[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zapadła cisza.
 Halo!  krzyknęła Jess. Zebrała resztę sił i wspięła się na szczyt zbocza.
Nikogo na nim nie było.
Tad z niecierpliwością zabębnił palcami w stół. Gdzie, u licha, podziewa się Jess?
Tropikalne słońce rozgrzewało drewnianą werandę, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci.
Niemal w każdym miejscu budynku wyczuwało się obecność Jess. Pomalowana na szary
kolor, drewniana podłoga lśniła czystością. Spod okapu zniknęły ostatnie ślady pajęczyn.
Mężczyzna z podziwem rozejrzał się wokół siebie. Jess była osobą ogarniętą iście
holenderskim zamiłowaniem do porządku. W przeszłości niezbyt lubił tę cechę charakteru;
uważał, że odrobina kurzu nikomu nie może zaszkodzić. Jego własna gospodyni niestrudzenie
opowiadała o wysiłku, jaki wkładała w utrzymanie domu, choć nie należała do osób szczególnie
pracowitych.
Jess. Gdzie ona jest, u diabła? Gwałtownym ruchem odstawił krzesło i przesunął dłonią po
gładko wygolonym policzku.
Czuł się znakomicie. Gorączka ustąpiła bez śladu, co zawdzięczał wyłącznie żelaznej
kondycji swego ciała.
Był przekonany, że troskliwa opieka Jess nie miała najmniejszego wpływu na jego stan
zdrowia. Nie wierzył w grozbę zapalenia płuc ani w komplikacje wywołane upadkiem ze skały.
Ze smakiem spożył obfite śniadanie, złożone z jajecznicy, grzanek, dżemu i owoców.
Pociągnął łyk kawy. Czuł nowy przypływ energii.
Był zdrów  i potrzebował papierosa. Odruchowo przetrząsnął kieszenie, zanim uświadomił
sobie, że podobny zabieg jest bezcelowy.
Zmarszczył brwi. Jeszcze jedna sprawka nadopiekuńczej lekarki. Rozejrzał się wkoło,
w nadziei, że ujrzy winowajczynię.
Dokąd poszła.? Cholera, na pewno znów miała zamiar mieszać się w czyjeś sprawy.
W dodatku zabrała papierosy.
Rankiem, pogrążony w półśnie, widział, jak wstała i pośpiesznie wyszła z sypialni, jakby
zażenowana nocą spędzoną w łóżku mężczyzny. Przygotowała śniadanie i poleciła Hindusce, aby
dopilnowała wszystkich spraw podczas jej nieobecności.
 Madame doctor poszła do hotelu, aby zapłacić za kosiarkę, którą pan zniszczył 
odpowiedziała Meeta na natarczywe pytania Tada.
Znakomicie! Więc panowała opinia, że to on zniszczył kosiarkę! Jess wyszła dość dawno. Ile
czasu potrzebowała na spacer wzdłuż wyspy, krótką rozmowę i powrót?
Tad zdecydował przerwać bezczynność. Musi odszukać paszport Lizzie, aby uniemożliwić
kolejną próbę jej uprowadzenia.
Wszedł do pokoju Jess i zaczął przetrząsać walizki. Znalazł kilka biuletynów, w których pani
Kent opisywała swoje doświadczenia z pobytu w Indiach. Jak przez mgłę przypomniał sobie, że
wspominała o zamiarze napisania książki.
Odkrył także oficjalne pismo rządu indyjskiego z ostrzeżeniem, że doktor Jessica Bancroft
Kent otrzymała jedynie wizę turystyczną na pobyt w tym kraju i nie ma prawa prowadzić własnej
kliniki, nawet jeśli takie są oczekiwania okolicznych mieszkańców.
Uśmiechnął się kwaśno. Jess nigdy nie zwracała uwagi na podobne formalności.
Paszporty leżały w szufladzie bielizniarki. Tad wsunął oba dokumenty do kieszeni. W tej
samej chwili posłyszał za drzwiami przytłumiony hałas.
Do pokoju wpadła Lizzie. Stanęli jak wryta na widok ojca, pochylonego nad osobistymi
rzeczami ciotki. Z włosów dziewczynki zwisały dwie rozplecione wstążki.
 Tatusiu, co ty tu robisz? Ciocia Jess mówiła mi, żebym nigdy...
Tad zerknął na nią z ukosa. Czuł się nieco winny, lecz jednocześnie uspokajała go
świadomość, że odnalazł potrzebne dokumenty.
 Ciocia Jess przyjechała do Australii, żeby nam pomagać.
 Tego się obawiałem  mruknął.
 Lepiej, żeby cię nie przyłapała! Chodz, tatku. Nie chcę, żebyś miał kłopoty.
 Nie boję się  warknął. Lizzie ujęła go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
Nie stawiał oporu. Zeszli na werandę. Tad usiadł na krześle i posadził sobie córkę na
kolanach.
 Chcę cię zabrać do domu, Lizzie. Czy to coś złego?  Słyszałam w nocy, jak się kłóciliście.
Tatku, dlaczego jesteś dla niej taki niedobry?
 Nieprawda. To ona zaczęła. Kopnęła...
 Byłeś niedobry.  Lizzie obrzuciła go długim, uważnym spojrzeniem, po czym zeskoczyła
z kolan w pogoni za dziwnie wyglądającym chrząszczem.  Dlaczego nie chcesz, żeby ciocia
pojechała wraz z nami? Mogłaby się mną opiekować. Musi napisać książkę i...
Jess miałaby objąć rządy nad Jackson Downs? Na to stanowczo nie mógł pozwolić.
 Sam będę się tobą opiekował  stwierdził stanowczo.  Ale ja kocham ciocię! I będę się
bała, gdy pójdziesz do pracy. Nie lubię być sama!
Tad w zamyśleniu pokiwał głową. W końcu, Jess przez rok zastępowała dziewczynce
matkę...
Przypomniał sobie zachowanie Deirdre. Nic dziwnego, że Lizzie zapałała tak mocnym
uczuciem do ciotki.
Usta dziecka wykrzywiły się w podkówkę.
 Znów będziesz wciąż wyjeżdżał? Tak jak dawniej? A jeśli zli ludzie przyjdą, gdy ciebie nie
będzie?
Tad dobrze wiedział, co znaczy samotność. Od dzieciństwa doświadczał podobnego uczucia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl