpiewał o radości
związanej z jazdą po szerokich drogach, o miłości do swojego motoru i wolności, którą mu
daje. Piękne, zgrabne dziewczyny tańczyły dookoła niego, ale on zdawał się w ogóle ich nie
zauważać.
- Spójrz na wszystkie te dziewczyny - mówiła dalej Tiffany. - Są cudowne, prawda?
Ale jedyną rzeczą, na której zależy Johnniemu, jest jego motor. Założę się, że tak samo będzie
z Zakiem, kiedy tylko kupi samochód.
Meredith miała tego dość. Skoczyła na równe nogi i pobiegła do kuchni.
- Idę po popcorn - powiedziała, zanim zniknęła za drzwiami. - Chcesz trochę?
- Spójrz prawdzie w oczy, Meredith - krzyknęła za nią Tiffany. - Olivia miała
szczęście, że spotkała Michaela. On jest w porządku, ale większość mężczyzn to gady.
Meredith pojawiła się w pokoju z prędkością błyskawicy. Trzasnęła drzwiami, po
czym oparła ręce na biodrach.
- Ale nie Zak - wycedziła przez zęby. - Olivia nie jest jedyną kobietą na świecie, której
udało się spotkać właściwego mężczyznę. Ja też jestem szczęśliwa, ponieważ kocham Zaka, a
on kocha mnie.
Tiffany popatrzyła na nią ze współczuciem.
- Biedna Meredith! Tak wiele musisz się jeszcze nauczyć.
- Sama zrób sobie popcorn - odparła Meredith. - Ja idę do łóżka!
ROZDZIAA 6
W niedzielę rano Meredith postanowiła zająć się ślubną suknią Olivii. Najpierw
delikatnie odpruła stanik, a potem poszerzyła go trochę i spięła szpilkami. Następnie
przedłużyła spódnicę. Kiedy ostatniego wieczoru Olivia mierzyła suknię, okazało się, że jest
trochę za ciasna i o centymetr za krótka. Pani Miller sfastrygowała materiał, ale do Meredith
należało wykończenie całości.
Nieco pózniej Meredith schowała suknię w pokoju Olivii i zeszła na dół. Cała rodzina
zebrała się w salonie, żeby omówić sprawy związane ze ślubem. W kilku ważnych kwestiach
Olivia nie zgadzała się z Michaelem. jednak za każdym razem potrafili dojść do
porozumienia. Meredith przysłuchiwała się im zafascynowana. Była pod wrażeniem, bo
młodzi nie kłócili się, nie wrzeszczeli na siebie, tak jak jej rówieśnicy, tylko dyskutowali,
negocjowali, żeby na koniec osiągnąć kompromis.
Chyba właśnie na tym polega miłość, pomyślała Meredith. Przyglądała się uważnie
swojej najstarszej siostrze i zachwycała się, jak bardzo jest rozważna. Zastanawiała się
również, czy ona i Tiffany też takie będą, kiedy dorosną.
Po lunchu narzeczeni pojechali na uniwersytet. Po ich wyjezdzie Tiffany zwróciła się
do Meredith.
- Cieszę się, że nas odwiedzili, i bardzo miło spędziłam z nimi czas. Ale teraz, kiedy
już ich z nami nie ma, odetchnęłam z ulgą.
- Wiem, co masz na myśli - zgodziła się pani Miller. - Jestem wyczerpana, a to
dopiero początek. Muszę wykonać miliony telefonów, zająć się drukowaniem zaproszeń, po-
szukać wszystkich adresów, żeby nikt nie został pominięty. Muszę kupić sobie sukienkę, a do
tego założę się, że Olivia nawet nie pomyślała o sukienkach dla was. W końcu macie być
druhnami. I oczywiście wszystko spadnie na moją głowę. - Wzięła do ręki kubek z kawą i
westchnęła. - Olivii wydaje się, że sprawy same się ułożą, ale w rzeczywistości nic nie jest
takie proste. Ktoś musi zająć się organizacją.
- A oprócz tego państwo Feniellos przyjadą do nas na Zwięto Dziękczynienia - dodał
pan Miller. - Czy Michael ma dużą rodzinę?
- Nie. Będzie ich tylko czworo, on, jego rodzice i młodszy brat John - odparła pani
Miller. - Będzie trochę tłoczno, ale jakoś damy sobie radę. Szczerze mówiąc, nie mogę się
doczekać, kiedy ich poznam.
Meredith spojrzała na zegarek i zobaczyła, że dochodzi pierwsza po południu.
Wiedziała, że przez ostatnie dwa dni Zak pracował bez ustanku i na pewno będzie chciał
dłużej pospać, ale postanowiła, że mimo wszystko zadzwoni do niego.
- Idę do pokoju obok. żeby zadzwonić - powiedziała, po czym wyszła z kuchni.
Meredith znała numer Zaka na pamięć, więc wykręciła go czym prędzej i już po
chwili usłyszała głos po drugiej stronie słuchawki.
- Halo?
Meredith pomyślała, że to na pewno młodszy, przyrodni brat Zaka.
- Cześć, Cody - powiedziała. - Czy jest Zak?
- Tak - odparł chłopiec.
Meredith poczekała chwilę, ale w końcu zdała sobie sprawę, że Cody nadal jest na
linii.
- Czy możesz poprosić go do telefonu? - zapytała.
- OK. - Usłyszała, jak słuchawka z hukiem upada na podłogę, a potem rozległ się
krzyk Cody'ego. - Zak! Telefon! To dziewczyna!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]