[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Brett odetchnął z ulgą, wysiadł z auta i
energicznymkrokiempodszedł do samochodu.
- W samą porę - warknął, otwierając drzwi. -
Gdzieś tybyła? Czekamtuod pół godziny.
Elena, bez pośpiechu, sięgnęła potorebkę i teczkę i
Anula & Romusia
us
o
l
da
n
a
sc
dopiero wtedy ze słodkim uśmiechem spojrzała mu w
twarz.
- O, chyba jesteśmy nie w humorze. Odepchnęła go
lekko, wysiadła z wozu, sprawdziła zamek i skierowała
się dowindy.
- Awięc? - spytał ze złością, idąc za nią.
- Co: więc? - odpowiedziała pytaniem, wciskając
guzik windy i nucąc pod nosem jakąś beztroską
melodyjkę.
- Martwiłem się o ciebie... że coś ci się stało... -
Brett nie mógł uwierzyć, że pozwala tak się wodzić za
nos.
- Nic mi się nie stało - skwitowała z uroczym
uśmiechem.
Brett starał się nad sobą panować, ale mimo to
mówił coraz głośniej.
- Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale tylko
automatyczna...
- Ach, więc to byłeś ty. Trzeba było zostawić
wiadomość.
Złapał ją wpół i przyciągnął do siebie.
- Do cholery! - zniżył głos, bo winda
zasygnalizowała właśnie siedemnaste piętro. -
Zmiertelnie mnie przestraszyłaś. Proszę, nie rób tego
więcej.
Anula & Romusia
us
o
l
da
n
a
sc
Odprowadził ją do sali konferencyjnej, a w chwilę
potemzapukała Fiona.
- Panie Connelly, przyszła pani Anderson. Była
umówiona z detektyw Delgado. Czy mam ją
wprowadzić?
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Elena
zwróciła się do Fiony:
- Proszę dać mi jeszcze pięć minut, dobrze? Potem
niech wejdzie.
Kiedy Fiona zamknęła drzwi, Elena podeszła do
Bretta i, uśmiechając się, poprawiła mukrawat.
- Dzisiaj kończę przesłuchania w Connelly Tower.
Może więc skończą się twoje niepokoje.
Brett poczuł, że ziemia usuwa mu się spod nóg, a
żołądek zaciska w bolesny węzeł. Cały czas odsuwał
od siebie tę myśl. Nie wyobrażał sobie, jak będzie
mógł zacząć dzień ze świadomością, że nie ma jej w
pobliżu.
- Pózniej porozmawiamy - uciął. - Masz jakieś
plany na wieczór?
- Raczej nie.
- To dobrze. - Pocałował ją w czubek nosa. -
Może spotkamy się u mnie o siódmej? Przygotuję
wyśmienitą lasagne z jarzynami.
- Którą dostarczą pracownicy restauracji Maria,
Anula & Romusia
us
o
l
da
n
a
sc
tak? - roześmiała się.
- Pozdrowię go od ciebie - rzekł, robiąc niewinną
minę.
Przywitał się uprzejmie z Jennifer Anderson, która
właśnie stanęła w drzwiach i, puszczając do Eleny
oczko, zniknął wkorytarzu.
- Cieszę się, że mogła pani przyjść. - Elena
powitała przystojną blondynkę uściskiem ręki. -
Wierzę, iż nie ma mi pani za złe, że rozmawiamy tutaj,
a nie wrezydencji Lake Shore.
- Ależ nie - odpowiedziała Jennifer. - Dzięki temu
mogłam więcej czasu spędzić z moją córeczką, zanim
zawiozłamją do żłobka.
- W jakim jest wieku? - zapytała Elena, wskazując
miejsce przystole.
- Ma osiemnaście miesięcy - odpowiedziała
Jennifer z dumą. - Apani dzieckokiedysię urodzi?
- W sierpniu. Ale skąd pani wie? - zapytała
zaskoczona Elena.
- To się czuje. Emanuje z pani taka niezwykła
energia...
- Och! - zarumieniła się Elena. - Aż tak to widać?
Jennifer skinęła głową.
- Co by pani chciała: chłopca czy dziewczynkę?
Elena uśmiechnęła się z rozmarzeniemi położyła rękę
Anula & Romusia
us
o
l
da
n
a
sc
na brzuchu.
- Dziewczynkę.
- Ja też od początku pragnęłam mieć dziewczynkę
- powiedziała Jennifer i opuściła wzrok. - Naturalnie,
mój mąż wolałbychłopca.
Elena znała tragiczną historię Jennifer i jej męża,
który był oficerem policji. Zginaj podczas obławy na
dealerównarkotyków.
Osobiście go nie znała, ale wzięła udział w
pogrzebie, podobnie jak większość kolegów z policji w
Chicago.
- Trzyma się pani jakoś? - zapytała Elena,
współczująco dotykając zaciśniętychdłoni Jennifer.
Młoda kobieta westchnęła głęboko i spojrzała
Elenie woczy.
- Nie jest łatwo samotnie wychowywać dziecko -
powiedziała, ważąc słowa. - Nie ma z kim dzielić
zmartwień i trosk. Nigdy wcześniej nie wyobrażałam
sobie, ile wysiłku i uwagi trzeba takiemu małemu
dziecku poświęcić.
Elena nie wiedziała, co odpowiedzieć. To, co
mówiła Jennifer, zabrzmiało jak ostrzeżenie.
- Na pewnolekkonie jest.
- Ale najtrudniej... - Oczy Jennifer wyraznie
posmutniały - ... kiedy muszę zostawić Sarę i iść do
Anula & Romusia
us
o
l
da
n
a
sc
pracy... Proszę mnie zle nie zrozumieć. Bardzo dobrze
pracuje mi się u pani Connelly, ale przez cały czas
mam świadomość, że coś mnie omija.
- Pewnie ma pani na myśli to, że małe dziecko
wciąż się czegoś nowego uczy. Stawia pierwsze
kroczki i tak dalej - ze zrozumieniem podpowiedziała
Elena.
Jennifer pokiwała głową.
- Dla małego dziecka pierwsze wrażenia są
najważniejsze. Ale przepraszam, widzę, że pani
posmutniała. Upani na pewnobędzie zupełnie inaczej.
Elena uśmiechnęła się niepewnie.
- Bardzo bym już chciała zostać mamą, ale zanim
to nastąpi, muszę jeszcze rozwiązać parę spraw.
Rozmowa z Jennifer dała Elenie wiele do myślenia,
ale wszelkie rozważania odłożyła do czasu, kiedy
wróci do domu.
Tymczasem otworzyła notatnik i wzięła długopis
do ręki.
- A teraz proszę mi powiedzieć, czy pamięta pani
coś szczególnego, co wydarzyło się w dniu zamachu na
Daniela?
Anula & Romusia
us
o
l
da
n
a
sc
Rozdział 10
Brett rzucił okiem na zegar na kuchence
mikrofalowej. Czas zapalić świece. Za parę minut
Elena powinna tu być, a kiedy wejdzie, wszystko musi
być w największym porządku. Zwiece, czerwona,
pachnąca róża w kryształowym wazoniku. Musujący
sok z winogron schładza się w srebrnym wiaderku z
lodem.
Zadowolony z efektu, podszedł do okna, żeby
popatrzeć na puste ulice. Elena z pewnością doceni
jego rozsądną propozycję. Przez cały dzień rozważał
różne warianty i to rozwiązanie wydano mu się
najlepsze. Uśmiechnął się na dzwięk dzwonka u drzwi.
Nadszedł czas działania.
- Dobry wieczór, moja piękna - przywitał gościa,
zamaszyście otwierając drzwi i na chwilę zamykając
Elenę wswoichramionach.
- Dobry wieczór, przystojniaku - odpowiedziała z
uśmiechem.
Każdy jego pocałunek przyprawiał ją o lekki
zawrót głowy. Pochyliła się, żeby pogłaskać Babe,
która swoimi radosnymi podskokami próbowała
przyciągnąć jej uwagę.
Anula & Romusia
us
o
l
da
n
a
sc
- Tęskniłem za tobą - powiedział Brett, pomagając
Elenie wyswobodzić się z płaszcza.
- Ja za tobą też.
Nie zdążyła wykonać kroku, a Brett już zakrył jej
oczy i poprowadził dojadalni.
- Masz bujną fantazję, Connelly. Co znowu
wymyśliłeś?
- Zaufaj mi. Spodoba ci się - szepnął jej do ucha,
nie bez satysfakcji wyczuwając, że przeniknął ją
dreszcz.
- Witamy wCafe Brett!
Wykonał zapraszający gest, pozwalając podziwiać
swoje dzieło.
- Brett, nie musiałeś... Przyłożył jej palec do ust.
- Wiem, że nie musiałem, ale chciałem.
- Dziękuję - powiedziała i cmoknęła go w czubek
palca.
Brett pomógł jej zająć miejsce przy stole i przyniósł
z kuchni sałatki. Dopiero wtedy otworzył butelkę z
sokiemi nalał napój dokieliszków.
Patrzył na Elenę dłuższą chwilę, nie wiedząc, od
czego zacząć. Dlaczego był taki zdenerwowany?
Przecież jegoplan był bez zarzutu.
- Jak ci minął dzień? - zapytał, próbując sałatki,
ale wcale nie myślał o jedzeniu.
Anula & Romusia
us
o
l
da
n
a
sc
Elena upiła łyczek z kieliszka.
- No cóż, po twoim wyjściu dziś rano miałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]