[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie powinien się niepokoić, a jednak...
A co do mojego spokoju kontynuowała, wciąż spoglądając na niego kusząco,
z uśmiechem na twarzy. Biorąc pod uwagę popołudnie, które spędziliśmy...
Masz rację. Rozpromienił się.
Ze szczerością wymalowaną na twarzy dodała:
Przy tobie czuję się, jakby nikt ani nic nie mogło zakłócić tego pięknego,
małego świata.
Angel... westchnął.
Doskonałego świata.
Chciał jej powiedzieć, że żaden świat nie jest doskonały. Chciał przypomnieć, że
przecież ona nie pamięta nic z przeszłości, a dwóch facetów depcze jej po piętach.
Ale w tej chwili, gdy patrzył w wypełnione pragnieniem oczy, ostatnią rzeczą, o
której myślał, była rozmowa.
Wyciągnęła do niego rękę.
Odłóż pistolet i chodz do łóżka. Tęsknię za tobą.
Spodziewał się, że te słowa podziałają na niego jak miód. Z bronią przy boku
ruszył w jej stronę, gotów ją przytulić.
Jednak ledwo zrobił jeden krok, coś zaszeleściło za jego plecami, ukryte w
wysokiej trawie. Dan odwrócił się błyskawicznie, uniósł pistolet i z palcem na
spuście krzyknął:
Nie ruszaj się!
Angel westchnęła.
Dan dostrzegł spłoszoną rodzinę zajęcy, które jak najszybciej oddaliły się w
kierunku lasu. Przeklął i wetknął broń za pasek dżinsów.
Chyba tracę zmysły.
Nie. Poczuł jej ciepło, nim zorientował się, że oplata go rozgrzanymi
ramionami. Nie zwariowałeś. Po prostu wspaniale się o mnie troszczysz.
Mało nie strzelałem do zajęczej rodziny, Angel.
Ale nie zrobiłeś tego. Wiem, że byś tego nie zrobił.
Odwrócił się i, obejmując ją w talii, przyciągnął do siebie.
Stała na ganku, wyżej od niego. Położył głowę na jej piersiach. Nigdy by tego nie
przyznał, ale jej obecność sprawiała, że też czuł się bezpieczniej.
Zorientował się, że ona drży.
Zmarzłaś.
Wszystko dobrze.
Znów tylko dobrze. Zaśmiała się cicho.
Znam miejsce i sposoby, by znów mnie rozgrzać.
Spojrzał na nią.
Tak? A gdzie to jest?
Jej śmiech rozbrzmiewał coraz głośniej. Sięgnęła za plecy i przeniosła dłonie
Dana z talii na pośladki.
Jeżeli już koniecznie musisz kogoś dopaść...
Z jego ciałem działo się to, co zwykle, gdy był blisko niej. Przyciągała też całą
uwagę. Szef zawsze go przed tym ostrzegał. Zbyt osobiste angażowanie się w
sprawę...
A Angel była jego sprawą.
Zabierz mnie do łóżka, Dan.
Już wkrótce rzeczywistość rozdzieli ich i pochłonie każde z osobna. Ale nie tej
nocy.
Dla pani jestem zastępcą szeryfa. Skinął głową i przerzucił ją sobie przez
ramię. Weszli do środka, zostawiając za sobą jej perlisty śmiech, rozpływający się
pod rozgwieżdżonym niebem w chłodnym, górskim powietrzu.
Biedny Rancon. Musi dzwigać na grzbiecie dwie osoby.
Dan zaśmiał się wesoło.
Wierz mi, Angel. Po tak długim czasie spędzonym w stajni na pewno chętnie się
porusza. Poza tym, to dobre ćwiczenie dla jego nogi.
Jakby na potwierdzenie słów swojego pana, czarny ogier parsknął i przyspieszył
na górskiej, prowadzącej w dół ścieżce.
Trzymaj się mocno, Angel.
Obejmując go w pasie, przylgnęła piersiami do jego pleców.
Tak jest, proszę pana.
Proszę pana? To mi się podoba.
W takim razie już więcej tak nie powiem zażartowała.
Dlaczego?
I tak jesteś już zbyt pewny siebie.
Spojrzał przez ramię płomiennym wzrokiem.
Przepełniała ją radość. Czuła to za każdym razem, gdy patrzył na nią namiętnym
wzrokiem.
Możemy wrócić do chaty zaproponowała.
Jeszcze nie. Dan posłał jej grozne, pełne obietnic spojrzenie, potem odwrócił
się, by móc obserwować drogę. Cierpliwości, Angel. Najpierw jedna przejażdżka,
potem dopiero następna.
Cathy udawała poruszoną.
Co ty mówisz?
Mam więcej podobnych powiedzonek.
Nie wątpię. Kto cię nauczył takich wulgarnych rzeczy?
Chłopaki z biura. Mają na mnie zły wpływ.
Wstyd. Zaśmiała się.
Nie wszyscy z nich są zli, wierz mi.
Nie?
W obecności żon i dzieci są aniołami.
Dobrze wiedzieć.
Przez chwilę dobiegały do nich tylko odgłosy natury i, oczywiście, Rancona.
Cathy uwielbiała jezdzić konno. Jednak przejażdżka z Danem była zupełnie nowym
doświadczeniem.
Na niebie chmury raz po raz zakrywały słońce, chłodząc powietrze wokół nich.
Ta atmosfera sprzyjała pytaniu, które zadał Dan:
Myślisz, że masz dzieci, Angel? Oczywiście nie biologiczne, ale może
adoptowane.
Jej serce przyspieszyło, gdy Rancon przeskoczył ponad zwalonym drzewem. Po
pierwsze dlatego, że zawsze marzyła o gromadce dzieci. Ale bez męża, a nawet bez
najbardziej mglistej szansy posiadania go... cóż, musiała odłożyć to na pózniej. Po
drugie, z zupełnie nowej przyczyny. Oczami duszy ujrzała dziecko z fiołkowymi
oczami matki i wspaniałą odwagą ojca.
Nie, nie sądzę. A ty myślisz, że masz żonę?
Nie prychnął.
Zaśmiała się.
Nie należysz do tych, którzy się żenią, prawda?
Nigdy nie myślałem o sobie w ten sposób. Kiedyś byłem nawet zaręczony.
Wydała z siebie ledwo słyszalne westchnienie, znów zaskoczona przez tego
nieprzewidywalnego mężczyznę.
Naprawdę?
Tak.
Dawno?
Cztery lata temu.
Wyczuła zmianę jego tonu, ale powstrzymała się od zadania setek pytań.
Stwierdziła, że odpowiedzi na nie mogłyby być zbyt bolesne, wzbudziłyby w niej
nieznośną zazdrość lub, co gorsza, mogłyby wpłynąć na ich stosunki.
Droga, którą zdecydowała się wybrać, nie była pozbawiona emocji, ale
zdecydowanie stanowiła mniejsze zło.
Chciałeś mieć dzieci? Chcesz je mieć?
Uwielbiam dzieci. Są wspaniałe powiedział Dan wymijająco.
Niezły unik.
Westchnął ciężko.
Warunki, w których dorastałem, nie były sprzyjające do ukształtowania
właściwego modelu rodziny.
%7ładne warunki nie są doskonałe. Nad nimi pojawiło się jeszcze więcej
kłębiastych chmur. Odgradzały ziemię od słonecznego ciepła.
%7ładne dziecko nie zasługuje na takiego ojca, Angel.
Dan, to niedorzeczne...
Mówię poważnie. %7łyję z uganiania się za bandytami, z półautomatyczną bronią
w dłoni, większość czasu spędzam w drodze.
To twoja praca.
Nie szukam stabilizacji.
Nagłe zerwał się wiatr, zsyłając z nieba pierwsze krople deszczu.
Przez to, co stało się przed czterema laty?
Przez to, kim teraz jestem.
A kim jesteś, Dan?
Jestem samotnikiem warknął. Do cholery, Angel. Wiesz, że nie cierpię tych
wnikliwych pytań.
Szczególnie że nie oferujesz nic w zamian.
Nie uległa jego frustracji. Wyćwiczona w kontaktach z ludzmi pod wpływem
emocji, zawsze dążyła do złagodzenia sytuacji.
Już dobrze, Dan.
Dobrze? Tak po prostu? %7ładnych kłótni?
%7ładnych kłótni. Nie będę zmuszała cię do odpowiadania na trudne pytania.
Jeżeli w przyszłości będziesz chciał się ze mną czymś podzielić, inicjatywa należy do
ciebie.
Wprawiła go w osłupienie.
Przysięgam, że nigdy przedtem nie spotkałem nikogo takiego jak ty, Angel.
Czy to komplement?
Tak.
Dziękuję.
Myślę, że jesteś niezłą dyplomatką. Spojrzał na nią przez ramię, unosząc brwi.
Zdobyła się na niepewny uśmiech.
Wszystko jest możliwe.
Mżawka szybko zamieniła się w ulewę. Chmury całkowicie przesłoniły słońce.
Pogoda się psuje zauważył Dan, spoglądając w niebo i zasłaniając sobie twarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]