[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ja...  zająknął się chłopiec.  Mnie wydaje się to bardzo dziwne i za
gadkowe, jakby z powieści sensacyjnej. Nie bardzo chce mi się wierzyć. Ale
skoro
szef wiedział, gdzie znajduje się zakopana puszka, to może... może to
prawda 
dokończył i wzruszył ramionami.
Tolek przejechał palcami po krótko ostrzyżonych włosach.
 Czy to prawda?  zastanowił się  Na to pytanie sami będziemy
musieli
znalezć odpowiedz.
Jeszcze raz zapalił latarkę, oświetlił tajemniczy list, odwrócił go, nagle rado-
śnie zawołał:
 Jest adres.
62
 W takim razie jesteśmy w domu  powiedział spokojnie Filipek.
Na odwrocie listu, w rogu kartki, widniał dopisek:
Ulica Stanisława Augusta 12
 Wiecie, gdzie jest ta ulica?  zapytał Tolek.
 Jasne  ucieszył się Filipek  to za stadionem AZS-u. Niedaleko stąd.
Możemy zaraz tam się walnąć. Na co j czekać.
 Spokojnie  zastopował go Tolek.  Trzeba wszystko dobrze obmyślić.
Nie możemy działać bez namysłu. Najważniejsze są dobre informacje. Bez
infor
macji będziemy chodzili jak ludzie z zawiązanymi oczami.
 Grunt to dobry wywiad  potwierdził stanowczo Cegiełka.
 Masz rację  skinął mu głową Tolek Banan.  Trzeba przede wszystkim
sprawdzić, czy ten dom istnieje i do kogo należy. Bo jeśli go nie ma, to
ktoś nas
solidnie nabrał.
 A jeżeli jest  dodał Filipek  to będziemy jego właścicielami.
Szef uderzył dłonią w skrzynię.
 Nie cieszcie się, bo jeszcze nic nie wiadomo. Powtarzam, trzeba działać
bardzo ostrożnie, żeby nie było generalnej klapy. Proponuję, żeby wywiad zrobili
Cegiełka i Karioka.
 Zawsze Cegiełka  powiedział Cygan.
Szef łypnął na niego.
 Ty, artysta, na ciebie też przyjdzie kolej.
 A co my będziemy robili?  zapytał Filipek.
 Pójdziecie po obiedzie na działkę, pięknie splantujecie grunt i zrobicie
grządki...
 Eee...  westchnął żałośnie Filipek.  Nie wystarczy, żeśmy przekopali?
 Nie wystarczy. Nie możemy zostawić rozbabranej roboty. Jeszcze ktoś by
się do nas przyczepił. Musimy działać rozważnie  powiedział z
naciskiem. 
Fuszerki nie zniosę.
Była godzina piąta po południu, kiedy Karioka z Cegiełką znalezli się na ulicy
Stanisława Augusta.
Nad miastem wisiało przymglone niebo. Drzewa stały bez ruchu, zwarzone
i przywiędłe. Nad Grochowską krążyło stado gołębi. Zdawało się, że to obłok
szybuje nad dachami  raz niżej, raz wyżej, połyskując przesłonecznioną bielą.
Dziwna to była ulica; niby warszawska, wielkomiejska, a jednak przypomina-
jąca fragment małego miasteczka. Z jednej strony wysokie topole stały jak zielone
63
świece, z drugiej ciągnęły się puste pola i urwiska. Gdzieniegdzie sterczał płot,
a za płotem w rozsypce budy, baraki, gołębniki i szopy. Cegiełka rozejrzał się
dokoła.
 Klops z marmoladą  powiedział zawiedziony.  Na tej ulicy nie znaj
dziemy porządnego domu.
 I w ogóle  podjęła Karioka  gdzie ten numer dwunasty? Przecież tu
straszliwe pustkowie. Coś mi się wydaje, że tym razem ktoś z nas zrobił
potężnego
balona.
 Możliwe, ale niedoczekanie jego. Szef nie pozwoli strugać z siebie wariata.
 Słuchaj  zagadnęła  jak myślisz, czy ten list w puszce jest prawdziwy?
 A kto by się wysilał dla hecy na taką zagadkową literaturę.
 Okropnie to wszystko dziwne.
 Dziwne i tajemnicze  stwierdził filozoficznie. Chciał jeszcze coś dodać
na temat znalezionego listu, gdy właśnie ujrzał betonowe ogrodzenie, a
za ogro
dzeniem na niskim słupku tabliczkę z napisem:
Ul. Stanisława Augusta 12
WAAZCICIEL NORBERT MAUER
 Jest!  zawołał szarpiąc Kariokę.  Powiedz, czy nam się zdaje, czy to
naprawdę numer dwunasty?
 Numer jest, ale gdzie dom?
 Jeżeli numer jest, to i dom się znajdzie.
Przed nimi ciągnęło się wysokie ogrodzenie z betonowych segmentów, a za
ogrodzeniem istna dżungla: zdziczałe krzewy bzu i jaśminu, drobnolistne akacje,
czarny bez, kilka świerków i skłębione chwasty. Domu nie było widać.
Po chwili doszli do miejsca, gdzie niegdyś była brama wjazdowa i furtka,
a obecnie z połamanych słupków betonowych sterczały jedynie żelazne pręty. Od
tego miejsca w głąb zielonej dżungli prowadziła wąska, zarosła trawą ścieżka.
 Walimy  wyszeptał cicho Cegiełka.
Nie czekając na odpowiedz, ruszył w głąb posesji. Miał takie uczucie, jak-
by wybierał się w daleką wyprawę, a każdy krok groził, niebezpieczeństwem.
Szedł wolno, rozglądając się bacznie na wszystkie strony. Zcieżka przecinała pole
dojrzałych ostów i żarnowca, a potem ginęła nagle w wybitym w zieleni tunelu.
Trzeba było schylać się, żeby przebrnąć przez ten warszawski busz.
Naraz, gdy tunel się skończył, ukazał się piętrowy dom. Z daleka wyglądał
jak kamienna twierdza wyrastająca z zarośli. Tkwiła na podmurówce z polnego
kamienia. Zciany miał szare z nieotynkowanych pustaków. W murze, niby oko
Cyklopa połyskiwało szybami jedno okno. Drugie było puste, zabite deskami. Do
wnętrza prowadziły drzwi wiszące na jednym zawiasie, a przed drzwiami dwa
64
betonowe stopnie i betonowy taras zarośnięty już zupełnie chwastami. Na
tarasie wygrzewał się w słońcu wielki, rudy kot. Cegiełka zatrzymał się.
 Pustelnia, niech mnie drzwi ścisną  wyszeptał zdumiony.
Karioka podeszła do niego.
 Czy tu ktoś mieszka?  zapytała wylękniona.
 Jeżeli jest kot, to i może człowiek się znajdzie.
 Aż strach na to patrzeć.
 Nie łam się  uśmiechnął się chłopiec.  Jeżeli wyjdzie jakiś duch, to
w nogi, i cześć.
Zanim wypowiedział te słowa, w ciemnej czeluści za drzwiami coś zamaja-
czyło. Po chwili w drzwiach ukazała się drobna postać kobiety. Cegiełka
szarpnął dziewczynę za łokieć.
 Karioka, toż to pani Tułaj owa. Skąd ona tu się wzięła?
 Jaka pani Tułaj owa?
 No, wiesz, mój kurator. Pewno przyszła tutaj nakarmić tego rudego kota.
Tymczasem kobieta wyszła na taras taszcząc z trudem wiadro pełne wody.
Postawiła wiadro na schodkach i zniknęła w środku budynku.
 Dobra jest, mamy przynajmniej zahaczenie  ucieszył się Cegiełka.
 Co ona tu robi?
 A bo ja wiem? To nieważne. Grunt, że można zasięgnąć języka. Dowiemy
się co i jak.
 Dobrze, ale co powiesz? Przecież nie spadłeś z nieba. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl